Sezon 2005/2006 (piłka nożna)

Z Historia Wisły

poprzedni sezon Rozgrywki w tym sezonie następny sezon
Wszystkie mecze I liga Puchar Polski Puchar UEFA Liga Mistrzów
Mecze towarzyskie międzynarodowe Mecze towarzyskie i sparingii Rezerwy
Kadra Statystyki Spis Sezonów

Opis

Królestwo Chaosu

Trener, pytany o zdanie na końcu, zawieszony członek zarządu aktywniejszy niż niezawieszeni i trzymający się posady z nieprawdopodobną siłą, dyrektor sportowy, który nie chce być strażakiem, „niebieski” doradca, który z kolei chce być szarą eminencją poza strukturami klubu.

Brak konsekwencji, wizji i pragmatyzmu przeplatający się z zagubieniem i sprytną grą menadżerów. Królestwo chaosu? Nie, ostatnie dni w Wiśle Kraków.

Wisła jest klubem nie znającym spokoju i ciszy. Zawsze na ustach tysięcy fantów, łamach największych gazet, błyszcząca w telewizji. Raz w dobrym, niekiedy w gorszym kontekście. Również dziś wokół ulicy Reymonta nie brakuje emocji i palących pytań. Furorę robi ostatnio pozornie naiwne:

Kto rządzi w klubie?

Odpowiedź nie jest oczywista, bo Wisła od dawna bardziej realizuje interes menadżerów piłkarskich w rodzaju Adama Madziary, niż własny. Jak widzimy, firma Avancesport ma największe wpływy i „swoich” ludzi w zarządzie (Kapka, dawniej Praski), czuwających nad odpowiednim wymiarem decyzji „góry”, tworzących w ciszy gabinetów listy transferowe z pominięciem trenerów i dyrektorów sportowych. Firma „podsyła” i stara się pośredniczyć w sprzedaży zawodników, a nawet – co najgorsze – układa strategię dla klubu. To ostatnie najlepiej obrazuje skalę wewnętrznej choroby trawiącej najpiękniejszą z gwiazd, oraz głębię braku wyobraźni osób, które zleciły podobną „misję” Avancesport. Wiadomo bowiem, że interesy menadżerów i klubów z natury są sprzeczne. Pierwsi zawsze będą dążyć do działań szkodliwych dla wyników (płynność składu, wprowadzanie drużyny w stan permanentnej rewolucji personalnej, by inkasować prowizje z których żyją), natomiast klub dąży do sukcesów sportowych (wymagających stabilizacji kadrowej i szkoleniowej, zatrzymywania najlepszych piłkarzy oraz systematycznych inwestycji w potencjał zespołu, a nie do jego regularnego wyprzedawania). To ogień i woda. Dlatego jeśli oddajemy strategię rządzenia klubem w ręce menadżerów typu Madziary, wiadomo że dobre wyniki Wisły i realizowanie jej interesu będą ostatnią rzeczą, której należy oczekiwać. Bogusław Cupiał z nieznanych powodów godzi się na to. Stąd nic dziwnego, że coraz bardziej palące pytanie „kto rządzi Wisłą” przy Reymonta od dawna jest pytaniem retorycznym.

Zaskakująca lista

Ostatnim popisem „rządzących” było stworzenie listy aż 10 zawodników do sprzedania, z Tomaszem Kłosem i Andre Barreto na czele. Za co akurat ich spotkał zaszczyt znalezienia się obok takich „tuzów” piłkarskich jak Jacek Paszulewicz czy Michal Wróbel niewiadomo. „Jedyne” czym wyróżniał się Kłos na tle reszty zawodników Wisły, to najmniejsza ilość indywidualnych błędów w zespole, najlepsza umiejętność gry głową, walki „jeden na jeden” w destrukcji, dobre trzymanie asekuracji w tyłach i najwyższe wyszkolenie techniczne w formacji. Wreszcie miano najlepszego obrońcy „Białej Gwiazdy”, o ile nie całej ligi, a także „zasłużonego reprezentanta kraju”. Jeśli to miałoby być karane w pierwszej kolejności, to witamy w krainie absurdu. Wprawdzie pojawiają się jeszcze głosy mówiące coś o nonszalancji i zaangażowaniu, ale gdyby obie sprawy stanowiły główne kryterium, wówczas „czystki” należałoby zacząć od obu Brożków, Zieńczuka, Głowackiego, Stolarczyka, czy często rozkojarzonego Majdana, którzy Kłosowi tu w niczym nie ustępowali. Kiedy ktoś grał „na stojąco”, to nie tylko Kłos, a cały zespół – szczególnie w Gdyni, Wodzisławiu, Lubinie, Płocku czy Zabrzu.

Drugi „kozioł ofiarny”

Równie zadziwia przypadek Barreto, który w meczach z Koroną i Cracovią udowodnił, że jest piłkarzem o dużym potencjale, „przygaszonym” złym przygotowaniem fizycznym do sezonu. Nie mógł jeszcze ani razu zaprezentować pełni możliwości, w dodatku kosztował sporo. Ale nie przeszkodziło to zarządowi uznać, że się nie nadaje. Nie dziwi mnie już, że w Polsce działacze nie potrafili poznać się na Kameruńczyku Geremmim czy początkowo na Emmanuelu Olisadebe. Tak postępując skreśliliby nawet Vieirę, gdyby osłabiony kontuzją i złą dyspozycją fizyczną przypadkiem trafił do Polski.

Logika każe wszelkie zmiany kadrowe i przebudowę drużyny zaczynać od eliminacji najsłabszych i nieprzydatnych, a nie najlepszych elementów. Niestety, Wisłą i tu wprowadza nowe standardy, rozpoczynając „przebudowę” od sprzedaży największych gwiazd i pozostawienia części „nieużytków” w klubie. Pomijam już „drobny” szczegół, że następców o odpowiednim poziomie wyszkolenia dla wystawionych na sprzedaż nie widać. Czyli robimy powtórkę z lata: znów najpierw oddajemy zawodników, a później – ewentualnie oczywiście, bo „pożarów nie ma” i pewnie nigdy nie będzie – kupimy kogoś na najpotrzebniejsze pozycje robiąc transfery „last minute”?

Prezencja ważniejsza od efektywności

Co na to dyrektor sportowy? Może chociaż on umie wyciągać wnioski z przeszłości? Nie, Mielcarski nie protestuje, tylko „bierze odpowiedzialność”. Chwytliwa deklaracja, ale ona nie zwróci Wiśle kosztu błędów, porażek i strat kadrowych, pod którymi podpisuje się trwając na stanowisku i na które wyraża zgodę. A więc również pod drastycznym osłabieniem zespołu w mijającym roku. Nic dziwnego, że ma coraz słabszą pozycję, a zarząd nie boi się wysyłać list transferowych za jego plecami, skoro nie odniósł jeszcze ani jednego poważnego sukcesu w obecnej roli. Nawet w przyjściu Błaszczykowskiego większy udział miał „wujek Brzęczek” niż on. Ktoś, kto przez rok nie zapewnił Wiśle żadnego realnego wzmocnienia na miarę jej celów i potrzeb, nie zrealizował obietnic (np.: dotyczących sprowadzania zawodników z szerokich kadr uznanych europejskich zespołów w rodzaju FC Porto), za to wsławił się kompromitującymi zaniedbaniami (sprawa załatwianego w ostatniej chwili kontraktu Cantoro, brak listy kandydatów do zastąpienia „Franka” i Uche pod koniec sierpnia, choć rzekomo pracował nad nią przez wiele miesięcy), złymi decyzjami personalnymi (Kryszałowicz, także Penksa i Paulista) i dopuszczeniem do ogromnego obniżenia potencjału drużyny, nie może budzić uznania i respektu jako skuteczny dyrektor sportowy. Mielcarski efektywnie wypada jedynie przed kamerami i podczas komentowania meczów w telewizji, elokwentnie i z gracją opowiadając o „żądzy sukcesu”, „pracowitości” i innych sloganach. Jego osoba niestety dowodzi, że w Wiśle wciąż liczy się nie kompetencja, doświadczenie i fachowość, a osobista prezencja, o czym najlepiej świadczą też przykłady Janusza Basałaja, Liczki i Engela. Widać dla „Nadpresesa” ważniejsze, jak ktoś mówi i wypada przed kamerami, niż to, co robi

Nerwowość właściciela

Bogusław Cupiał niestety także przyczynia się do dzisiejszego chaosu w klubie. Destabilizacji szczególne sprzyja jego polityka działania „do pierwszego błędu”. Na czym polega? Trenerzy pracują najczęściej do pierwszej istotnej przegranej, strategia wzmacniania klubu kończy się po pierwszej wpadce, gdy pierwsi Czesi w osobach Liczki i Vidliczki nie sprawdzili się, Wisła odcina się od tamtego rynku transferowego, fiasko transferu Mijailovica skutkuje podobną decyzją odnośnie Bałkanów, bo przecież powszechnie wiadomo, że tam są sami Mijailovice; porażka w Tbilisi owocuje wnioskiem, że skoro rozwój i siła okazały się niewystarczające, teraz trzeba postawić na regres i słabość, dalej deklarując grę o LM i złoszcząc się, że znów daremnie. Ponieważ portugalskie pomysły i „kontakty” Mielcarskiego nie wypaliły, więc i tu od razu zwijamy manatki, „oddając” lekką ręką półwysep Iberyjski innym klubom, w tym... Legii Warszawa, która i bez rzekomo świetnych znajomości dyrektora sportowego potrafi znajdywać tam jeszcze bardziej obiecujących zawodników niż „Biała Gwiazda”.

Jak tu się dziwić, że w klubie ciągle mamy królestwo chaosu i nieustannie wylewanie „dziecka wraz z kąpielą”? A później brodzimy w kałużach błędów, wciąż topiąc w nich szanse na pucharowy przełom? Trzeba wreszcie skończyć z powyższymi patologiami, wyciągnąć sensowne wnioski i rozliczyć książęta zamętu żerujące na pieniądzach właściciela, medialnych popisywaczy, nieudaczników, oraz wasali innych panów. I w nowym duchu inwestycyjnym postawić na rozwój. Stulecie klubu na nas patrzy! Czy Wisła może pozwolić upokorzyć się Legii w jego dobie? Jeszcze nie jest za późno na konstruktywne zmiany. „Biała Gwiazda” ciągle może świecić najjaśniej w historii. Wszystko zależy od Bogusława Cupiała.


(Markus)

Najważniejsze wydarzenia

Do nowego sezonu Wisła przystępowała z nowym trenerem (Liczkę zastąpił Jerzy Engel), ale bez Macieja Żurawskiego, który został sprzedany do Celtiku Glasgow. Drużynę wzmocnili: „syn marnotrawny” Kalu Uche, Konrad Gołoś i Dariusz Dudka.

  • 5 sierpnia 2005 - niezły początek ligi: 7 punktów w 3 meczach, a i forma zaczęła zwyżkować czego dowodził pewnie i w dobrym stylu wygrany mecz na wyjeździe z Groclinem.
  • 9 i 23 sierpnia 2005 - Nigdy Wisła nie była tak blisko awansu do Ligi Mistrzów. W III rundzie eliminacji potykała się z Panathinaikosem Ateny. Pewna wygrana w Krakowie 3:1 i jakże dramatyczny mecz w Atenach: nieuznana bramka Penksy na 2:2, czerwona kartka dla Sobolewskiego, dogrywka i przegrana 1:4 mogły załamać niejedną drużynę.
  • 24 września 2005 - W lidze kryzysu nie było widać. 10 punktów w czterech meczach i rozgromienie na własnym stadionie Lecha 5:1 (hat trick Brożka) dawał Wiśle liderowanie z sześciopunktową przewagą nad rywalami.
  • 15 i 29 września 2005 - Blamaż w I rundzie PUEFA. Kiepska gra z portugalskim przeciętniakiem i odpadnięcie z dalszych rozgrywek. Wisła-Vitoria Guimares 0:3 i 0:1. Pracę traci J. Engel.
  • Coraz słabsza gra w lidze i trwonienie zdobytej przewagi.
  • 22 listopada 2005 - Rozgromienie Cracovii 3:0 w zaległym meczu 4. kolejki jedynym jaśniejszym akcentem tej późnej jesieni.
  • Po 17 jesiennych kolejkach Wisła pierwsza w lidze z przewagą zaledwie jednego punktu nad Legią.
  • 8 grudnia 2005 - Wisła oficjalnie informuje o podpisaniu kontraktu z nowym trenerem. Jest nim były gwiazdor Chelsea, Dan Petrescu, który próbuje zaszczepić drużynie nowy, defensywny styl gry.
  • Wiosna 2006. Gra Wisły nie jest efektowna, ale dość efektywna. Co z tego, skoro Legia w lidze kroczy od zwycięstwa do zwycięstwa, a „Białej Gwieździe” zdarzają się wpadki.
  • 8 i 21 kwietnia 2006 - Przegrane w Poznaniu z Lechem i Koroną w Kielcach (1:2, 0:1) w praktyce pozbawiają Wisłę szans na obronienie tytułu mistrzowskiego.
  • 13 maja 2006 - Miły akcent na zakończenie rozgrywek. Na Łazienkowskiej lepsza Wisła 2:1, co daje jej tytuł wicemistrzowski.