Patrioci i żołnierze

Z Historia Wisły

(Różnice między wersjami)
Linia 103: Linia 103:
-
[[Antoni Łyko]] – zaangażowany w działalność konspiracyjną w czasie II wojny światowej. Aresztowany [[Grafika:Antoni_Łyko_Auschwitz.jpg|300px|thumb|right|Ostatnie zdjęcie Antoniego Łyko w KLAuschwitz]] przez Gestapo 5 kwietnia 1941 w pracy, w krakowskich wodociągach. Więzień polityczny KL Auschwitz oznaczony nr 11780. Jak sam stwierdził, przed egzekucją, podczas rozmowy ze współwięźniem Bronisławem Cynkarem, wydany na nich wyrok śmierci związany był z wykryciem na terenie ubezpieczalni siatki konspiracyjnej. Rozstrzelany po przywiezieniu do obozu 3 lipca 1941 roku. Tego dnia odbyła się jedna z największych masowych egzekucji w obozie. Zginęło ok 80 osób. Antoni Łyko szedł na śmierć w samych spodniach (bez butów i koszuli), skrępowany drutem kolczastym. Nie zginął od razu. Po dwóch próbach podniesienia się został dobity strzałem w głowę przez jednego z oficerów SS. Antoni Łyko nie posiada grobu. Jego ciało zostało spalone w obozowym krematorium.
+
[[Antoni Łyko]] – zaangażowany w działalność konspiracyjną w czasie II wojny światowej. Aresztowany [[Grafika:Antoni_Łyko_Auschwitz.jpg|300px|thumb|right|Ostatnie zdjęcie Antoniego Łyko w KL Auschwitz]] przez Gestapo 5 kwietnia 1941 w pracy, w krakowskich wodociągach. Więzień polityczny KL Auschwitz oznaczony nr 11780. Jak sam stwierdził, przed egzekucją, podczas rozmowy ze współwięźniem Bronisławem Cynkarem, wydany na nich wyrok śmierci związany był z wykryciem na terenie ubezpieczalni siatki konspiracyjnej. Rozstrzelany po przywiezieniu do obozu 3 lipca 1941 roku. Tego dnia odbyła się jedna z największych masowych egzekucji w obozie. Zginęło ok 80 osób. Antoni Łyko szedł na śmierć w samych spodniach (bez butów i koszuli), skrępowany drutem kolczastym. Nie zginął od razu. Po dwóch próbach podniesienia się został dobity strzałem w głowę przez jednego z oficerów SS. Antoni Łyko nie posiada grobu. Jego ciało zostało spalone w obozowym krematorium.
źródło: "Egzekucja w KL Auschwitz w dniu 3 lipca 1941 r" - Adam Cyra
źródło: "Egzekucja w KL Auschwitz w dniu 3 lipca 1941 r" - Adam Cyra
Linia 193: Linia 193:
-
[[Jan Reyman]] – ochotnik w Kampanii Wrześniowej 1939 r. Żołnierz ZWZ/AK, ps. „Jaś”, „Nałęcz”. Aresztowany w 1941 r. nad ranem w domu przy ul. Jabłonowskich zdołał przeżyć katowanie na Montelupich, KL Auschwitz, transport słynnym szlakiem śmierci przez Pszczynę i Wodzisław do Gross-Rosen i kolejny obóz w Dora-Mittelbau. Stamtąd też uciekł i tułając się po lasach wrócił do kraju po zakończeniu okupacji niemieckiej.
+
[[Jan Reyman]] zaangażował się w działalność patriotyczną już jako gimnazjalista. W latach 1916-1918 był „członkiem tajnej studenckiej organizacji wojskowej”. Do tego „zatrudniony był jako pracownik w Centralnym Biurze Wydawnictw Naczelnego Komitetu Narodowego w Krakowie w okresie od 1 lipca 1916 do 30 stycznia 1917 roku”.
 +
Wprawdzie był za młody by walczyć z bronią ręku w latach 1918-20. W październiku 1918 r. liczył zaledwie 16 lat. Tym niemniej wstąpił ochotniczo do Wojska Polskiego i pełnił w nim czynną służbę „od początku listopada 1918 do końca stycznia 1919 roku przy Oddziale Wartowniczym w Obozie Jeńców w Krakowie”. Służył potem w podobnym charakterze w czasie wojny polsko-bolszewickiej w 1920 r.<br>
 +
Obowiązkową służbę wojskową odbył już w czasie pokojowym po zakończeniu studiów pod koniec lat dwudziestych.
 +
O swych żołnierskich losach w pamiętnym sierpniu i wrześniu 1939 r. tak potem wspominał:<br>
 +
„Posiadając grupę wojskową „C” zostałem powołany 10 sierpnia 1939 r. do batalionu wartowniczego w Krakowie. Służbę pełniłem jako szeregowy z cenzusem”. 1 września chronił lotnisko wojskowe w Krakowie; we wczesnych godzinach rannych lotnisko to zostało zbombardowane, a jego kilku kolegów zostało rannych. Potem pełnił wartę m.in. „przy składzie amunicji na Krzemionkach. W dniu 5 września batalion opuścił Kraków, dołączył do cofającej się armii „Kraków” i udał się ... w kierunku Tarnobrzega, maszerując dziennie około 30 km.<br>
 +
W drodze byliśmy stale atakowani przez niemieckie bombowce”. Podobnie było przy przeprawie przez Wisłę pod Tarnobrzegiem, gdzie „zapanował zupełny chaos. Ostatecznie po przeprawie przez Wisłę do Tarnobrzega batalion zdołał się zorganizować w sile 1 kompanii i udał się w kierunku Niska”, a potem Janowa Lubelskiego. Za Janowem w jednej z wsi oddział udałsię na odpoczynek. „Rano przy wymarszu oddział nasz został zaatakowany przez tanki niemieckie, ostrzelany silnym ogniem karabinów masznowych i artyleryjskim. Zostało wielu zabitych i rannych, a jedynie kilku oficerów, podoficerów i grupa kilkunastu szeregowych schroniła się w pobliskim lesie”. Rano pozostali przy życiu żołnierze postanowili „iść w kierunku Lublina”. Po drodze spotkali „oddział ciężkich karabinów maszynowych 20 pp pod dowództwem chorążego Trzosa. Chorąży znał mnie i służył w 20 pułku piechoty z Krakowa pod komendą mojego brata, w 1939 r. majora WP, który był dowódcą 1 batalionu 37 pułku stacjonującego w Kutnie. Chorąży Trzos wcielił nas do swojego oddziału, a mnie mianował swoim zastępcą. Oddział karabinów maszynowych pełnił rolę ubezpieczeniową sztabu armii, który w tym czasie znajdował się w Hrubieszowie. Około 17-20 września zarządzono koncentrację wszystkich oddziałów w lasach pod Lublinem. Lublin został zajęty przez wojska niemieckie, a od strony wschodniej teren zajmowały wojska radzieckie. Na wielkiej polanie w lasach lubelskich do zebranych oddziałów przemówił oficer w randze kapitana, łamiąc szablę. W krótkim przemówieniu rozwiązał oddziały, zalecił w małych grupkach przedrzeć się do domu i zobowiązał do nieustającej walki już w podziemiu, bo Polska będzie dalej walczyć”. Jan Reyman wraz z 3 kolegami przedzierał się w kierunku Tarnobrzega, w napotkanej leśniczówce pozostawili broń i przebrali się w cywilne ubrania. Następnie w dużej grupie osób oczekiwali na przeprawę przez San. Przeprawy tej polnowału niemieckie wojska SS. SS-mani z kilkusetosobowej grupy czekających na przeprawę wywoływali co jakiś czas ludzi różnych zawodów. Reyman zgłosił się jako tramwajarz i jako taki miał udać się pod strażą SS do Dębicy. Zbiegł jednak w stronę Krakowa: „szliśmy przeważnie nocami przez Dębicę do Krakowa, gdzie wreszcie w godzinach rannych dotarliśmy od strony Podgórza. Kraków czerwony od chorągwi ze swastyką robił wstrząsające wrażenie”. Tak zakończyła się Kampania Wrześniowa z jego udziałem.
 +
W działalność konspiracyjną zaangażował się tuż po zakończeniu działań wojennych i powrocie do Krakowa. Trwała ona nieprzerwanie do momentu aresztowania przez Gestapo.
 +
Z relacji rodzinnych wynika, że prowadził m.in. w swoim zakładzie „Fluor” tajną drukarnię, która na zlecenie ZWZ podrabiała zaświadczenia pracy i inne dokumenty.<br>
 +
Sam tak opisywał te fragment swych okupacyjnych losów: „W XI 1939 wstąpiłem do podziemnej organizacji ZWZ, gdzie pełniłem obowiązki łącznika przy szefie sztabu okręgu krakowskiego ppłk. Janie Cichockim, jak również byłem łącznikiem na org. wojskową PPS i Stronnictwa Ludowego. Współpracowałem przeszło rok dla zdobycia i ukrywania broni oraz kolportażu prasy konspiracyjnej „Naprzód”. W tym okresie utrzymywałem stałe kontakty z czołowymi członkami tych organizacji: Stefanem Rzeźnikiem, Tadeuszem Orzelskim, Zygmuntem Kłopotowskim”. Uściślając tę relację należy wyjaśnić, że początkowo służył on w Służbie Zwycięstwu Polski, organizacji założonej przez gen. Michała Karaszewicz-Tokarzewskiego w Warszawie dzień przed kapitulacją naszej stolicy. Organizacji, której lokalne komórki powstawały na okupowanych terenach całej Polski. Jeśli chodzi o Kraków to „istotnym momentem dla dalszego rozwoju konspiracji na omawianym terenie był przyjazd do Krakowa gen. Tokarzewskiego (Torwid) 16 października 1939 r. W wyniku nawiązanych kontaktów i przeprowadzonych rozmów Torwid zdecydował o utworzeniu Okręgu Krakowskiego SZP. Już w 4 dni później, 20 października, przybył do Krakowa wyznaczony na dowódcę Okręgu płk dypl. Julian Filipowicz (Róg) wraz ze swoim szefem sztabu mjr. Janem Cichockim (Jaś) i adiutantem ppor. Słomką (NN). Korzystając z wydatnej pomocy miejscowych działaczy PPS (m.in. Dr. T. Orzelskiego), a także w oparciu o kontakty z Organizacją Orła Białego, przystąpili oni do tworzenia Sztabu Okręgu i jego struktur terenowych”. Właśnie wtedy do SZP trafił Jan Reyman. Niewykluczone, że zadecydowała o tym znajomość z odgrywającym w krakowskiej SZP czołową rolę prezesie TS Wisła, a zarazem znanym działaczem PPS Tadeuszem Orzelskim. Podobną drogą, jak się wydaje, trafili do SZP/ZWZ/AK inni Wiślacy. Trzeba w tym miejscu dodać, że dowodzący krakowskim Okręgiem płk. Filipowicz „doprowadził do stworzenia bardzo sprawnej ... struktury konspiracyjnej, dobrze przygotowanej do wypełniania nałożonych na nią zadań. Oparta była ona w głównej mierze na bardzo dobrej kadrze dowódczej, mającej wsparcie w niewątpliwie patriotycznie nastawionym miejscowym społeczeństwie”. Imponujący, jak na warunki konspiracyjne, rozwój instytucji polskiego Państwa Podziemnego w Krakowie został gwałtownie przerwany wiosną i latem 1941 r. wskutek wielkiej fali aresztowań, jaka dotknęła krakowski ZWZ. Jedną z ofiar tej „wielkiej wsypy” stał się Jan Reyman, którego aresztowano w lipcu. Te nieszczęsne wydarzenia rozpoczęły się w kwietniu tego roku. . Właśnie „9 kwietnia wpadł w wyniku donosu inż. „Poryw”, szef dywersji kolejowej. W jego notesie znaleziono adres ppłk. Jana Cichockiego”. Cichocki ps. „Jaś” był wówczas szefem Sztabu Komendy 4 Obszaru ZWZ w Krakowie. Torturowano go najpierw w siedzibie Gestapo na ul. Pomorskiej, a potem przewieziono do więzienia na Montelupich. „Jaś” nie wytrzymał tortur, „załamał się i zaczął sypać. Opracował on dla Gestapo O.D.B. ZWZ (Komendy Głównej w Warszawie i Komendy 4 Obszaru w Krakowie), w którym były podane nazwiska, imiona, stopnie wojskowe, pseudonimy, funkcje i adresy oficerów. Tak zostali aresztowani: mjr Cyga – kierownik komórki dywersyjnej ZWZ, kpt. Józef Prus (z 27 pp) – referent przerzutów w ZWZ, por. lotn. Leon Giedwod – skarbnik ZWZ. Wszyscy trzej po torturach załamali się w Gestapo i sypali dalej. W wyniku licznych aresztowań uległy całkowitemu rozbiciu: Komenda Obszaru Krakowsko-Śląskiego i Obwodu Kraków”. Czy właśnie wtedy wypłynęło w śledztwie nazwisko Jana Reymana? Zapewne tak, choć pewnie nie od razu, gdyż do maja Gestapo go nie aresztowało, a w tym czasie (kwiecień/maj) „zatrzymano i uwięziono około 200 osób”. Główna fala aresztowań trwała do końca maja. Dotknęła ona” zarówno obsadę dowódczą Obszaru, Okręgu jak i Obwodu oraz Związku Odwetu. Niektórzy z zatrzymanych nie wytrzymali tortur i wydawali towarzyszy broni”. Tak ten czas wspomnał Jan Reyman: „Od maja 1941 r. ukrywałem się w Krakowie mieszkając u kolegów, a to na skutek ostrzeżenia jakie otrzymałem od dra Tadeusza Orzelskiego, dyrektoar Miejskich Zakładów Wodociągowych. Dr Tadeusz Orzelski przebywał w tym czasie w Krakowskim Szpitalu u prof. dra Zbigniewa Oszasta, jako ciężko chory pod ścisła kontrolą policji granatowej. Również z kontaktów z ZWZ wiedziałem, że w marcu i kwietniu 1941 r. nastąpiły liczne aresztowania, a między innymi aresztowany został Jan Cichocki noszący nazwisko przybrane Nałęcz, pseudonim „Kabat” szef sztabu kręgu Krakowskiego. Otrzymałem poleceniu zniknięcia z terenu krakowskiego na dłuższy okres czasu. Z tą myślą 27 lipca 1941 r. przyszedłem do domu przy ul. Jabłonowskich w nocy, aby pożegnać się z ciężko chorą matką i aby zabrać niezbędne osobiste rzeczy. Nad ranem około godziny 5-tej dom przy ul. Jabłonowskich 24 otoczony został przez Gestapo, a na teren mieszkania wkroczyło ich kilku z bronią w ręku. Po przeprowadzeniu rewizji w dramatycznych okolicznościach ze względu n chorą matkę zabrany zostałem do auta i wywieziony na ul. Pomorską. Burzliwe przesłuchanie na Pomorskiej zakończyło się wywiezieniem do więzienia na Montelupich, gdzie po dokonaniu rewizji osobistej osadzony zostałem w celi nr 136 na II-gim piętrze. W celi tej znajdowało się już 6-ciu więźniów, prawie wszyscy to więźniowie polityczni, oskarżeni o działalność w organizacjach podziemnych. W tym czasie na Montelupich panował niesłychany głód, gdyż poza znikomą porcją chleba otrzymywaliśmy tylko płyny bez zasadniczej wartości odżywczej. Już w następnych dniach rozpoczęły się dramatyczne przesłuchania, z których częstokroć powracałem w stanie zupełnego zamroczenia. Byłem podczas przesłuchań konfrontowany z szeregiem członków ZWZ, a między innymi bardzo często z szefem sztabu Janem Cichockim.<br>
 +
Okazało się, że cała grupa ZWZ jest całkowicie oddzielnie traktowana i w ostatecznych decyzjach zależna bezpośrednio od centrali w Berlinie. Z przesłuchań wynikało, że Niemcy noszą się z myślą wielkiego procesu, z którego ostatecznie zrezygnowali. Jestem przekonany, że nastąpiło to na skutek wspaniałej postawy wielu członków tej organizacji, a m.inn. Cichockiego. Zycie codzienne zatem przebiegało w wiecznym napięciu nerwowym, czy kogo nowego nie aresztowano, czy znów nie dojdzie do jakiejś niepomyślnej konfrontacji....<br>
 +
Wreszcie pod koniec maja 1942 r. we wczesnych godzinach rannych zostałem wyprowadzony z celi. Byłem głęboko przekonany, że zbliża się koniec. Z drugiego piętra zabrano nas dwóch, przy czym towarzysza mojego nie znałem, choć z przebiegu śledztwa wiedziałem, że był członkiem ZWZ. Gdyśmy stali przed kratą w korytarzu doszedł dr Garbień do mnie: na pytanie moje, czy to już koniec, w serdecznych słowach oznajmił mi, że jadę transportem do KL Auschwitz”. Tak skończyła się konspiracyjna działalność Reymana w Krakowie. Kontynuował ją potem w oświęcimskim obozie... bedąc „tam w stałym kontakcie z dr Kłodzińskim i wykonując szereg jego poleceń, niezależnie od ogólnej działalności organizacyjnej”.
 +
Uściślając niektóre fakty: Reyman na Montelupich trafił 30 lipca 1941 r. Z przesłuchujących go gestapowców zapamiętał m.in. : Christiansena – oberseherfuehrera „Rybie Oko” , czy „poznańczyka” Bautza. 30 maja 1942 przewieziono go do KL Auschwitz. Oficjalne dokumenty obozowe mówią jednak o 3 czerwca. W obozie został oznaczony jako więzień polityczny nr 37302. W Auschwitz „przebywał do ewakuacji (styczeń 1945 r.), następnie przeniesiony do obozu KL Gross-Rosen”.
 +
 +
Z pisanych po latach oświadczeń i korespondencji można prześledzić dość dokładnie jego obozowe losy: zaraz po przybyciu do Auschwitz „po dwudniowym pobycie na bloku Nr.11, gdzie zostałem zarejestrowany jako fachowiec chemik, przeszedłem przez Krankenbaum (Block Nr. 20) do pracy w DAW mieszkając na bloku 13, a po paru dniach pracy, przypuszczalnie około 10 VI.42 r., wywołano mnie w nocy i wcielono na bramie wyjściowej do maszerującego Komanda „Buna” do grupy specjalistów. W początkowym okresie pracy na Bunie mieszkałem na bloku 13 a., a nastepnie do końca omawianego okresu na bloku 17.... Do obowiązków moich należało obsługiwanie stacji meteorologicznej... Do pracy jeździło się koleją, apel odbywał się około 3-ciej rano, a powrót często następował późnym wieczorem. Warunki wybitnie wyczerpujące spotęgowane szykanami przy „załadowaniu” Komanda liczącego około 600 do 1000 osób do wagonów jak również „wyładowanie” które przez bezwzględną szybkość były często przyczyną łamania nóg i rąk jak również przy tak wybitnym osłabieniu powodem śmierci. Wyczerpanie na skutek niewłaściwego odżywiania i często zmniejszonych porcji obiadowych wydawanych na miejscu doprowadzało więźniów do całkowitego zaniku sił fizycznych. Absurdalne warunku chigieniczne spowodowały nieprawdopodobny rozwój insektów, a przede wszystkim wszy. W okresie od połowy lipca do sierpnia zachorowania na tyfus w Komandzie Buna przybrała charakter masowej zagłady...”. Wtedy też na tyfus plamisty zachorował on sam i około 10-12 sierpnia znalazł się na Bloku 28 (szpitalnym „Krankenbaum”). Po kilku dniach przeszedł kryzys „choroby ... i stał się rekonwalescentem”. Wtedy też (między 15 a 25 sierpnia): „we wszystkich blokach szpitalnych odbyła się generalna selekcja na śmierć w komorach gazowych, w której zostało wybranych około 700 więźniów różnej narodowości, a szczególnie Polaków. Również na Bloku 28 przeprowadzona została selekcja pod kontrolą Unterszturfuehrera SS Dr. Entresa przy pomocy niemieckiej służby sanitarnej.
 +
 +
Wszyscy chorzy, trzymając w rękach karty chorobowe przechodzili pojedynczo przed stołem za którym siedział SS-man w asyście blokowego i zastępcy blokowego. SS-man odbierał kartę chorobową i na podstawie karty, wyglądu zewnętrznego, a w gruncie rzeczy od własnego kaprysu decydował o zaliczeniu więźnia do grupy skazanych do komór gazowych. Również i ja zostałem zaliczony do grupy przeznaczonej do komór gazowych. Dzięki jednak interwencji i zabraniu karty chorobowej przez zastępcę blokowego kol. Walentynowicza zostałem przesunięty z omawianej grupy i powróciłem na salę. W ten sposób uniknąłem śmierci. Przeprowadzona wówczas selekcja należała do największej w historii Oświęcimia i wywołała wstrząsające wrażenie na więźniach i na mnie osobiście szczególnie. Wstrząs był tak silny, że mimo kompletnego osłabienia i nie wyleczenia, za pośrednictwem i pomocy kolegów zostałem wypisany z bloku szpitalnego na obóz do pracy, już w następnym dniu po selekcji. W obozie jedynie dzięki wybitnej pomocy kolegów pełniących różne funkcje mogłem utrzymać się przy życiu...”. Wstrząs był tak duży, że Jan Reyman już nigdy nie korzystał z leczenia w obozowym szpitalu, choć wielokrotnie zapadał na różne choroby.
 +
Po tyfusie plamistym przeszedł też tyfus brzuszny. Jako rekonwalescent pracował „na bloku 28 przy sortowaniu lekarstw zawartych pożydowskich walizach”.
 +
 +
W październiku przeprowadzono w obozie spis wszystkich chemików i lekarzy. Reyman do końca roku był pracownikiem Komanda Buna-Werke. Na przełomie listopada i grudnia został wypisany ze szpitala i przeniesiony na blok 17, a potem 20. Tam też pod koniec roku odbyła się „odprawa więźniów lekarzy, chemików, techników, krótko mówiąc fachowców z różnych dziedzin” przeprowadzona przez porucznika SS dra Webera. Ten po rozmowie z każdym z więźniów, niektórych z nich kazał wpisywać na specjalną listę. Na nią też trafił Reyman: „Spis dokonany na tej odprawie był niepokojący o tyle, że nie widomo było, do jakich celów możemy być użyci. Tym bardziej, że Blok nr 10[, na którym mieli pracować] był Blokiem wówczas dla nas tajemniczym, nieznanych jeszcze eksperymentów, dokonywanych na niewiastach, ale również i na mężczyznach. Mniej więcej w styczniu zapisani na odprawie więźniowie, w większości lekarze i chemicy zostali skoszarowani na Bloku 20-tym, sztuba nr 4”. Praca na Bloku 10 „polegała przede wszystkim na organizowaniu poszczególnych działów laboratoriów, jak chemiczny, biologiczny, serologiczny itp... Godnym podkreślenia jest fakt, że okna naszej sztuby, w której pracowaliśmy, wychodziły na dziedziniec Bloku nr 11, bezpośrednio przy ścianie śmierci. Oczywista, okna były zasłonięte koszami drewnianymi, nie mniej w godzinach rannych zwłaszcza słyszeliśmy głosy mordowanych, ich krzyki i przede wszystkim odgłosy strzałów...”
 +
 +
Formalnie Reyman został przeniesiony do „głównego obozu ... na blok 20, z przydziałem pracy w Instytucie Hygieny SS” (centrala Instytutu mieściła się w Berlinie) około 18 stycznia 1943 r. Jednak dopiero w lutym zaczął pracować w bloku doświadczalnym nr 10. „Dyrektorem Instytutu ... był dr Weber – lekarz i chemik z wykształcenia. Z przekonań Prusak, polakożerca, który jednak do tych więźniów polskich, których uważał za pełnowartościowych, odnosił się jak do niewolników, ale koniecznych i potrzebnych mu do funkcjonowania całego Instytutu...”
 +
W pierwszych tygodniach pracy stał się też obiektem doświadczalnym: „SS-man wraz z sanitariuszem, więźniem, zaczął regularnie, co trzeci dzień, pobierać mu krew z żyły w ilościach 15-20 cm. W przerwach między pobieraniem krwi podawano mu dożylnie roztwór bliżej nieznany. Zastrzyk ten powodował dreszcze, ostre bóle głowy, uczucie ogólnego rozbicia oraz bóle mięśniowe i stawowe. Po każdym zastrzyku gorączkował tak, że w tym czasie prowadzony był na bloku 20 izba Nr 4, jako chory...”.
 +
 +
Z oświadczenia dr Hansa Wilhelma Muencha – lekarza Instytutu Hygieny SS wiemy, że doświadczenia te zleciła berlińska centrala: „Celem tych doświadczeń było stwierdzenie, czy istnieje możliwość zmiany grupy krwi u człowieka w drodze uczulenia (sensybilizacji) i uodporniania (immunizacji)... Aby dojść do szybkich i możliwie jak najbardziej jednoznacznych wyników, wszystkie te doświadczenia robione były za pomocą dożylnych injekcji specyficznego i niespecyficznego białka. Z całą pewnością wszyscy więźniowie tej serii, która była przedmiotem doświadczeń, byli narażeni na wysoką gorączkę i uszkodzenie narządów miąższowych...,wszyscy więźniowie, którzy poddani zostali wspomnianym doświadczeniom, musieli odnieść ciężkie szkody na zdrowiu”. Doświadczenia skończyły się z chwilą przeniesienia pracujących na bloku 10. do Rajska, „gdzie zajmowaliśmy kilka budynków przygotowanych w pełni do prac laboratoryjnych” . Stało się to z początkiem maja 1943 r. W Rajsku mieściło się Komando Laboratorium i tam też pracował Reyman, „jako chemik-organik wraz z grupą kilkudziesięciu chemików biologów i lekarzy aż do likwidacji obozu i ewakuacji komanda tj. do 17.I.1945r.”.
 +
 +
Wskutek doświadczeń jakie na nim dokonywano wielokrotnie chorował przez cały okres pobytu w Auschwitz, „Po likwidacji obozu Oświęcim I przeszedł „marszem śmierci” do Wodzisławia. Stamtąd transportem kolejowym przewieziono go do Gross Rosen. W lutym ewakuowano go do obozu Dora, a wreszcie Nordhausen: „W marcu 1945 ratowałem się ucieczką, [a] z końcem kwietnia ranny dostałem się do więzienia „w miejscowości Heringen w górach Harzu”, gdzie 2.5.1945 zostałem uwolniony przez armię amerykańską...”. Potem „przebywał w leczeniu w szpitalu polowym... leczony przez 2,5 miesięca, przeszedł do strefy rosyjskiej do obozu Dora, aby wreszcie z końcem sierpnia 1945 r. po powrocie do Krakowa całkowicie przejść pod opiekę lekarzy b. więźniów Oświęcimia”. Z obozu wrócił do kraju z gruźlicą i chorobą serca.
 +
 +
Na podstawie dokumentów zachowanych w zbiorach rodzinnych oraz:
 +
 +
http://www.pcen.rzeszow.pl/publikacje/czasopisma/kwartalnik/1_02_dd.doc<br>
 +
http://www.dws-xip.com/PW/formacje/pw4.html<br>
 +
http://zelbet.webpark.pl/zelbet_zarys_histori.html<br>
 +
http://www.ipn.gov.pl/wai.php?serwis=pl&dzial=23&id=1369&search=430
 +
 +
 +
[[Stefan Reyman]] – aktywny w konspiracji. Aresztowany po odkryciu tajnej drukarni w Krakowie. 21 lutego 1941 r. trafił do KL Auschwitz, gdzie został rozstrzelany pod ścianą śmierci w bloku 11 3 czerwca wraz z Łyką i Pachnerem. Oznaczony nr 10392.
 +
 +
Stefana Reymana wraz z Oleksikiem i Lubowieckim Niemcy aresztowali zupełnie przypadkowo i, jak się wydaje, nie miało to nic wspólnego z ich działalnością konspiracyjną. Po prostu 16 kwietnia 1942 r. znaleźli się w niewłaściwym miejscu o niewłaściwym czasie. Przebywali wówczas w Kawiarni Plastyków, która mieściła się przy ul. Łobzowskiej 3 i zostali tam aresztowani wraz z liczną grupą aż 198 osób: w tym artystów-plastyków i aktorów. Była to typowa dla tamtych mrocznych czasów hitlerowska akcja odwetowa „za zamach na wyższego oficera SS, dokonany na lotnisku rakowickim”. Aresztowani jako zakładnicy wszyscy zostali przewiezieni dwoma transportami do KL Auschwitz z końcem kwietnia. „Ponumerowano ich w obrębie 3289 – 32585 i 33091 – 33190”. Niektórych z nich obarczono w początkach maja różnymi pracami obozowymi.
 +
<br>W przesłanym przez krakowskie Gestapo telegramie do oddziału politycznego obozu „zawarte było polecenie zlikwidowania wszystkich więźniów w treści jego wymienionych. W jakieś dwa tygodnie później, dokładnie w dniu 27 maja 1942 r. zlikwidowano 168-u więźniów z tych obu transportów. W książce stanów dziennych wykazani są jako zmarli pod datą 27.5. 1942 r.” Zwłoki tych więźniów przewieziono potem przez obóz do krematorium i tam spalono.
 +
<br>Jak przebiegała ta egzekucja wiemy z relacji naocznych świadków:
 +
<br> „...27 maja (...) dosłyszeliśmy jakiś ruch na górze i na dziedzińcu bloku. Poznaliśmy głosy kierownika oddziału politycznego – Grabnera, Lagerführera Aumeiera, kierownika biura zatrudnienia Schwarza. Był też jeden nieznany nam głos. Cała ta ważna czwórka wiodła ściszoną rozmowę stojąc obok wylotu czworokątnej rury, prowadzącej do naszego okienka. Po chwili usłyszeliśmy kroki kilku osób na dziedzińcu i głośną zapowiedź blokowego:
 +
<br>„Za zamordowanie szefa lotnictwa niemieckiego w Krakowie jesteście skazani na śmierć.” Po tej zapowiedzi padły kolejno cztery strzały z broni małokalibrowej. Za chwilę znów ta sama zapowiedź, a po niej cztery strzały. Rozmowa u wylotu rury naszego okienka ucichła. Nadsłuchujemy z kolegą i ogarnia nas coraz większa trwoga, bo masakra trwa bez przerwy. Czyżby to było „oczyszczanie bunkrów”? W minutowych odstępach czasu powtarzała się ta sama ochrypła zapowiedź blokowego, po niej cztery strzały i głuchy odgłos padających ofiar.
 +
<br>W jednej z czwórek, zanim padł strzał, ktoś zawołał: „Niech żyje Polska”!
 +
<br>– Was sagt der Hund? – zapytał Aumeier.
 +
<br>Blokowy przetłumaczył. Aumeier zaczął wymyślać na Polaków, że ma z nimi kłopoty, że trudni
 +
<br>są do ujarzmienia... ale on się z nimi rozprawi, już niedługo nie będzie tu żadnego Polaka.
 +
<br>Rozstrzeliwanie nie ustaje. Naliczyliśmy już ponad 160 strzałów...”
 +
<br>
 +
<br>...
 +
<br>„Około dziesiątej rano, na podwórzu bloku 11... W pewnej chwili usłyszałem pojedyncze słowo niemieckie.
 +
<br>Rozumiałem te dobitnie akcentowane
 +
<br>– Krakau...Luftwaffe...erschossen...
 +
<br>Skandujący głos skończył i natychmiast tłumacz po polsku.
 +
<br>– Za to, że mieliście coś wspólnego... z szefem lotnictwa niemieckiego w Krakowie, zostajecie rozstrzelani.
 +
<br>Słuchałem w osłupieniu. Co to znaczy – „mieliście coś wspólnego”?
 +
<br>Mówi przecież do ludzi, którzy za kilkanaście sekund będą umierać. Pewnie stoją teraz, lub klęczą pod ścianą śmierci i słuchają dziwnych słów. Zresztą może już nawet nie słyszą?
 +
<br>Dopiero następny Doilmetscher prawidłowo wyjaśnił ludziom, dlaczego umierają. W odwet za zamach na wyższego oficera SS, na lotnisku Rakowice w Krakowie, zostajecie rozstrzelani jako zakładnicy. Nie słyszałem strzałów, chociaż pancerz mojego „okienka” wywietrznika znajdował się pięć metrów od ściany straceń. Widziałem ich jednak. Czułem poprzez beton i żelazo. Ze skrępowanymi kolczastym drutem rękami, podchodzą po pięciu. Klękają pod ścianą śmierci. Ale nie słyszę strzałów. Jedynie w sporych ostępach czasu pojedyncze, rewolwerowe. Pewnie zabijają automatycznym pistoletem do uboju bydła. O tym mówiło się w obozie. Przystawiony z tyłu głowy pistolet i zwolniona iglica uderza w potylicę. Zabija. Nie zawsze precyzyjny „strzał, poprawia Ssmański rewolwer.
 +
<br>I to właśnie słyszałem.
 +
<br>Od początku egzekucji liczyłem. Starałem się liczyć.
 +
<br>– Pięciu... Dziesięciu... Już pięćdziesięciu. Już stu...
 +
<br>– Niech żyje Polska!!!
 +
<br>Głośny, bardzo głośny był ten wstrząsający okrzyk.
 +
<br>Bez ceremonii plutonu egzekucyjnego, w atmosferze bezkarnego morderstwa, wśród czterech ścian dziedzińca „jedenastki”, trzeba było nie tylko odwagi, ale przede wszystkim siły, zwyczajnej fizycznej siły. Aby pokonać bezwład własnego ciała, aby starczyło oddechu na całe życie, żeby się głos nie załamał, żeby zdążyć zanim padnie śmiertelne uderzenie. Wiedział chyba o tym siedzący na pancerzu „okienka” mojej celi Lagerfuhrer Aumeier.
 +
<br>– Das was eine polnische Schwein – rozległ się aż w mojej celi jego zaskakująco silny, metalicznie charakterystyczny, głos. Była w tym krzyku wściekłość, ale była też i bezsilność. Może żałował, że kula nie zraniła jedynie umierającego z Polską na ustach. Powinien był dłużej umierać.
 +
<br>– Przestałem liczyć. Biegałem po ciemnej celi, czekając kiedy otworzą się drzwi i przyjdą po mnie. Wiedziałem, że zdarzyło się to w czasie zbiorowych egzekucji. Niekiedy w ten sposób opróżniano bunkier.
 +
<br>– Egzekucja trwała jeszcze chyba godzinę. Potem na dziedzińcu słychać było tylko odgłosy świadczące o sprzątaniu. Wreszcie wszystko ucichło.
 +
<br>– Leżałem na betonie, zwinięty w „kłębek”, w bezwładnym odrętwieniu. Zerwałem się dopiero na brzęk klucza w drzwiach celi. Ssman wzywał mnie na górę. Zwrócono mi pasek i z innymi więźniami ustawiono na dziedzińcu. Dziedzińcu śmierci. Mój kapo był wśród nas. Podszedł do mnie Hanys, który od kilku tygodni pełnił obowiązki funkcyjnego na bloku 11. Dowiedziałem się, że rozstrzelano ponad 160 więźniów z dwóch krakowskich transportów. Wszyscy aresztowani w dwóch akcjach gestapo, w Kawiarni Plastyków” przy ulicy Łobzowskiej. Krew płynęła rynsztokiem. Trzy godziny trwało wywożenie ciał i usuwanie śladów”.
 +
<br>http://www.zpap.krakow.pl/web/documents/inf%20ZPAP%201-2007.pdf
 +
<br>
 +
<br>
 +
<br>
-
[[Stefan Reyman]] – aktywny w konspiracji. Aresztowany po odkryciu tajnej drukarni w Krakowie. 21 lutego 1941 r. trafił do KL Auschwitz, gdzie został rozstrzelany pod ścianą śmierci w bloku 11 3 czerwca wraz z Łyką i Pachnerem. Oznaczony nr 10392
 

Wersja z dnia 08:33, 15 lis 2008

Warto w osobnym temacie zamieścić krótkie notki opisujące tę sferę wiślackiej działalności.

Punktem wyjścia były notki zamieszczone w publikacjach: A. Gowarzewskiego i S. Chemicza. Starałem się je w niektórych miejscach uzupełnić. Stąd zrozumiałe, że jest to zaledwie bardzo niepełny zarys tematu. Liczę na jego podjęcie i rozwinięcie. Pomocne będą tu choćby publikacje Tuszyńskiego, słowniki dotyczące Polskiego Państwa Podziemnego i AK, Polski Słownik Biograficzny ... Warto również dopisać tych wojskowych, którzy choć nie byli sportowcami - to jednak zasiadali we władzach TS Wisła przed wojną...

Patrioci i żołnierze


Edward Ałaszewski – żołnierz Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie.


Franciszek Brożek – Uczestnik wojen o niepodległość Polski w latach 1918-1920. Do Wojska Polskiego wstąpił w styczniu 1919 r. Walczył w wojnie polsko-ukraińskiej 1919 r., a potem w wojnie polsko-bolszewickiej 1920 r. Dwukrotnie ranny, dostał się do niewoli bolszewickiej. Pisano o nim w opinii: "Zawsze na czele powierzonego oddziału przykładem bohaterskim porywający, kochany przez żołnierzy i szanowany przez dowódców - był wzorem oficera frontowego". Po powrocie z niewoli z WP związał swój los i piął się po szczeblach wojskowej kariery. Jako kapitan otrzymał przydział do 13 pp. w Pułtusku. W 1927 r. awansowany do stopnia majora. Do 1930 r. dowodził batalionem w 18 pp. w Skierniewicach. Awansowany na podpułkownika w 1936 r. służył w Korpusie Ochrony Pogranicza w Iwieńcu (woj. nowogródzkie). Walczył w Kampanii Wrześniowej 1939 r. jako wyższy oficer KOP. Dostał się do niewoli sowieckiej. „Jego nazwisko znalazło się na listach jeńców wojennych Starobielska pod numerem 153, a zatem został rozstrzelany w gmachu NKWD w Charkowie wiosną 1940”. Za udział w wojnie polsko-bolszewickiej odznaczony orderem Virtuti Militari. Podczas uroczystości katyńskich 2007 r. mianowany pośmiertnie przez Prezydenta RP na stopień pułkownika.

http://pl.wikipedia.org/wiki/Franciszek_Bro%C5%BCek

http://www.pkol.pl/pl/pages/displayfid/294_13139.html


Wilhelm Cepurski – uczestnik wojen 1918-20 o niepodległość Polski jako kapitan artylerii.

Jan Cudek – Podpułkownik Wojska Polskiego. Podczas Kampnii Wrześniowej początkowo dowodził II Dywizjonem 40 Pułku Artylerii Lekkiej . Był to rezerwowy pułk artylerii sformowany we wrześniu 1939 r. dla 36 Rezerwowej Dywizji Piechoty z Armii „Prusy”. Wskutek zaciętych walk Dywizja ta przestała istnieć 9 września, a jej poszczególne jednostki zasiliły potem inne walczące formacje Wojska Polskiego. Podpułkownik Cudek trafił do organizowanej od 16 września Grupy Operacyjnej Dubno. Grupa ta 18 września podjęła marsz na Lwów. Podczas marszu dołączały do niej inne oddziały, tworząc poważne zgrupowanie bojowe (była to głównie kawaleria i artyleria). Artylerią dowodził w tym zgrupowaniu właśnie ppłk. Cudek. „21 września grupa Dubno stoczyła zwycięską walkę z oddziałami 4 DL (niemieckiej) pod Kamionką Strumiłowską. Grupa kierowała się ku zachodniej stronie Bugu na Bełz i Rawę Ruską... Po ofiarnym boju pod Rzyczką nie zdołano złamać zapory pancernej 2 Dyw. Panc. (niemieckiej). 25 września [dowodzący Grupą] płk Kulesza – Hanka wobec beznadziejnej sytuacji podjął w miejscowości Michałowce decyzję o rozwiązaniu grupy. Około 2000 żołnierzy dostało się do niewoli niemieckiej. Część przedarła się na Węgry a część została ogarnięta przez wojska sowieckie”. Nie jest jasne w jaki sposób Jan Cudek trafił do KL Auschwitz. Został tam rozstrzelany 16 października 1942 r.

http://pl.wikipedia.org/wiki/36_Dywizja_Piechoty_(II_RP)

http://pl.wikipedia.org/wiki/Grupa_Operacyjna_Dubno


Włodzimierz Czak – walczył w Kampanii Wrześniowej 1939 r. Przez Bałkany i Francję dostał się do Anglii, by walczyć w PSZ: w Egipcie, Palestynie i we Włoszech.


Stanisław Czulak - walczył w Kampanii Wrześniowej 1939 r. Przez Bałkany i Francję dostał się do Anglii, by walczyć w PSZ.


Antoni Dzierwa - walczył w Kampanii Wrześniowej 1939 r.


Michał Filek - walczył w Kampanii Wrześniowej 1939 r. Zmobilizowany jako rezerwista, sierżant-podchorąży 25 sierpnia 1939 r. Z chwilą wybuchu wojny otrzymał automatycznie nominację na podporucznika. Służył w 20 pp, który wchodził w skład 6 DP i Armii „Kraków”. Po rozpoczęciu wojny pułk wyruszył w stronę Śląska i w okolicach Pszczyny stoczył pierwsze walki z oddziałami niemieckimi, ponosząc duże straty. Przegrana bitwa pszczyńska (1-2 września) miała duży wpływ na losy całej Armii, a dowództwo było zmuszone w dalszej konsekwencji do wycofania wojsk z całego obszaru Górnego Śląska. 20 pp wycofywał się w stronę Krakowa, a potem w stronę Lwowa, tocząc po drodze boje z jednostkami niemieckimi. Tak ten szlak bojowy zapamiętał Michał Filek: „Pod Pszczyną zginęło wielu naszych żołnierzy. Kolega mój (sierżant podchorąży), z którym razem służyliśmy w wojsku zginął. Jako dowódca cekaemu poderwał się przeciwko czołgom i stał jakby był zapamiętany. Wycofywaliśmy się później koło Krakowa. Następne zetknięcie się z armią niemiecką mieliśmy nad Dunajcem. Nad Dunajcem Niemcy chcieli nas okrążyć. Myśmy się wymigiwali z okrążenia. Następne spotkanie z niemieckimi czołgami miało miejsce (nie pamiętam nazwy) daleko na wschód od Tarnowa, gdyż ciągle przedzieraliśmy się w kierunku Lwowa. Otoczyli nas tam Niemcy. W nocy przedzieraliśmy się przez pole kukurydzy. Jak wyszliśmy to naprzeciwko nas znajdowało się w jednej linii około 50 czołgów. Nie mieliśmy broni przeciwpancernej. Wyszliśmy tyralierą. Kiedy się rozjaśniło to czołgi zaczęły nas otaczać. Cała nasza tyraliera zaczęła się wycofywać, do wsi, do rowów. Wycofaliśmy się jakieś 150 metrów do naszego ośrodka oporu, gdzie znajdowało się działko przeciwpancerne. Parametry tego działka były lepsze od niemieckich. Wszystkim, którzy się wycofywali, kazano stanąć i położyć się na ziemię. Wtedy te czołgi zaczęły się wyłaniać z przecinków leśnych. Wychodzi jeden czołg, drugi, trzeci. Byliśmy skazani na zagładę i w tym momencie otworzyła ogień ta armatka przeciwpancerna. Pierwszy strzał to odczułem jakby bomba spadła. Wskutek ostrzału pięć czołgów zostało unieruchomionych, rozbitych. Reszta czołgów się wycofała. Wtedy z tego ośrodka, jak nam się wydawało beznadziejnej sytuacji, poszliśmy na te czołgi. Pamiętam, miałem tę satysfakcję, że nasza grupa (ja byłem jednym z pierwszych) wzięła do niewoli Niemca, który szedł z podniesionymi rękami i prosił żeby nie strzelać. Potem wskoczyłem na czołg (drugi Niemiec w czołgu był nieżywy). Rozbiliśmy 4-5 czołgów. Następnie zwinęliśmy manele i dalej wycofywaliśmy się na Lwów. W międzyczasie Rosja wkroczyła [do Polski]. Nasze dowództwo doszło do wniosku, że nie ma w takim razie sensu, żeby się przebijać na Lwów. Jakbyśmy się przebili na Lwów to pewnie byśmy zginęli w Katyniu. Dowództwo podjęło wówczas decyzję, żebyśmy się poddali. Poddaliśmy się Niemcom... Kiedy poddaliśmy się do niewoli to skoncentrowaną masę żołnierzy skierowano na nogach na zachód... Trzy noce spaliśmy w Łańcucie (w zamku). Były to zimne noce i spaliśmy tam jeden na drugim. Po trzech nocach zapakowali nas w pociąg na platformy. Jechaliśmy na zachód. Z Tarnowa przez Kraków. W Krakowie 29 IX w południe wyskoczyłem z transportu kolejowego, z obawą, że ewentualnie mogą strzelać. Pociąg jechał wówczas niezbyt szybko przez Płaszów. W Płaszowie miałem znajomych i po wyskoczeniu z transportu od razu poszłem do nich. 29 IX to były moje imieniny. Tam się przespałem i wróciłem do domu do Nowych Dworów...”. Umiejscawiając i konkretyzując te wspomnienia: M. Filek brał zapewne udział w bitwie pod Tomaszowem Lubelskim, mającej na celu wyrwanie się z okrążenia polskich sił i przebicie się do Lwowa. Resztki Armii „Kraków” dokonały 17 września udanego ataku pod Józefowem i Nowinami na siły niemieckiej 28 DP, a następnie uderzyły na Narol i Rawę Ruską. 19 września dotarły do Rawy Ruskiej, jednak zostały okrążone. 20 września gen. B. Mond (dowodzący 6 DP) podjął decyzję o złożeniu broni. Do tego czasu siły dywizji stopniały do ok. 2,5-3 tys. żołnierzy. Zaraz po powrocie do domu M. Filek zaangażował się w działalność konspiracyjną. Jak wspominał : „W Krakowie mój serdeczny kolega z gimnazjum powiedział mi: "zakładamy komórkę, bo mamy kontakt" itd.. Nazywał się Paweł Kot. Więc założyliśmy [ją] razem z innymi kolegami z gimnazjum: ja, on, Marek - pseudonim „Buluś”, Adam Bandt-Bandrowski. Wszyscy studenci, którzy kończyli gimnazjum V neoklasyczne. Założyliśmy tę komórkę w piątkę... To był 1939 rok”. Jak się wydaje ta studencka organizacja od początku była powiązana z ZWZ: „Byłem w tej komórce do 1941 roku. Kontakt z [konspiracyjną] górą miał Pawełek Kot. W 1941 roku powiedział mi: "Michał ty jesteś organizacyjnie przerzucony z Krakowa (ponieważ ty masz zamieszkanie tam, a tam komórka istnieje, a jak nie to musi istnieć) do Brzeźnicy gdzie masz rodzinę". W 1941 roku przerzucili mnie do Wadowic do 12 pułku piechoty AK”. Do zadań M. Filka należało wówczas m.in. spisywanie niemieckich transportów wojskowych przechodzących okoliczną linią kolejową i szosą. Później dowodził specjalnym plutonem oddziału leśnego i wraz z nim przeprowadzał zwiady, przekazując przełożonym „informacje o ruchu i rozlokowaniu wojsk niemieckich, gdzie znajdują się posterunki itd”. Brał też udział w wykonaniu wyroku na miejscowym donosicielu Gestapo (choć nie w charakterze egzekutora). Po wojnie długo nie przyznawał się do konspiracyjnej działalności: „Kiedy Wisła przechodziła do Gwardii to nawet zastanawiałem się czy się nie ujawnić. Pewna kobieta mówiła mi wówczas, że wszystko o mnie wiedzą. To, że mnie nie aresztowano tłumaczę tym, że miałem czyste sumienie i temu, że grałem w Wiśle. 1948/9 rok to były najgorsze czasy kiedy mnóstwo ludzi aresztowano. Nie ujawniłem się. Przyznałem się do AK dopiero wtedy kiedy szedłem na emeryturę w latach siedemdziesiątych”. W 1945 r. został jednak na krótko zatrzymany wraz z bratem przez UB: „przed meczem z Cracovią. Po natychmiastowej interwencji zostaliśmy zwolnieni. Zatrzymanie tłumaczono pomyleniem imion i nazwisk”. W AK nosił pseudonim „Konrad” od Konrada Korzeniowskiego...

http://wp39.pl/najwazniejsze-bitwy-kampanii-wrzesniowej

http://pl.wikipedia.org/wiki/6_Dywizja_Piechoty_(II_RP)

Informacje własne

Władysław Filek – Młodszy brat Michała. W Kampanii Wrześniowej nie wziął udziału, ale w czasie okupacji był żołnierzem Batalionów Chłopskich (później AK), pseudonim „Kornek”. Jako pracownik kolejowy miał „za zadanie dokładną rejestrację wszystkich przebiegów transportów na wschód”. Co miało duże znaczenie, gdyż Niemcy przymierzali się wówczas do ataku na ZSRR. Składał te meldunki potem w Krakowie. AK i BCh działały wówczas odrębnie, ale bracia, co zrozumiałe, dzielili się zdobytymi informacjami. Jak wspominał Władysław: „Mieliśmy przez całą wojnę w stodole zakonspirowane radio. I słuchaliśmy cały czas Londynu i rozprowadzaliśmy też komunikaty. Zlikwidowaliśmy też miejscowego donosiciela... Ja byłem na czatach. Wywlekli go w pole i zarąbali. Wyrok przyszedł z góry”.


Antoni Fujarski - walczył w Kampanii Wrześniowej 1939 r. Żołnierz II. Korpusu gen. Andersa. Podczas służby w Palestynie wybuch miny poważnie okaleczył mu stopę.


Stanisław Geruli - W czasie wojny żołnierz „Szarych Szeregów” (ZWZ). Wraz z przyjaciółmi z Junaka Drohobycz należał do grupy tzw. „Białych Kurierów”, którzy przeprowadzali zagrożonych deportacją przez sowietów ludzi na Węgry. Stamtąd byli oni przerzucani do tworzącego się Wojska Polskiego we Francji i na Bliskim Wschodzie. Taką też drogę przeszedł w końcu i sam Geruli, który przez Jugosławię trafił do Syrii. Tam też rozpoczął służbę w Samodzielnej Brygadzie Strzelców Karpackich. I wraz z nią po upadku Francji przedostał się na terytorium Palestyny pod kontrolę wojsk angielskich. Brał potem udział w działaniach bojowych Brygady na terenie Iraku, Iranu i Egiptu. W maju 1942 r. na bazie oddziałów Brygady powstała 3 Dywizja Strzelców Karpackich, która wchodziła w skład Armii Polskiej na Wschodzie. Z kolei 21 lipca 1943 wydzielono z Armii Polskiej na Wschodzie 2 Korpus Polski pod dowództwem gen. dyw. Władysława Andersa, a 3 DSK stała się jego podstawą.

Z początkiem 1944 roku 2 Korpus przetransportowano do Włoch. Wchodząca w jego skład 3 DSK wzięła następnie udział w walkach o przełamanie Linii Gustawa pod Monte Cassino (11-29 maja). Po zdobyciu klasztoru na Monte Cassino dywizja brała udział w walkach o przełamanie Linii Gotów (czerwiec 1944 r.); w walkach o zdobycie Ankony (lipiec); Pesaro (31 sierpień); by w połowie grudnia wziąć udział w natarciu nad rzeką Senio. Ostatnimi działaniami wojennymi dywizji był udział w ofensywie w Dolinie Lombardzkiej (na przełomie kwietnia i maja 1945 roku). Cały ten szlak bojowy wraz z dywizją przeszedł również Geruli. Po wojnie 3 DSK stacjonowała na terenie Włoch, a w 1947 roku została przeniesiona do Wielkiej Brytanii. Tam też została zdemobilizowana, a Geruli zdecydował się pozostać w Anglii na stałe.

http://pl.wikipedia.org/wiki/Biali_Kurierzy#Lista_Kurier.C3.B3w

http://pl.wikipedia.org/wiki/3_Dywizja_Strzelc%C3%B3w_Karpackich

http://pl.wikipedia.org/wiki/Samodzielna_Brygada_Strzelc%C3%B3w_Karpackich


Witold Gieras - walczył w Kampanii Wrześniowej 1939 r. Internowany na Węgrzech. Powrócił do Polski w 1940 r.


Bolesław Habowski – po wybuchu wojny znalazł się na terenach okupowanych przez ZSRR. W 1942 r. trafił do tworzonej w okolicach Taszkientu Armii gen. Andersa i wraz z nią przebył szlak bojowy, by po wojnie osiąść na stałe w Anglii.


Franciszek Hausner - walczył w Kampanii Wrześniowej 1939 r.

Mieczysław Jezierski – żołnierz Armii Krajowej.


Jan Ketz – zawodowy żołnierz, walczył w Kampanii Wrześniowej 1939 r.


Mieczysław Koczwara – rozstrzelany 29 stycznia 1944 w Krakowie.

Adam Kogut – aresztowany przez NKWD, został zamordowany w Katyniu.


Alfred Konkiewicz - żołnierz Wojska Polskiego od 1918 r. Walczył m.in. w wojnie polsko bolszewickiej. Służył wówczas w 20 pp w randze porucznika. Kawaler orderu Virtuti Militari V klasy. Walczył w Kampanii Wrześniowej jako dowódca 70 pp, który chodziła w skład 17 DP i Armii „Poznań”. Konkiewicz został dowódcą 70 pp w 1939 r. , a więc tuż przed wybuchem wojny. Wcześnie służył w tym pułku na niższym stanowisku. W sierpniu pułk skierowano do budowy umocnień na rzece Pleśnie. 3 września pułk wycofano. 70 pp w ramach 17 DP brał udział w I fazie Bitwy nad Bzurą w natarciu na Stryków (9-12 wrzesień). Walczył w grupie Operacyjnej gen. Knoll-Kownackiego, a ta rozbiła w trzydniowej bitwie niemiecką 30 DP podchodząc pod Stryków.

Józef Englicht, Zarys historii wojennej 70-go Pułku Piechoty Wielkopolskiej, Warszawa 1929.


Władysław Kowalski – żołnierz Legionów Józefa Piłsudskiego; uczestnik walk o niepodległość Polski 1918-20. Oficer WP. Brał udział w Kampanii Wrześniowej. Zginął późną jesienią 1939 r., próbując przedostać się na Węgry.


Stanisław Kowalski - żołnierz Legionów Józefa Piłsudskiego; uczestnik walk o niepodległość Polski 1918-20.


Józef Krupa – żołnierz Armii Krajowej.


Władysław Krupa - żołnierz ZWZ/Armii Krajowej. Jako lekarz z zawodu w czasie okupacji ratował przed wywózką na roboty do Niemiec „setki Polaków, wystawiając fałszywe świadectwa lekarskie”.


Stefan Lubowiecki – więzień obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu. Rozstrzelany 27 maja 1942 roku pod ścianą śmierci bloki 11 w „grupie plastyków”. Przewieziony do KL Auschwitz 25 kwietnia 1942 r.. Oznaczony nr 32534.


Antoni Łyko – zaangażowany w działalność konspiracyjną w czasie II wojny światowej. Aresztowany
Ostatnie zdjęcie Antoniego Łyko w KL Auschwitz
Ostatnie zdjęcie Antoniego Łyko w KL Auschwitz
przez Gestapo 5 kwietnia 1941 w pracy, w krakowskich wodociągach. Więzień polityczny KL Auschwitz oznaczony nr 11780. Jak sam stwierdził, przed egzekucją, podczas rozmowy ze współwięźniem Bronisławem Cynkarem, wydany na nich wyrok śmierci związany był z wykryciem na terenie ubezpieczalni siatki konspiracyjnej. Rozstrzelany po przywiezieniu do obozu 3 lipca 1941 roku. Tego dnia odbyła się jedna z największych masowych egzekucji w obozie. Zginęło ok 80 osób. Antoni Łyko szedł na śmierć w samych spodniach (bez butów i koszuli), skrępowany drutem kolczastym. Nie zginął od razu. Po dwóch próbach podniesienia się został dobity strzałem w głowę przez jednego z oficerów SS. Antoni Łyko nie posiada grobu. Jego ciało zostało spalone w obozowym krematorium.

źródło: "Egzekucja w KL Auschwitz w dniu 3 lipca 1941 r" - Adam Cyra


Edward Madejski - zaangażowany w działalność konspiracyjną w czasie II wojny światowej. Aresztowany przez Gestapo. Przeżył kilkumiesięczny pobyt w celi śmierci w Stanisławowie. W 1956 r. skazany „za szpiegostwo”. W więzieniu spędził 3 lata. Zrehabilitowany.


Bronisław Makowski – rozstrzelany w publicznej egzekucji 25 maja 1945 r. w Krakowie. Aktywny uczesnik konspiracji.


Marian Markiewicz - żołnierz Legionów Józefa Piłsudskiego; uczestnik walk o niepodległość Polski 1918-20 – w tym wojny polsko-bolszewickiej. Odznaczony dwukrotnie krzyżem Virtuti Militari i wielokrotnie Krzyżem Walecznych. Uczestnik Kampanii Wrześniowej 1939 r. Kampanię Wrześniową rozpoczął w randze podpułkownika. Odznaczył się obroną Twierdzy Modlin. Dowodził wówczas 6. i 7. marszowym batalionem 32 pp (wchodzącego w skłąd 8 Dywizji Piechoty) na odcinku Zakroczym. Stojący na czele zgrupowania polskich wojsk wokół Modlina gen. J. Zulauf miał zgodnie z rozkazami bronić linii Wisły i Narwi właśnie od Zakroczymia po Serock (z 6 na 7 września). 32 pp miał bronić odcinka w rejonie fortów I i II modlińskiej twierdzy. Fort I mieścił się właśnie w Zakroczymiu i miał za zadanie obronę zachodniego odcinka Twierdzy. 9 września do szło z rozkazu Naczelnego Wodza do reorganizacji obrony Twierdzy Modlin; miała to być teraz obrona okrężna. Już 11 września doszło do zaciętych walk z niemieckimi jednostkami właśnie pod Zakroczymiem. Wchodząca w skład niemieckiego II Korpusu 32 DP opanowała na krótko Zakroczym, by wieczorem zostać wyparta po polskim przeciwnatarciu. Niemniej pierścień wojsk niemieckich wokół Modlina się zacieśniał na odcinku północnym i południowo-wschodnim. 13 września zgodnie z rozkazem dowódcy Armii „Warszawa”gen. dyw. Juliusza Rómmla gen. W. Thommée (dowodzący Armią „Łódź”) miał objąć dowództwo nad zgrupowaniem modlińskim, tworząc Obóz Warowny "Modlin" i zabezpieczyć utrzymanie tego rejonu.

W ciągu dwóch następnych dni zgrupowanie wojsk wzmocniły resztki Armii „Łódź”, 30 DP, 2DPL i 28 DP. Generał W. Thommée podzielił Obóz Warowny "Modlin" na 4 odcinki obronne. Odcinkiem "Zakroczym" dowodził płk dypl. A. Staich, a w jego skład wchodziła: 2 DP Legionów oraz 6 i 7 bataliony marszowe 32 pp, znajdujące się pod rozkazami ppłk. Mariana Markiewicza, które obsadzały dotąd ten odcinek. Pozostałe odcinki to: "Twierdza", "Pomiechówek" i "Kazuń".

W sumie załoga Twierdzy Modlin liczyła podczas Kampanii Wrześniowej od 15-20 tys. do około 40 tys. żołnierzy. Niemieckie natarcie na Twierdzę rozpoczęło się 18 września. Od 17 trwały już jednak ciężkie bombardowania lotnicze. Pierwsze taki II Korpusu niemieckiego zostały jednak odparte w krwawych walkach wokół Modlina. 21 września siły niemieckiego II Korpusu wzmocniły wojska XV Korpusu Zmotoryzowanego, który po rozbiciu wojsk polskich nad Bzurą przez Puszczę Kampinoską podszedł pod Modlin od południa. W ten sposób Modlin został odcięty od oblężonej Warszawy.

Generalne natarcie na Twierdzę Niemcy planowali na 29 września. Niemiecka Dywizja Pancerna „Kempf” miał uderzyć „wzdłuż Wisły na Zakroczym... Przez cały czas Modlin był ostrzeliwany przez artylerię i bombardowany z powietrza”. Już 27 września Dywizja Pancerna "Kempf" „podeszła na odległość szturmową do fortu I – Zakroczym”..., tego samego dnia siły II Korpusu Armijnego przeprowadziły rozpoznawcze uderzenie na wewnętrzny pierścień fortów ze wsparciem ognia artylerii, ale załamało się ono w ogniu polskiej obrony”. Ponawiane ataki niemieckiego sił II Korpusu tego samego dnia nie przyniosły również powodzenia. 28 września „nastąpiło zawieszenie broni spowodowane brakiem amunicji, żywności i wody oraz wyczerpania polskiej załogi Twierdzy Modlin. Ostatecznie 29 września rano gen. W. Thommée podpisał kapitulację na szosie do Jabłonny w rejonie Suchocina... W obronie Twierdzy Modlin poległo ok. 1300 żołnierzy, w tym 50 oficerów i podchorążych. Po kapitulacji Niemcy zwolnili szeregowych, oficerów zaś przewieźli do obozu jenieckiego w Działdowie, gdzie wkrótce także ich uwolnili. Jednakże po kilku tygodniach wyłapali ich i odesłali do oflagów na terenie Niemiec”. Taki też los spotkał Mariana Markiewicza. Warto w tym miejscu dodać, że ppłk. Markiewicz od 25 września do kapitulacji Twierdzy dowodził wówczas wchodzącym również w skład 8 DP 13 pp. Spowodowane to było śmiercią i ciężkimi ranami, jakie odnieśl,i walcząc pod Łomną, dotychczasowi dowódcy tego pułku.

http://pl.wikipedia.org/wiki/13_Pu%C5%82k_Piechoty_(II_RP)

http://pl.wikipedia.org/wiki/Obrona_Modlina_1939

Tadeusz Mącznik – przeżył obozy koncentracyjne w KL Auschwitz, Gross-Rosen, Mauthausen i Dachau.


Jan Natanek - walczył w Kampanii Wrześniowej 1939 r. Po jej zakończeniu przedostał się przez Rumunię do Wojska Polskiego formowanego we Francji. Tam trafił do utworzonej w styczniu 1940 r. Samodzielnej Brygady Strzelców Podhalańskich i przeszedł wraz z nią cały szlak bojowy. W maju wysłano ją do Norwegii i brała ona udział w bitwie o Narwik.

Po miesiącu walk 8 czerwca wycofano ją z Norwegii „i przetransportowana do Bretanii, gdzie wzięła udział w ciężkich walkach przeciwko przeważającym siłom niemieckim. W ich wyniku brygada uległa rozproszeniu. Części żołnierzy udało się przedostać do Wielkiej Brytanii bezpośrednio lub przez Hiszpanię”. Niestety nie udało się to od razu Natankowi, który trafił do frankistowskiego obozu koncentracyjnego Miranda de Ebro. W obozie tym internowani byli uchodźcy polscy (w tym żołnierze), który nielegalnie przekraczali granicę francusko-hiszpańską po upadku Francji w 1940 r. W obozie tym Natanek spędził blisko trzy lata. W 1943 r. udało mu się jednak zbiec i przedostać do Anglii. Ponieważ z niedobitków Samodzielnej Brygady Strzelców Podhalańskich powstał w Anglii Batalion Strzelców Podhalańskich, który wchodził w skład 1 Dywizji Pancernej – nic dziwnego, że Natanek zasilił właśnie tą jednostkę Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie. W lipcu 1944 Dywizja gen. Maczka została przerzucona do Normandii i toczyła tam zacięte walki m.in. w bitwie pod Falaise. W imponującym pościgu za uciekającymi wojskami niemieckimi potrafiła w 9 dni pokonać aż 400 kilometrów (przełom sierpnia i września). 6 września przekroczyła granice Belgii i brała udział w wyzwalaniu szeregu miast belgijskich (odznaczyła się tu szczególnie 3 Brygada Strzelców, w skład której wchodzili Podhalańczycy). Podhalańczycy zasłużyli się wówczas szczególnie w opanowywaniu Kanału Gandawskiego. Udało im się nawet sforsować jedną z jego odnóg, ale z powodu dużych strat musieli się wycofać. Brali potem udział w wyzwoleniu Gandawy. Siłą rozpędu żołnierze dowodzeni przez gen. Maczka wkroczyli potem do Holandii, szerząc dzieło wyzwolenia tamtejszych miast. Późną jesienią oparli się o Mozę i na tym odcinku do 7 kwietnia 1945 r. się zatrzymali. Od 8 kwietnia 1DPanc brała udział w wielkiej alianckiej ofensywie, a celem militarnym wojsk generała Maczka była baza morska w Wilhelmshaven, którą udało się opanować 5 maja. Natanek jako żołnierz gen. Maczka był świadkiem i uczestnikiem tych wiekopomnych zdarzeń. Po wojnie pozostał na emigracji.

http://pl.wikipedia.org/wiki/Samodzielna_Brygada_Strzelc%C3%B3w_Podhala%C5%84skich

http://pl.wikipedia.org/wiki/1_Dywizja_Pancerna_(1_Korpus_Polski)


Adam Obrubański – Służył w Wojsku Polski w czasie wojen 1918-20. M. in. jako porucznik i dowódca plutonu żandarmerii Kobryń. Aresztowany przez NKWD po wybuchu II wojny światowej. Zamordowany w lesie katyńskim wiosną 1940 r. Podczas uroczystości katyńskich 2007 r. mianowany pośmiertnie przez Prezydenta RP na stopień kapitana.


Antoni Ogrodziński - walczył w Kampanii Wrześniowej 1939 r. Żołnierz (oficer) ZWZ/AK, ps. „Kastor”. Brał udział w wielu akcjach bojowych w Krakowie i okolicy.


Juliusz Oleksik – aresztowany 16 kwietnia 1942 r. w Kawiarni Plastyków w Krakowie. więzień KL Auschwitz od 24 kwietnia. Oznaczony nr 32547. Rozstrzelany 27 maja przy bloku XI.


Zbigniew Olewski - walczył w Kampanii Wrześniowej 1939 r. Żołnierz (oficer) AK?.


Ferdynand Pachner - walczył w Kampanii Wrześniowej 1939 r. Żołnierz ZWZ/AK? Aresztowany przez Gestapo 5 kwietnia 1941 w krakowskich wodociągach. Więzień KL Auschwitz – tam też najprawdopodobniej rozstrzelany 3 czerwca.


Włodzimierz Polaczek Po powstaniu Warszawskim aresztowany i wywieziony do Neuengamme. Oznaczony nr 54907. Zmarł 30 grudnia 1944 w Koeln-Hohenlinde.


Aleksander Pychowski – zaangażowany w działalność konspiracyjną w czasie II wojny światowej. Popełnił samobójstwo, kiedy Gestapo otoczyło budynek w którym mieszkał (na ul. Filareckiej) 20 października 1943 r.


Henryk Reyman – Do Wojska Polskiego wstąpił z chwilą odzyskanie przez Polskę niepodległości w listopadzie 1918 r. W latach 1918-20 brał udział niemal we wszystkich wojnach, jakie prowadził II RP w obronie swych granic i niepodległości. Jako podporucznik 3 pp. dowodził I. kompanią tego pułku w wojnie polsko-ukraińskiej (1918/1919), biorąc udział m.in. w bitwie pod Gródkiem, będąc w Grupie p. Gen. Zielińskiego, później p. Pułk. Gerdy i p. Bryg. Minkiewicza”. „W walkach pod Przemyślem zostaje ranny i przewieziony do szpitala w Krakowie.
Z początkiem 1919 r. trafił jednak razem z 11 pp. na Śląsk Cieszyński, o który Polska toczy¬ła spór z Czechosłowacją i„bierze udział w walkach … w rejonie Skoczowa-Karwiny-Jabłonkowa” w grupie „ob. Kowalewskiego”, przychodząc w sukurs polskim oddziałom dowodzonym przez gen. Latinika.
Latem w rejonie Sosnowca bierze udział „w pracach organizacyjnych i przygotowawczych do I Powstania Śląskiego”. Dowodzi wówczas kompanią karabinów maszynowych. Jesienią tegoż roku zostaje zawodowym żołnierzem. Wraz z przyjęciem na stałe do służby w Wojsku Polskim został przydzielony do 20 pułku pie¬choty. Dzieje się to prawdopodobnie na przełomie 1919/1920 r. W ramach tego pułku przechodzi cały szlak bojowy w wojnie polsko-bolszewickiej, biorąc udział w szeregu zwycięskich bitw. Do najcięższych walk 20 pp z bolszewikami doszło pod Zamoszem 26.05. W następ¬nych tygodniach pułk toczył zacięte walki pod Nowikami i Mackami, a potem (po przerzuceniu transportem kolejowym) na południe od Korostenia (w tym z jazdą Budionnego). W tychże od¬wrotowych walkach poniósł też spore straty. 8.07 w walce na bagnety opanował Szpanów, po czym w odwrocie na rz. Styr stoczył kolejne boje. Warto przy tym zaznaczyć, że cały czas zachował zdolność ofensywnych wypadów na pozycje nie¬przyjacielskie. 2.08 krwawo bił się pod Klekotowem, by w połowie tego miesiąca, cofając się na Lwów, stoczyć walki pod Chałupami i Polonicą. Od końca sierpnia pułk brał skuteczny udział w natarciach m.in.: na Obornię i Gliniany, które zdobył po ciężkiej walce. Wrzesień przyniósł kolejne sukcesy (zdobycie Firlejówki, Krasnego, Skniłowaczy, Sasowa). „Wiadomość o zakończeniu działań wojennych zastała pułk w Surażu”. Październik przyniósł już tylko bezkrwawy marsz pułku w kierunku Wołoczysk. Pobyt na wschodnich rubieżach Polski trwał do końca grudnia i w tym też miesiącu pułk wrócił koleją do Krakowa, co kończyło „półtoraroczny bojowy okres dziejów 20 Pułku Piechoty Ziemi Krakowskiej”7. Za udział w wojnie polsko-bolszewickiej Reymana czterokrotnie odznaczono Krzyżem Walecznych.
Po ukońćzeniu Szkoły Podchorążych w Warszawie trafił ponownie do 11 pp. Stacjonował on początko¬wo w Poznaniu, a następnie został przeniesiony na Śląsk. „W początkach maja 1921 r. z grupą oficerów 6-tej dywizji w Krakowie został oddelegowany do Dowództwa Wojsk Powstańczych w Szopienicach” (pod ko¬mendę płka Mielżyńskiego i mjra Rostworowskiego). „W III. Powstaniu Śląskim bierze czynny udział w grupie wschodniej frontu wewn.” mjra Krzewińskiego. Następnie walczył „w Grupie Operacyjnej 16-go pp. w walkach w rejonie Bytom, Gliwice pod dowództwem kpt. Dyaczyńskiego”. W bojach w okolicach Bytomia po raz trzeci w ży¬ciu został ranny.

Wybuch II wojny światowej zastał go jako dowódcę I batalionu 37 pp. (ten wchodził w skład 26 DP). Z chwilą wybuchu wojny mianowano go na podpułkownika. Początkowo pułk miał bronić umocnień wokół Wągrowca koło Bydgoszczy w ramach Armii „Poznań”. Po kilku dniach, działając już w ramach Armii „Pomorze” pułk rozpoczął odwrót w kierunku Inowrocławia, by 13 września dotrzeć nad Bzurę (na wschód od Łowicza). Cofających się żołnierzy 37 pp często atakowali dywersanci (szczególnie podczas przemarszu przez Bydgoszcz), ale pułk i cała dywizja nie brali udziału w walce. I. Batalion pułku stanął w rejonie Gągolina Północnego, pozostałe pod Emilianowem. Według zamierzeń dowództwa Armii „Pomorze” atak na Skierniewice i opanowanie masywu leśnego miał umożliwić Armii „Poznań” oderwanie się od nieprzyjaciela i pójście na Warszawę.
Natarcie miało biec rzeką, odkrytym terenem, przez pola i podmokłe łąki w nocy na 14 września, najpóźniej rankiem tego dnia. 37 pp miał nacierać na Bolimów, na lewym skrzydle dywizji wzdłuż rzeki Rawki. Pierwszy rzut natarcia stanowił miały I i II batalion 10 pp i I i II batalion 37 pp. Zdobycie Bolimowa było zadaniem kluczowym. W krwawych walkach udało się dowodzonemu przez Reymana batalionowi dotrzeć pod Bolimów. Decyzją dowódcy dywizji atak jednak przerwano i rozpoczęto wycofywanie jednostek pod Gągolin. Nie do wszystkich batalionów rozkaz dotarł na czas (do niektórych oddziałów wobec zerwania łączności nie dotarł w ogóle). Widziano już lasy w rejonie Bolimowa i rozkaz o wycofaniu się w biały dzień (w ogniu artylerii wroga i broni maszynowej) w terenie i bez osłony nie było łatwiejsze niż posuwanie się do przodu. Kontrnatarcie niemiecki zmierzało do wyparcia Polaków z północnego brzegu Bzury. Dowodzący pułkim ppłk Stanisław Kurcz musiał organizować przesłonę Bzury, by pozwolić na okrzepnięcie oddziałów na pn. brzegu rzeki. W ataku na Bolimów i dowrocie pułk stracił 50% swojego stanu osobowego – w poległych, rannych i wziętych do niewoli.
Noc na 15 września była ciężka dla całej armii, a pułk toczył zacięte walki nad Bzurą przez cały dzień. W I. batalionie po wycofaniu z natarcia zostało niespełna 300 żołnierzy, których na nowo treba było sformować w kompanie w Gągolinie Południowym. Przez cały 15 września trwały walki o Kompinę, obrona skonsolidowana była na północnym brzegu Bzury. Tego dnia Niemcy przeprawili się przez Bzurę w rejonie Kozłowa i opanowali odcinek autostrady warszawskiej i olszynowe laski po obu stronach traktu wiodącego do Gągolina Południowego i czekali na posiłki. Polacy nie mogli temu przeciwdziałać gdyż byli mocno ostrzeliwani przez artylerię wroga. Wieczorem dowódca pułku udał się na odprawę do sztabu dywizji, a szefowie batalionów do sztabu pułku. Zgodnie z wydanymi rozkazami polskie oddziały miały ruszyć do natarcia o 6 rano następnego dnia z podstawy wyjściowej przez Kozłów Szlachecki Nowy i Stary na Miedniewice. I. batalion miał uderzyć w ciągu nocy na 16 września na Kozłów Szlachecki Nowy. „W pierwszym batalionie 37 pułku trwały gorączkowe przygotowania. Major Reyman z podporucznikiem Danielewskim starali się dopilnować wszystkiego osobiście. Dokonali przeglądu kompanii i plutonów, rozmawiali z dowódcami, troszczyli się o zaopatrzenie żołnierzy w amunicję”. Mimo uzupełnień batalion liczył ok. 300 bagnetów. Późnym wieczorem batalion opuścił zabudowania Gągolina Południowego i ruszył polnym traktem na wschód. Droga rozwidlała się (na południe prowadziła do Kozłowa Szlacheckiego). Dowódca czaty informował Reymana, że w Kozłowie stwierdzono obecność nieprzyjaciela. Nie można więc było iść w szyku zwartym. Major zatrzymał więc batalion, wskazał dowódcom kompanii kierunki posuwania się, po czym udał się z ppor. Danielewskim na punkt dowodzenia. Kompanie rozwinęły się w szyk luźny. Punkt dowodzenie Reymana był z II. kompanią. Siąpił deszcz i w ciemności niewiele można było zobaczyć. Do Kozłowa było ok. 200 m. kiedy Niemcy zaczęli ostrzeliwać szpicę oddziałów. Polakom nie udało się zaskoczyć Niemców (co było ich zamiarem) - stało się odwrotnie. Szpica musiała mimo ostrzału związać ogniem nieprzyjaciela by pozwolić batalionowi na rozwinięcie sił. Wtedy artyleria niemiecka cała siłą zaczęła bić w pole na którym, rozwijał natarcie batalion. Na niemieckie stanowiska padły granaty z dział zamaskowanych w Gągolinie. Był to dogodny moment dla ataku na niemieckie pozycje. Szpica ruszyła, ale przygwożdżona ogniem została zdziesiątkowana. I batalion zaskoczony atakiem musiał opanować chwilowe zamieszanie. Nikt nie wycofał się ani nie uciekł. Kompanie zajmowały stanowiska czołgając się w otwartym polu. Niemcy skryci za drzewami strzelali jak do kaczek. Ponieważ do zabudowań Kozłowa Polacy mieli ok. 500 metrów atak był jakby z góry skazany na niepowodzenie. Musiano jednak podjąć ten wysiłek, gdyż żołnierze będąc na szczerym polu poddawani byli coraz silniejszemu ostrzałowi nieprzyjaciela. „Major Reyman chciał przyśpieszyć ruch batalionu do przodu, aby jak najprędzej wyjść z zasięgu tego niszczącego ognia, lecz żołnierze mogli jedynie pełznąć, krwawo okupując metr po metrze pola. Odważniejsi ginęli, nie zdoławszy wykonać nawet krótkiego skoku.”. Minęła północ, batalion powoli wychodził z zasięgu ognia artylerii. Jednak wkrótce artyleria skróciła ogień i piekło zaczęło się od nowa. I kompania starała się uchwycić piaszczysty wzgórek po lewej stronie natarcia, II. kompania dopadła leżących po prawej stronie Kozłowa domków (co stanowiło pewną zasłonę przed pociskami. „Major Reyman zamierzał - po podciągnięciu do przodu lewego skrzydła kompanii - uderzyć stąd na zachodnią flankę stanowisk niemieckich i opanować Kozłów Szlachecki”. Okazało się to niewykonalne, gdyż lewe skrzydło nacierało otwartym polem. Tylko nielicznym udało się dotrzeć na około 200 metrów od stanowisk niemieckich. II. kompania nacierająca kierunkowo znalazła się w najcięższej sytuacji (żołnierze pełzli rowami przydrożnymi). Udało im się doczołgać do załamania terenu, dalej nie dało rady. Dowódca kompanii wysłał z meldunkiem żołnierza do majora Reymana informując go, że kompania nie może posuwać się dalej. Kiedy kurier dotarł do miejsca gdzie miał nadzieję zastać dowódcę batalionu okazało się, że stanowisko dowodzenia już nie istniało, gdyż wybuchy rozniosły je doszczętnie. „Sanitariusze usiłowali wynieść spod ognia rannego w nogi majora Reymana”, a Danielewski zginął. Rankiem Niemcy wzmocnieni posiłkami przeszli do kontruderzenia, Polacy zaczęli się wycofywać. Z resztek I i III batalionu próbowano w Gągolinie zorganizować nowe kontruderzenie, dla Reymana jednak wojna się już skończyła. Punkt sanitarny zorganizowany był w jednym z domów Gągolina. Po opatrzeniu ewakuowano rannych do szpitala polowego w Boczkach. Ponowiony atak na Kozłów nie udał się i Polacy musieli opuścić Gągolin. Plan bitwy Kutrzeby nie powiódł się.

Henryk Reyman ranny trafił do niewoli niemieckiej i „został przewieziony jako jeniec wojenny do szpitala w Rawie Mazowieckiej”. Na przełomie 1939/1940 r. Reymana czekał los jeńca oflagu. Przy pomocy żony udało mu się jednak zbiec ze szpitala i z wieloma perypetiami dotrzeć do Krakowa.
Jak się potem uniknął nie tylko oflagu, ale i niechybnej śmierci, jaka go czekała z rąk hitlerowskich siepaczy, którzy poszukiwali go potem listem gończym w związku z likwidowaniem V kolumny niemieckiej podczas Kampanii Wrześniowej. Niemcy oskarżali dowódcę pułku Kurcza o to, że w czasie marszów odwrotowych wydawał rozkazy strzelania do cywilów (Niemców). Wiązało się to z faktem sądzenia przez wojskowe sądy polowe dywersantów niemieckich ujętych z bronią w ręku. Podczas kampanii wrześniowej oddziały podległe Reymanowi musiały likwidować takie akcje dywersyjne, a ujętych z bronią w ręku Niemców przekazywać do dowództwa. Właśnie w tej sprawie toczyła się potem rozprawa w Inowrocławiu przeciwko dowódcy 37 pp. W związku z tymi wypadkami także Reyman był poszukiwany przez Prokuraturę przy Sądzie Specjalnym w Inowrocławiu od 1940 r. Machina hitlerowskich organów ścigania ruszyła pełną parą w lutym 1940 roku. Przebieg śledztwa i poszukiwań pozwala jednak stwierdzić, że sława i skuteczność niemieckiej policji kryminalnej, Gestapo i Prokuratury w czasie wojny była mocno przesadzona (przynajmniej w wypadku Reymana). Po pierwsze nie potrafiono zidentyfikować rzekomych „ofiar”. Po drugie przez bardzo długi czas nie potrafiono nawet ustalić właściwych danych personalnych wysokiego przecież rangą oficera Wojska Polskiego. Ponieważ prowadzącemu sprawę Naczelnemu Prokuratorowi przy Sądzie Specjalnym w Hehensalza nie udało się ustalić jego miejsca pobytu postanowił on 22 IV 1941 roku „tymczasowo przerwać dochodzenie” przeciwko niemu, a „list gończy opublikować: a) w niemieckiej księdze poszukiwać; b) w specjalnej księdze poszukiwań dla Polaków; c) wiadomość o liście gończym do rejestru karnego”. Sprawę poszukiwań scedowano teraz na warszawskie Gestapo, do którego przesłano pismo z „uzasadnieniem rozkazu aresztowania.... przeciwko byłemu majorowi Henrykowi Rejmanowi”. „W wypadku jego ujęcia” prokurator prosił o doprowadzenie aresztowanego do właściwego sądu. Informował o tym wszystkim Ministerstwo Sprawiedliwości w Berlinie nadzorujący pracę Prokuratury w Inowrocławiu Naczelny Prokurator w Poznaniu. Dodając, że wysłał za Reymanem (przebywającym „prawdopodobnie w Generalnym Gubernatorstwie”) „list gończy” i wszczął „akcję poszukiwawczą”, choć postępowanie przeciwko niemu „tymczasowo z powodu nieobecności” poszukiwanego zawiesił. Zawieszenie sprawy nie trwało to zbyt długo, gdyż Ministerstwo Sprawiedliwości Rzeszy monitowało w następnym roku Prokuraturę w Hehensalza o składanie sprawozdań „ze stanu postępowania”. Co ciekawe „sprawa karna... z powodu morderstwa” dotyczyć miała już tylko samego Reymana. W połowie 1942 roku Prokuratur w Poznaniu słał sprawozdania do Berlina informując, że: „oskarżony Rejman nie jest dotąd jeszcze ujęty. Postępowanie ujęcia w toku. W razie ujęcia będę dalej składał sprawozdania”. Są to ostatnie dokumenty w tej sprawie do jakich udało się dotrzeć. Dlatego niewiele więcej można powiedzieć o dalszym rozwoju całej sprawy. Z informacji Henryka Reymana zamieszczonych w oficjalnych życiorysach wynika, że miał być on skazany zaocznie „na karę śmierci”. Biorąc pod uwagę wagę zarzutów było to możliwe, ale niestety nie udało się dotrzeć do świadectw, które by to bez wątpliwości potwierdzały.
Po ucieczce z niemieckiego szpitala Reyman ukrywał się w Krakowie i planował przedostanie się na Węgry. Takie plany miał także jego młodszy brat - Jan, który był już wówczas czynnie zaangażowany w działalność konspiracyjną w ZWZ. Wtedy też zapewne doszło do nawiązania przez ukrywającego się Henryka kontaktu z byłym prezesem Wisły Tadeuszem Orzelskim. Orzelski „na początku wojny stanął na czele Okręgowej Rady Politycznej Służby Zwycięstwu Polsce w Krakowie”. „Stary „wiślak”, w tym czasie szef służby finansowej ZWZ zwolnił piłkarza ze służby w podziemnej organizacji. Był zbyt znany, a ryzyko wpadki było duże. Tym bardziej, że wyznaczono za jego ujęcie wysoką nagrodę pieniężną” . Nazwisko jego rychło zresztą znalazło się w opublikowanym „Wykazie poszukiwanych dla Generalnego Gubernatorstwa”. Nic dziwnego, że w obawie o jego życie rodzina postanowiła ukryć go poza Krakowem. Pierwszym tego typu schronieniem był klasztor w Łagiewnikach. Jednak i Łagiewniki okazały się zbyt blisko Krakowa i tam także nie czuł się bezpiecznie, gdyż został rozpoznany przez granatowego policjanta. Po rodzinnej naradzie postanowiono wywieźć go w okolice Tarnobrzega.
Okazało się, że Tarnobrzeg okazał się ostatnim okupacyjnym przystankiem w życiorysie Reymana. W Tarnobrzegu przebywał aż do 1945 r. pracując w Zarządzie Dóbr Tarnowskich w Dzikowie. O wiele mniej szczęśliwie ułożyły się losy jego rodziny. Zmaltretowana i schorowana matka zmarła w 1944 r. Jego młodsi bracia czynnie zaangażowali się w działalność konspiracyjną jako żołnierze ZWZ. Młodszy brat Stefan został już w 1940 r. „aresztowany po odkryciu tajnej drukarni w Krakowie. Trafił potem do Oświęcimia, gdzie został rozstrzelany pod ścianą śmierci w bloku 11” . Więcej „szczęścia” miał Jan. Aresztowany w 1941 r. nad ranem w domu przy ul. Jabłonowskich zdołał przeżyć katowanie na Montelupich, Oświęcim, transport słynnym szlakiem śmierci przez Pszczynę i Wodzisław do Gross-Rosen i kolejny obóz w Dora-Mittelbau. Stamtąd też uciekł i tułając się po lasach wrócił do kraju po zakończeniu okupacji niemieckiej.
Najstarszy z Reymanów przeżył okupację oficjalnie pracując jako gajowy i leśniczy w majątku Tarnowskich. Mieszkał przez cały ten czas z rodziną Rawskich w małym parterowym domku przy ul. Kasynowej 9a (obecnie Sokolej). Reyman przez cały okres pobytu w tarnobrzeskim ukrywał swoją tożsamość i nawet gajowi nie wiedzieli, że „jest przedwojennym oficerem” i znanym sportowcem. Nie udzielał się także towarzysko i śmiało można by powtórzyć za jego żoną, że się „ukrywał w lasach”. Tak prezentowała się oficjalna codzienna strona życia podczas jego pobytu w Tarnobrzegu. O tej nieoficjalnej wiemy niestety bardzo mało. Z fragmentarycznych relacji wiadomo, że jeszcze podczas jego pobytu w Krakowie z powodu poszukiwania go przez Gestapo i faktu, że był osobą powszechnie znaną zwolniono go ze służby w konspiracji i kazano się ukryć poza Krakowem. Znając jego charakter i wojskową przeszłość trudno jednak uwierzyć, by przez cały okres okupacji nie angażował się w podziemną działalność. Dzięki pomocy pana Jana Rawskiego z Tarnobrzega udało się ustalić, że według dostępnych danych nie pełnił żadnej oficjalnej funkcji we władzach „Obwodu ZWZ/AK Tarnobrzeg”, jak i Inspektoratu „Mleczarnia” kierowanego przez mjr Tumanowicza. Zanim przejdziemy do relacji osób bezpośrednio stykających się w czasie okupacji z Reymanem zacytujmy wypowiedź Kazimierza Bogacza ps. „Bławat”, który twierdzi, że „cały Zarząd Dóbr Tarnowskich obsadzony był przez ludzi z Armii Krajowej, których zatrudniała hr. Róża Tarnowska, zapewniając im dokumenty i utrzymanie” . Stąd Reyman miał niemal codzienny kontakt służbowy z żołnierzami AK a zarazem pracownikami w majątku Tarnowskich. Ważniejsza były jednak jego „częste spotkania z Zygmuntem Szewerą ps. „Cyklop”..., który w strukturach organizacyjnych ZWZ/AK Tarnobrzeg, w latach 1940-1942 jako major rezerwy pełnił funkcję adiutanta komendanta obwodu, prowadził referat I organizacyjny” i stał na czele Wojskowej służby Ochrony Powstania. Według syna Zygmunta Szewery - Tadeusza „Henryk Reyman jako podpułkownik należał do kadry ZWZ/AK i dlatego nie występował w strukturach organizacyjnych obwodu Tarnobrzeg”, a jego pobyt „był dla wielu utajniony. Pan T. Szewera przypomina sobie, że w 1940 roku Władysław Jasiński komendant Jędrusiów, musiał już znać H. Reymana, bo miał posyłać na rozmowę z nim panią Bogumiłę Gutry. W jakiej sprawie” - tego nie wiadomo. Tego typu kontakty sygnalizują wyraźny związek Reymana z konspiracyjnymi władzami. Z dostępnych relacji wynika, że Reyman nie brał udziału w bezpośrednich akcjach konspiracyjnych w tarnobrzeskim. Co biorąc pod uwagę jego stopień wojskowy było w pełni zrozumiałe. Wiadomo jednak na pewno o udziale Reymana w akcji przewożenia broni do Warszawy. Potwierdza to zarówno Jan Krysa jak i Jan Rawski. Ten ostatni wspomina: „W 1943 czy 1944 roku do naszego ogrodu zaczęła co pewien czas przyjeżdżać furmanka ze skrzyniami i koszami wiklinowymi z rybami i rakami. Jacyś ludzie w obecności Henryczka przekładali żywe ryby i raki z jednej skrzynki do drugiej obkładając je pokrzywami. W czasie takiego przeładowywania zauważyłem kiedyś jak do skrzynek z rybami, pod pokrzywy kładziono broń. Potem furmanka zawoziła skrzynki nad Wisłę, gdzie ładowano je na galar. W tym czasie wujek Henryk również wyjeżdżał na kilka dni. Po okupacji opowiadał, że woził te skrzynki do Warszawy, gdzie odbierała je niemiecka firma handlująca rybami. Wśród przesyłanych ryb i raków były oznakowane umownie skrzynki z bronią, które wcześniej z galaru w Warszawie odbierał goniec podjeżdżając rikszą”. Broń była chowana również w przewożonej karpinie (pniakach), a transportowano ją także pociągiem. Tak w skrócie przedstawiał się okupacyjny rozdział w życiu Reymana. Jeśli chodzi o tę część jego życia wymagający wyjaśnień. Fragmentaryczność danych na ten temat nie pozwala w pełni odpowiedzieć na pytanie czy i jaką rolę pełnił Reyman w konspiracji. Wraz z końcem okupacji Henryk Reyman powrócił do Krakowa (luty/marzec 1945 r.). Wtedy też na wezwanie w „celu rejestracji oficerów” zgłosił się do Rejonowej Komisji Uzupełnień w Krakowie. Po usunięciu ze stanowiska dyrektora WUWF w Krakowie. MON poddało go weryfikacji przed Okręgową Komisją Weryfikacyjną nr 11. Stawił się przed nią 24 listopada 1949 roku. Opinia komisji była do przewidzenia: „oficer zawodowy sprzed 1939 r. - Szkoła Pchor. Piech. Warszawa 1921, syn urzędnika, bezpartyjny, służył w legionach, brał udział w wojnie ze Zw. Radz. 1918/21 jako zawodowy, w czasie okupacji w ruchu konspiracyjnym nie brał udziału i życiem społeczno-politycznym się nie interesuje, do ustroju ustosunkowany z rezerwą, zdolny do służby nieliniowej, dla wojska bez wartości. 1 rok więzienia w zawieszeniu za nadużycie władzy, notowany w UB…, obecnie nie chce się zabrać do jakiejś konkretnej pracy”. Opinia ta brzmiała jak wyrok. W takich to okolicznościach kończyły się związki Henryka Reymana z armią. Do służby wojskowej już nigdy nie powrócił.

Na podstawie: dokumentów Centralnego Archiwum wojskowego; dokumentów, wspomnień rodzinnych i Jana Rawskiego; biogramu w Polskim Słowniku Biograficznym; artykułu okolicznościowego opublikowanego w Katalogu: Cracovia-Wisła. 1906-2006; Kukuła Piotr, Piechurzy kutnowskiego pułku.


Jan Reyman zaangażował się w działalność patriotyczną już jako gimnazjalista. W latach 1916-1918 był „członkiem tajnej studenckiej organizacji wojskowej”. Do tego „zatrudniony był jako pracownik w Centralnym Biurze Wydawnictw Naczelnego Komitetu Narodowego w Krakowie w okresie od 1 lipca 1916 do 30 stycznia 1917 roku”. Wprawdzie był za młody by walczyć z bronią ręku w latach 1918-20. W październiku 1918 r. liczył zaledwie 16 lat. Tym niemniej wstąpił ochotniczo do Wojska Polskiego i pełnił w nim czynną służbę „od początku listopada 1918 do końca stycznia 1919 roku przy Oddziale Wartowniczym w Obozie Jeńców w Krakowie”. Służył potem w podobnym charakterze w czasie wojny polsko-bolszewickiej w 1920 r.
Obowiązkową służbę wojskową odbył już w czasie pokojowym po zakończeniu studiów pod koniec lat dwudziestych. O swych żołnierskich losach w pamiętnym sierpniu i wrześniu 1939 r. tak potem wspominał:
„Posiadając grupę wojskową „C” zostałem powołany 10 sierpnia 1939 r. do batalionu wartowniczego w Krakowie. Służbę pełniłem jako szeregowy z cenzusem”. 1 września chronił lotnisko wojskowe w Krakowie; we wczesnych godzinach rannych lotnisko to zostało zbombardowane, a jego kilku kolegów zostało rannych. Potem pełnił wartę m.in. „przy składzie amunicji na Krzemionkach. W dniu 5 września batalion opuścił Kraków, dołączył do cofającej się armii „Kraków” i udał się ... w kierunku Tarnobrzega, maszerując dziennie około 30 km.
W drodze byliśmy stale atakowani przez niemieckie bombowce”. Podobnie było przy przeprawie przez Wisłę pod Tarnobrzegiem, gdzie „zapanował zupełny chaos. Ostatecznie po przeprawie przez Wisłę do Tarnobrzega batalion zdołał się zorganizować w sile 1 kompanii i udał się w kierunku Niska”, a potem Janowa Lubelskiego. Za Janowem w jednej z wsi oddział udałsię na odpoczynek. „Rano przy wymarszu oddział nasz został zaatakowany przez tanki niemieckie, ostrzelany silnym ogniem karabinów masznowych i artyleryjskim. Zostało wielu zabitych i rannych, a jedynie kilku oficerów, podoficerów i grupa kilkunastu szeregowych schroniła się w pobliskim lesie”. Rano pozostali przy życiu żołnierze postanowili „iść w kierunku Lublina”. Po drodze spotkali „oddział ciężkich karabinów maszynowych 20 pp pod dowództwem chorążego Trzosa. Chorąży znał mnie i służył w 20 pułku piechoty z Krakowa pod komendą mojego brata, w 1939 r. majora WP, który był dowódcą 1 batalionu 37 pułku stacjonującego w Kutnie. Chorąży Trzos wcielił nas do swojego oddziału, a mnie mianował swoim zastępcą. Oddział karabinów maszynowych pełnił rolę ubezpieczeniową sztabu armii, który w tym czasie znajdował się w Hrubieszowie. Około 17-20 września zarządzono koncentrację wszystkich oddziałów w lasach pod Lublinem. Lublin został zajęty przez wojska niemieckie, a od strony wschodniej teren zajmowały wojska radzieckie. Na wielkiej polanie w lasach lubelskich do zebranych oddziałów przemówił oficer w randze kapitana, łamiąc szablę. W krótkim przemówieniu rozwiązał oddziały, zalecił w małych grupkach przedrzeć się do domu i zobowiązał do nieustającej walki już w podziemiu, bo Polska będzie dalej walczyć”. Jan Reyman wraz z 3 kolegami przedzierał się w kierunku Tarnobrzega, w napotkanej leśniczówce pozostawili broń i przebrali się w cywilne ubrania. Następnie w dużej grupie osób oczekiwali na przeprawę przez San. Przeprawy tej polnowału niemieckie wojska SS. SS-mani z kilkusetosobowej grupy czekających na przeprawę wywoływali co jakiś czas ludzi różnych zawodów. Reyman zgłosił się jako tramwajarz i jako taki miał udać się pod strażą SS do Dębicy. Zbiegł jednak w stronę Krakowa: „szliśmy przeważnie nocami przez Dębicę do Krakowa, gdzie wreszcie w godzinach rannych dotarliśmy od strony Podgórza. Kraków czerwony od chorągwi ze swastyką robił wstrząsające wrażenie”. Tak zakończyła się Kampania Wrześniowa z jego udziałem.

W działalność konspiracyjną zaangażował się tuż po zakończeniu działań wojennych i powrocie do Krakowa. Trwała ona nieprzerwanie do momentu aresztowania przez Gestapo. Z relacji rodzinnych wynika, że prowadził m.in. w swoim zakładzie „Fluor” tajną drukarnię, która na zlecenie ZWZ podrabiała zaświadczenia pracy i inne dokumenty.
Sam tak opisywał te fragment swych okupacyjnych losów: „W XI 1939 wstąpiłem do podziemnej organizacji ZWZ, gdzie pełniłem obowiązki łącznika przy szefie sztabu okręgu krakowskiego ppłk. Janie Cichockim, jak również byłem łącznikiem na org. wojskową PPS i Stronnictwa Ludowego. Współpracowałem przeszło rok dla zdobycia i ukrywania broni oraz kolportażu prasy konspiracyjnej „Naprzód”. W tym okresie utrzymywałem stałe kontakty z czołowymi członkami tych organizacji: Stefanem Rzeźnikiem, Tadeuszem Orzelskim, Zygmuntem Kłopotowskim”. Uściślając tę relację należy wyjaśnić, że początkowo służył on w Służbie Zwycięstwu Polski, organizacji założonej przez gen. Michała Karaszewicz-Tokarzewskiego w Warszawie dzień przed kapitulacją naszej stolicy. Organizacji, której lokalne komórki powstawały na okupowanych terenach całej Polski. Jeśli chodzi o Kraków to „istotnym momentem dla dalszego rozwoju konspiracji na omawianym terenie był przyjazd do Krakowa gen. Tokarzewskiego (Torwid) 16 października 1939 r. W wyniku nawiązanych kontaktów i przeprowadzonych rozmów Torwid zdecydował o utworzeniu Okręgu Krakowskiego SZP. Już w 4 dni później, 20 października, przybył do Krakowa wyznaczony na dowódcę Okręgu płk dypl. Julian Filipowicz (Róg) wraz ze swoim szefem sztabu mjr. Janem Cichockim (Jaś) i adiutantem ppor. Słomką (NN). Korzystając z wydatnej pomocy miejscowych działaczy PPS (m.in. Dr. T. Orzelskiego), a także w oparciu o kontakty z Organizacją Orła Białego, przystąpili oni do tworzenia Sztabu Okręgu i jego struktur terenowych”. Właśnie wtedy do SZP trafił Jan Reyman. Niewykluczone, że zadecydowała o tym znajomość z odgrywającym w krakowskiej SZP czołową rolę prezesie TS Wisła, a zarazem znanym działaczem PPS Tadeuszem Orzelskim. Podobną drogą, jak się wydaje, trafili do SZP/ZWZ/AK inni Wiślacy. Trzeba w tym miejscu dodać, że dowodzący krakowskim Okręgiem płk. Filipowicz „doprowadził do stworzenia bardzo sprawnej ... struktury konspiracyjnej, dobrze przygotowanej do wypełniania nałożonych na nią zadań. Oparta była ona w głównej mierze na bardzo dobrej kadrze dowódczej, mającej wsparcie w niewątpliwie patriotycznie nastawionym miejscowym społeczeństwie”. Imponujący, jak na warunki konspiracyjne, rozwój instytucji polskiego Państwa Podziemnego w Krakowie został gwałtownie przerwany wiosną i latem 1941 r. wskutek wielkiej fali aresztowań, jaka dotknęła krakowski ZWZ. Jedną z ofiar tej „wielkiej wsypy” stał się Jan Reyman, którego aresztowano w lipcu. Te nieszczęsne wydarzenia rozpoczęły się w kwietniu tego roku. . Właśnie „9 kwietnia wpadł w wyniku donosu inż. „Poryw”, szef dywersji kolejowej. W jego notesie znaleziono adres ppłk. Jana Cichockiego”. Cichocki ps. „Jaś” był wówczas szefem Sztabu Komendy 4 Obszaru ZWZ w Krakowie. Torturowano go najpierw w siedzibie Gestapo na ul. Pomorskiej, a potem przewieziono do więzienia na Montelupich. „Jaś” nie wytrzymał tortur, „załamał się i zaczął sypać. Opracował on dla Gestapo O.D.B. ZWZ (Komendy Głównej w Warszawie i Komendy 4 Obszaru w Krakowie), w którym były podane nazwiska, imiona, stopnie wojskowe, pseudonimy, funkcje i adresy oficerów. Tak zostali aresztowani: mjr Cyga – kierownik komórki dywersyjnej ZWZ, kpt. Józef Prus (z 27 pp) – referent przerzutów w ZWZ, por. lotn. Leon Giedwod – skarbnik ZWZ. Wszyscy trzej po torturach załamali się w Gestapo i sypali dalej. W wyniku licznych aresztowań uległy całkowitemu rozbiciu: Komenda Obszaru Krakowsko-Śląskiego i Obwodu Kraków”. Czy właśnie wtedy wypłynęło w śledztwie nazwisko Jana Reymana? Zapewne tak, choć pewnie nie od razu, gdyż do maja Gestapo go nie aresztowało, a w tym czasie (kwiecień/maj) „zatrzymano i uwięziono około 200 osób”. Główna fala aresztowań trwała do końca maja. Dotknęła ona” zarówno obsadę dowódczą Obszaru, Okręgu jak i Obwodu oraz Związku Odwetu. Niektórzy z zatrzymanych nie wytrzymali tortur i wydawali towarzyszy broni”. Tak ten czas wspomnał Jan Reyman: „Od maja 1941 r. ukrywałem się w Krakowie mieszkając u kolegów, a to na skutek ostrzeżenia jakie otrzymałem od dra Tadeusza Orzelskiego, dyrektoar Miejskich Zakładów Wodociągowych. Dr Tadeusz Orzelski przebywał w tym czasie w Krakowskim Szpitalu u prof. dra Zbigniewa Oszasta, jako ciężko chory pod ścisła kontrolą policji granatowej. Również z kontaktów z ZWZ wiedziałem, że w marcu i kwietniu 1941 r. nastąpiły liczne aresztowania, a między innymi aresztowany został Jan Cichocki noszący nazwisko przybrane Nałęcz, pseudonim „Kabat” szef sztabu kręgu Krakowskiego. Otrzymałem poleceniu zniknięcia z terenu krakowskiego na dłuższy okres czasu. Z tą myślą 27 lipca 1941 r. przyszedłem do domu przy ul. Jabłonowskich w nocy, aby pożegnać się z ciężko chorą matką i aby zabrać niezbędne osobiste rzeczy. Nad ranem około godziny 5-tej dom przy ul. Jabłonowskich 24 otoczony został przez Gestapo, a na teren mieszkania wkroczyło ich kilku z bronią w ręku. Po przeprowadzeniu rewizji w dramatycznych okolicznościach ze względu n chorą matkę zabrany zostałem do auta i wywieziony na ul. Pomorską. Burzliwe przesłuchanie na Pomorskiej zakończyło się wywiezieniem do więzienia na Montelupich, gdzie po dokonaniu rewizji osobistej osadzony zostałem w celi nr 136 na II-gim piętrze. W celi tej znajdowało się już 6-ciu więźniów, prawie wszyscy to więźniowie polityczni, oskarżeni o działalność w organizacjach podziemnych. W tym czasie na Montelupich panował niesłychany głód, gdyż poza znikomą porcją chleba otrzymywaliśmy tylko płyny bez zasadniczej wartości odżywczej. Już w następnych dniach rozpoczęły się dramatyczne przesłuchania, z których częstokroć powracałem w stanie zupełnego zamroczenia. Byłem podczas przesłuchań konfrontowany z szeregiem członków ZWZ, a między innymi bardzo często z szefem sztabu Janem Cichockim.
Okazało się, że cała grupa ZWZ jest całkowicie oddzielnie traktowana i w ostatecznych decyzjach zależna bezpośrednio od centrali w Berlinie. Z przesłuchań wynikało, że Niemcy noszą się z myślą wielkiego procesu, z którego ostatecznie zrezygnowali. Jestem przekonany, że nastąpiło to na skutek wspaniałej postawy wielu członków tej organizacji, a m.inn. Cichockiego. Zycie codzienne zatem przebiegało w wiecznym napięciu nerwowym, czy kogo nowego nie aresztowano, czy znów nie dojdzie do jakiejś niepomyślnej konfrontacji....
Wreszcie pod koniec maja 1942 r. we wczesnych godzinach rannych zostałem wyprowadzony z celi. Byłem głęboko przekonany, że zbliża się koniec. Z drugiego piętra zabrano nas dwóch, przy czym towarzysza mojego nie znałem, choć z przebiegu śledztwa wiedziałem, że był członkiem ZWZ. Gdyśmy stali przed kratą w korytarzu doszedł dr Garbień do mnie: na pytanie moje, czy to już koniec, w serdecznych słowach oznajmił mi, że jadę transportem do KL Auschwitz”. Tak skończyła się konspiracyjna działalność Reymana w Krakowie. Kontynuował ją potem w oświęcimskim obozie... bedąc „tam w stałym kontakcie z dr Kłodzińskim i wykonując szereg jego poleceń, niezależnie od ogólnej działalności organizacyjnej”. Uściślając niektóre fakty: Reyman na Montelupich trafił 30 lipca 1941 r. Z przesłuchujących go gestapowców zapamiętał m.in. : Christiansena – oberseherfuehrera „Rybie Oko” , czy „poznańczyka” Bautza. 30 maja 1942 przewieziono go do KL Auschwitz. Oficjalne dokumenty obozowe mówią jednak o 3 czerwca. W obozie został oznaczony jako więzień polityczny nr 37302. W Auschwitz „przebywał do ewakuacji (styczeń 1945 r.), następnie przeniesiony do obozu KL Gross-Rosen”.

Z pisanych po latach oświadczeń i korespondencji można prześledzić dość dokładnie jego obozowe losy: zaraz po przybyciu do Auschwitz „po dwudniowym pobycie na bloku Nr.11, gdzie zostałem zarejestrowany jako fachowiec chemik, przeszedłem przez Krankenbaum (Block Nr. 20) do pracy w DAW mieszkając na bloku 13, a po paru dniach pracy, przypuszczalnie około 10 VI.42 r., wywołano mnie w nocy i wcielono na bramie wyjściowej do maszerującego Komanda „Buna” do grupy specjalistów. W początkowym okresie pracy na Bunie mieszkałem na bloku 13 a., a nastepnie do końca omawianego okresu na bloku 17.... Do obowiązków moich należało obsługiwanie stacji meteorologicznej... Do pracy jeździło się koleją, apel odbywał się około 3-ciej rano, a powrót często następował późnym wieczorem. Warunki wybitnie wyczerpujące spotęgowane szykanami przy „załadowaniu” Komanda liczącego około 600 do 1000 osób do wagonów jak również „wyładowanie” które przez bezwzględną szybkość były często przyczyną łamania nóg i rąk jak również przy tak wybitnym osłabieniu powodem śmierci. Wyczerpanie na skutek niewłaściwego odżywiania i często zmniejszonych porcji obiadowych wydawanych na miejscu doprowadzało więźniów do całkowitego zaniku sił fizycznych. Absurdalne warunku chigieniczne spowodowały nieprawdopodobny rozwój insektów, a przede wszystkim wszy. W okresie od połowy lipca do sierpnia zachorowania na tyfus w Komandzie Buna przybrała charakter masowej zagłady...”. Wtedy też na tyfus plamisty zachorował on sam i około 10-12 sierpnia znalazł się na Bloku 28 (szpitalnym „Krankenbaum”). Po kilku dniach przeszedł kryzys „choroby ... i stał się rekonwalescentem”. Wtedy też (między 15 a 25 sierpnia): „we wszystkich blokach szpitalnych odbyła się generalna selekcja na śmierć w komorach gazowych, w której zostało wybranych około 700 więźniów różnej narodowości, a szczególnie Polaków. Również na Bloku 28 przeprowadzona została selekcja pod kontrolą Unterszturfuehrera SS Dr. Entresa przy pomocy niemieckiej służby sanitarnej.

Wszyscy chorzy, trzymając w rękach karty chorobowe przechodzili pojedynczo przed stołem za którym siedział SS-man w asyście blokowego i zastępcy blokowego. SS-man odbierał kartę chorobową i na podstawie karty, wyglądu zewnętrznego, a w gruncie rzeczy od własnego kaprysu decydował o zaliczeniu więźnia do grupy skazanych do komór gazowych. Również i ja zostałem zaliczony do grupy przeznaczonej do komór gazowych. Dzięki jednak interwencji i zabraniu karty chorobowej przez zastępcę blokowego kol. Walentynowicza zostałem przesunięty z omawianej grupy i powróciłem na salę. W ten sposób uniknąłem śmierci. Przeprowadzona wówczas selekcja należała do największej w historii Oświęcimia i wywołała wstrząsające wrażenie na więźniach i na mnie osobiście szczególnie. Wstrząs był tak silny, że mimo kompletnego osłabienia i nie wyleczenia, za pośrednictwem i pomocy kolegów zostałem wypisany z bloku szpitalnego na obóz do pracy, już w następnym dniu po selekcji. W obozie jedynie dzięki wybitnej pomocy kolegów pełniących różne funkcje mogłem utrzymać się przy życiu...”. Wstrząs był tak duży, że Jan Reyman już nigdy nie korzystał z leczenia w obozowym szpitalu, choć wielokrotnie zapadał na różne choroby. Po tyfusie plamistym przeszedł też tyfus brzuszny. Jako rekonwalescent pracował „na bloku 28 przy sortowaniu lekarstw zawartych pożydowskich walizach”.

W październiku przeprowadzono w obozie spis wszystkich chemików i lekarzy. Reyman do końca roku był pracownikiem Komanda Buna-Werke. Na przełomie listopada i grudnia został wypisany ze szpitala i przeniesiony na blok 17, a potem 20. Tam też pod koniec roku odbyła się „odprawa więźniów lekarzy, chemików, techników, krótko mówiąc fachowców z różnych dziedzin” przeprowadzona przez porucznika SS dra Webera. Ten po rozmowie z każdym z więźniów, niektórych z nich kazał wpisywać na specjalną listę. Na nią też trafił Reyman: „Spis dokonany na tej odprawie był niepokojący o tyle, że nie widomo było, do jakich celów możemy być użyci. Tym bardziej, że Blok nr 10[, na którym mieli pracować] był Blokiem wówczas dla nas tajemniczym, nieznanych jeszcze eksperymentów, dokonywanych na niewiastach, ale również i na mężczyznach. Mniej więcej w styczniu zapisani na odprawie więźniowie, w większości lekarze i chemicy zostali skoszarowani na Bloku 20-tym, sztuba nr 4”. Praca na Bloku 10 „polegała przede wszystkim na organizowaniu poszczególnych działów laboratoriów, jak chemiczny, biologiczny, serologiczny itp... Godnym podkreślenia jest fakt, że okna naszej sztuby, w której pracowaliśmy, wychodziły na dziedziniec Bloku nr 11, bezpośrednio przy ścianie śmierci. Oczywista, okna były zasłonięte koszami drewnianymi, nie mniej w godzinach rannych zwłaszcza słyszeliśmy głosy mordowanych, ich krzyki i przede wszystkim odgłosy strzałów...”

Formalnie Reyman został przeniesiony do „głównego obozu ... na blok 20, z przydziałem pracy w Instytucie Hygieny SS” (centrala Instytutu mieściła się w Berlinie) około 18 stycznia 1943 r. Jednak dopiero w lutym zaczął pracować w bloku doświadczalnym nr 10. „Dyrektorem Instytutu ... był dr Weber – lekarz i chemik z wykształcenia. Z przekonań Prusak, polakożerca, który jednak do tych więźniów polskich, których uważał za pełnowartościowych, odnosił się jak do niewolników, ale koniecznych i potrzebnych mu do funkcjonowania całego Instytutu...” W pierwszych tygodniach pracy stał się też obiektem doświadczalnym: „SS-man wraz z sanitariuszem, więźniem, zaczął regularnie, co trzeci dzień, pobierać mu krew z żyły w ilościach 15-20 cm. W przerwach między pobieraniem krwi podawano mu dożylnie roztwór bliżej nieznany. Zastrzyk ten powodował dreszcze, ostre bóle głowy, uczucie ogólnego rozbicia oraz bóle mięśniowe i stawowe. Po każdym zastrzyku gorączkował tak, że w tym czasie prowadzony był na bloku 20 izba Nr 4, jako chory...”.

Z oświadczenia dr Hansa Wilhelma Muencha – lekarza Instytutu Hygieny SS wiemy, że doświadczenia te zleciła berlińska centrala: „Celem tych doświadczeń było stwierdzenie, czy istnieje możliwość zmiany grupy krwi u człowieka w drodze uczulenia (sensybilizacji) i uodporniania (immunizacji)... Aby dojść do szybkich i możliwie jak najbardziej jednoznacznych wyników, wszystkie te doświadczenia robione były za pomocą dożylnych injekcji specyficznego i niespecyficznego białka. Z całą pewnością wszyscy więźniowie tej serii, która była przedmiotem doświadczeń, byli narażeni na wysoką gorączkę i uszkodzenie narządów miąższowych...,wszyscy więźniowie, którzy poddani zostali wspomnianym doświadczeniom, musieli odnieść ciężkie szkody na zdrowiu”. Doświadczenia skończyły się z chwilą przeniesienia pracujących na bloku 10. do Rajska, „gdzie zajmowaliśmy kilka budynków przygotowanych w pełni do prac laboratoryjnych” . Stało się to z początkiem maja 1943 r. W Rajsku mieściło się Komando Laboratorium i tam też pracował Reyman, „jako chemik-organik wraz z grupą kilkudziesięciu chemików biologów i lekarzy aż do likwidacji obozu i ewakuacji komanda tj. do 17.I.1945r.”.

Wskutek doświadczeń jakie na nim dokonywano wielokrotnie chorował przez cały okres pobytu w Auschwitz, „Po likwidacji obozu Oświęcim I przeszedł „marszem śmierci” do Wodzisławia. Stamtąd transportem kolejowym przewieziono go do Gross Rosen. W lutym ewakuowano go do obozu Dora, a wreszcie Nordhausen: „W marcu 1945 ratowałem się ucieczką, [a] z końcem kwietnia ranny dostałem się do więzienia „w miejscowości Heringen w górach Harzu”, gdzie 2.5.1945 zostałem uwolniony przez armię amerykańską...”. Potem „przebywał w leczeniu w szpitalu polowym... leczony przez 2,5 miesięca, przeszedł do strefy rosyjskiej do obozu Dora, aby wreszcie z końcem sierpnia 1945 r. po powrocie do Krakowa całkowicie przejść pod opiekę lekarzy b. więźniów Oświęcimia”. Z obozu wrócił do kraju z gruźlicą i chorobą serca.

Na podstawie dokumentów zachowanych w zbiorach rodzinnych oraz:

http://www.pcen.rzeszow.pl/publikacje/czasopisma/kwartalnik/1_02_dd.doc
http://www.dws-xip.com/PW/formacje/pw4.html
http://zelbet.webpark.pl/zelbet_zarys_histori.html
http://www.ipn.gov.pl/wai.php?serwis=pl&dzial=23&id=1369&search=430


Stefan Reyman – aktywny w konspiracji. Aresztowany po odkryciu tajnej drukarni w Krakowie. 21 lutego 1941 r. trafił do KL Auschwitz, gdzie został rozstrzelany pod ścianą śmierci w bloku 11 3 czerwca wraz z Łyką i Pachnerem. Oznaczony nr 10392.

Stefana Reymana wraz z Oleksikiem i Lubowieckim Niemcy aresztowali zupełnie przypadkowo i, jak się wydaje, nie miało to nic wspólnego z ich działalnością konspiracyjną. Po prostu 16 kwietnia 1942 r. znaleźli się w niewłaściwym miejscu o niewłaściwym czasie. Przebywali wówczas w Kawiarni Plastyków, która mieściła się przy ul. Łobzowskiej 3 i zostali tam aresztowani wraz z liczną grupą aż 198 osób: w tym artystów-plastyków i aktorów. Była to typowa dla tamtych mrocznych czasów hitlerowska akcja odwetowa „za zamach na wyższego oficera SS, dokonany na lotnisku rakowickim”. Aresztowani jako zakładnicy wszyscy zostali przewiezieni dwoma transportami do KL Auschwitz z końcem kwietnia. „Ponumerowano ich w obrębie 3289 – 32585 i 33091 – 33190”. Niektórych z nich obarczono w początkach maja różnymi pracami obozowymi.
W przesłanym przez krakowskie Gestapo telegramie do oddziału politycznego obozu „zawarte było polecenie zlikwidowania wszystkich więźniów w treści jego wymienionych. W jakieś dwa tygodnie później, dokładnie w dniu 27 maja 1942 r. zlikwidowano 168-u więźniów z tych obu transportów. W książce stanów dziennych wykazani są jako zmarli pod datą 27.5. 1942 r.” Zwłoki tych więźniów przewieziono potem przez obóz do krematorium i tam spalono.
Jak przebiegała ta egzekucja wiemy z relacji naocznych świadków:
„...27 maja (...) dosłyszeliśmy jakiś ruch na górze i na dziedzińcu bloku. Poznaliśmy głosy kierownika oddziału politycznego – Grabnera, Lagerführera Aumeiera, kierownika biura zatrudnienia Schwarza. Był też jeden nieznany nam głos. Cała ta ważna czwórka wiodła ściszoną rozmowę stojąc obok wylotu czworokątnej rury, prowadzącej do naszego okienka. Po chwili usłyszeliśmy kroki kilku osób na dziedzińcu i głośną zapowiedź blokowego:
„Za zamordowanie szefa lotnictwa niemieckiego w Krakowie jesteście skazani na śmierć.” Po tej zapowiedzi padły kolejno cztery strzały z broni małokalibrowej. Za chwilę znów ta sama zapowiedź, a po niej cztery strzały. Rozmowa u wylotu rury naszego okienka ucichła. Nadsłuchujemy z kolegą i ogarnia nas coraz większa trwoga, bo masakra trwa bez przerwy. Czyżby to było „oczyszczanie bunkrów”? W minutowych odstępach czasu powtarzała się ta sama ochrypła zapowiedź blokowego, po niej cztery strzały i głuchy odgłos padających ofiar.
W jednej z czwórek, zanim padł strzał, ktoś zawołał: „Niech żyje Polska”!
– Was sagt der Hund? – zapytał Aumeier.
Blokowy przetłumaczył. Aumeier zaczął wymyślać na Polaków, że ma z nimi kłopoty, że trudni
są do ujarzmienia... ale on się z nimi rozprawi, już niedługo nie będzie tu żadnego Polaka.
Rozstrzeliwanie nie ustaje. Naliczyliśmy już ponad 160 strzałów...”

...
„Około dziesiątej rano, na podwórzu bloku 11... W pewnej chwili usłyszałem pojedyncze słowo niemieckie.
Rozumiałem te dobitnie akcentowane
– Krakau...Luftwaffe...erschossen...
Skandujący głos skończył i natychmiast tłumacz po polsku.
– Za to, że mieliście coś wspólnego... z szefem lotnictwa niemieckiego w Krakowie, zostajecie rozstrzelani.
Słuchałem w osłupieniu. Co to znaczy – „mieliście coś wspólnego”?
Mówi przecież do ludzi, którzy za kilkanaście sekund będą umierać. Pewnie stoją teraz, lub klęczą pod ścianą śmierci i słuchają dziwnych słów. Zresztą może już nawet nie słyszą?
Dopiero następny Doilmetscher prawidłowo wyjaśnił ludziom, dlaczego umierają. W odwet za zamach na wyższego oficera SS, na lotnisku Rakowice w Krakowie, zostajecie rozstrzelani jako zakładnicy. Nie słyszałem strzałów, chociaż pancerz mojego „okienka” wywietrznika znajdował się pięć metrów od ściany straceń. Widziałem ich jednak. Czułem poprzez beton i żelazo. Ze skrępowanymi kolczastym drutem rękami, podchodzą po pięciu. Klękają pod ścianą śmierci. Ale nie słyszę strzałów. Jedynie w sporych ostępach czasu pojedyncze, rewolwerowe. Pewnie zabijają automatycznym pistoletem do uboju bydła. O tym mówiło się w obozie. Przystawiony z tyłu głowy pistolet i zwolniona iglica uderza w potylicę. Zabija. Nie zawsze precyzyjny „strzał, poprawia Ssmański rewolwer.
I to właśnie słyszałem.
Od początku egzekucji liczyłem. Starałem się liczyć.
– Pięciu... Dziesięciu... Już pięćdziesięciu. Już stu...
– Niech żyje Polska!!!
Głośny, bardzo głośny był ten wstrząsający okrzyk.
Bez ceremonii plutonu egzekucyjnego, w atmosferze bezkarnego morderstwa, wśród czterech ścian dziedzińca „jedenastki”, trzeba było nie tylko odwagi, ale przede wszystkim siły, zwyczajnej fizycznej siły. Aby pokonać bezwład własnego ciała, aby starczyło oddechu na całe życie, żeby się głos nie załamał, żeby zdążyć zanim padnie śmiertelne uderzenie. Wiedział chyba o tym siedzący na pancerzu „okienka” mojej celi Lagerfuhrer Aumeier.
– Das was eine polnische Schwein – rozległ się aż w mojej celi jego zaskakująco silny, metalicznie charakterystyczny, głos. Była w tym krzyku wściekłość, ale była też i bezsilność. Może żałował, że kula nie zraniła jedynie umierającego z Polską na ustach. Powinien był dłużej umierać.
– Przestałem liczyć. Biegałem po ciemnej celi, czekając kiedy otworzą się drzwi i przyjdą po mnie. Wiedziałem, że zdarzyło się to w czasie zbiorowych egzekucji. Niekiedy w ten sposób opróżniano bunkier.
– Egzekucja trwała jeszcze chyba godzinę. Potem na dziedzińcu słychać było tylko odgłosy świadczące o sprzątaniu. Wreszcie wszystko ucichło.
– Leżałem na betonie, zwinięty w „kłębek”, w bezwładnym odrętwieniu. Zerwałem się dopiero na brzęk klucza w drzwiach celi. Ssman wzywał mnie na górę. Zwrócono mi pasek i z innymi więźniami ustawiono na dziedzińcu. Dziedzińcu śmierci. Mój kapo był wśród nas. Podszedł do mnie Hanys, który od kilku tygodni pełnił obowiązki funkcyjnego na bloku 11. Dowiedziałem się, że rozstrzelano ponad 160 więźniów z dwóch krakowskich transportów. Wszyscy aresztowani w dwóch akcjach gestapo, w Kawiarni Plastyków” przy ulicy Łobzowskiej. Krew płynęła rynsztokiem. Trzy godziny trwało wywożenie ciał i usuwanie śladów”.
http://www.zpap.krakow.pl/web/documents/inf%20ZPAP%201-2007.pdf



Marian Sawicki - walczył w Kampanii Wrześniowej 1939 r. Później walczył w PSZ na Zachodzie.


Czesław Skoraczyński dopiero po wojnie został trenerem Wisły. W związku z tym jego żołnierskie i konspiracyjne losy pomijamy


Przemysław Smolarek – w czasie okupacji żołnierz ZWZ/AK.


Władysław Stefaniuk - walczył w Kampanii Wrześniowej 1939 r. Więziony potem w oflagu w Murnau.


Stanisław Stopa – Uczestnik wojny polsko-bolszewickiej 1920 r.


Stanisław Szczepanik - walczył w Kampanii Wrześniowej 1939 r. Konspiracyjny kurier. Aresztowany latem 1943 r. trafił do KL Auschwitz. 4 grudnia przeniesiono go do Mauthausen-Gusen, gdzie zmarł w pierwszych tygodniach 1945 r. w niewyjaśnionych okolicznościach.


Władysław Szewczyk – po Kampanii Wrześniowej w 1940 r. przedarł się przez Tatry na Węgry, by potem przez Jugosławię, Grecję, Turcję i Palestynę dotrzeć do wojsk polskich stacjonujących w Egipcie. Przyjęty do Samodzielnej Brygady Strzelców Karpackich brał udział w walkach pod Tobrukiem.
W twierdzy Tobruk oddziały SBSK „zajęły 21–28 sierpnia 1941 zachodni odcinek obrony, gdzie walczyły do 9 grudnia 1941. W nocy z 9 na 10 grudnia 1941 wykonały natarcie, zdobywając wzgórze Madauar, kluczową pozycję niemiecką, a jej oddział wydzielony – miejscowość Acromę”. Brygada walczyła potem pod Gazala, wypierając Niemców z Cyrenajki. W maju 1942 r. została przeorganizowana w 3 Dywizję Strzelców Krapackich. Jesienią 1942 roku dywizja przeszła z Palestyny do Iraku wchodząc w skład Armii Polskiej na Wschodzie. W lipcu stała się podstawą dla powołanego 2 Korpusu Polskiego gen. Andersa. Losy żołnierskie Władysława Szewczyka były podobne do losów jego boiskowego kolegi Stanisława Geruli. Obaj służyli w tej samej dywizji i przeszli podobny szlak bojowy.


Józef Szkolnikowski, oficer Wojska Polskiego, walczył w wojnie polsko-bolszewickiej i za udział w niej odznaczony krzyżem Walecznych. Walczył w Kampanii Wrześniowej. Żołnierz Armii gen. Andersa, z którą przeszedł cały szlak bojowy. W 1948 r. wrócił do Polski. Szykanowany przez władze komunistyczne.

http://wyborcza.pl/1,85656,4634150.html

A. Gowarzewski, Wisła Kraków, kolekcja klubów, t. 3., 1996


Władysław Szumilas – aresztowany w Krakowie w 1941 r. Trafił do KL Auschwitz 26 lutego 1942 r. Oznaczony nr 25538. Rozstrzelany 18 czerwca 1942 r.


Stefan Śliwa – zawodowy oficer Wojska Polskiego. Jeszcze służąc w armii austriackiej w czasie I wojny światowej stracił prawą rękę. Nie przeszkadzało mu to grać w piłkę i służyć odrodzonej ojczyźnie w wojsku. Potwierdził to walcząc w Kampanii Wrześniowej 1939 r. Jako jeniec wojenny trafił do oflagu i tam też przebywał do końca wojny.


Jan Weyssenhoff – „w czasie okupacji brał udział w tajnym nauczaniu uniwersyteckim, wykładając na kompletach fizykę doświadczalną, egzaminując z fizyki teoretycznej przedwojennych studentów kończących konspiracyjnie studia i biorąc udział w komisjach egzaminów magisterskich i doktorskich”.


Andrzej Woźniak - walczył w Kampanii Wrześniowej 1939 r. Przedarł się następnie przez Rumunię i Francję do Anglii. „Patrząc po numerze ewidencyjnym najprawdopodobniej do Wielkiej Brytanii przyjechał z Francji (ewakuacja lotnictwa) w czerwcu 1940 r.
Jako żołnierz-lotnik służył w 300 Dywizjonie Bombowym Ziemi Mazowieckiej. Dywizjon ten wchodził w skład Polskich Sił Powietrznych w Wielkiej Brytanii i brał udział w szeregu kampaniach tej wojny. W tym w: atakach na niemiecką flotę inwazyjną we Francji; ofensywie przez kanał La Manche; ofensywie "Milliennium"; Bitwie o Zagłębie Ruhry; bombardowaniu Hamburga, Bitwie o Berlin; Lądowaniu w Normandii; w inwazji Niemiec. Zakładamy, że w tych akcjach brał również Andrzej Woźniak jako pilot tego dywizjonu. Według A. Gowarzewskiego brał również udział w kampanii „afrykańskiej”. „Służbę zakończył jako sierżant (w brytyjskim stopniu Warrant Officera - chorąży RAF). Numer służbowy 793160”.

http://orb.polishaf.pl/?s=wozniak

http://www.polishairforce.pl/ostronie.html

Informacje uzyskane od Wojciecha Zmyślonego.


Artur Woźniak – więzień obozu koncentracyjnego Mauthausen-Gusen


Aleksander Żaczek – aresztowany w 1943 r. w Krakowie. Trafił do KL Auschwitz 5 lutego 1943. Oznaczony nr 100435, 25 sierpnia 1944 r. przeniesiony do Neuengamme. Zmarł z wycieńczenia koło Stamberga.