Euroliga 2013/2014 (koszykówka kobiet)

Z Historia Wisły

poprzedni sezon Rozgrywki w tym sezonie następny sezon
Wszystkie mecze Ekstraklasa Puchar Polski Euroliga Mecze towarzyskie
Rezerwy O 1 Ligę Młodziczki Kadetki Juniorki
Mistrzostwa Polski Kobiet U14 Mistrzostwa Polski Kobiet U16 Mistrzostwa Polski Kobiet U18
Kadra Statystyki Spis Sezonów

Spis treści

Euroliga koszykówki kobiet

Terminarz i wyniki

Euroliga, Grupa B
rozgr. data gdzie przeciwnik wynik
1. 2013.11.06 dom Rivas Ecópolis 60:62
2. 2013.11.13 wyjazd BK IMOS Brno 67:61
3. 2013.11.20 dom Fenerbahce Stambuł 69:73
4. 2013.11.27 wyjazd Uniqa Euroleasing Sopron 67:61
5. 2013.12.04 -
6. 2013.12.11 dom Nadieżda Orenburg 52:60
7. 2013.12.18 wyjazd BLMA 74:72
8. 2014.01.15 wyjazd Rivas Ecópolis 76:62
9. 2014.01.22 dom BK IMOS Brno 79:58
10. 2014.01.29 wyjazd Fenerbahce Stambuł 59:67
11. 2014.02.05 dom Uniqa Euroleasing Sopron 80:56
12. 2014.02.12 -
13. 2014.02.19 wyjazd Nadieżda Orenburg 53:74
14. 2014.02.26 dom BLMA 72:48


Euroliga, play-off
rozgr. data gdzie przeciwnik wynik
1. 2014.03.11 wyjazd Nadieżda Orenburg 48:52
2. 2014.03.14 dom Nadieżda Orenburg 76:83


Artykuły

Dunin: Nie jest to grupa marzeń

8. lipca 2013

Koszykarki Wisły Can-Pack Kraków, które w przyszłym miesiąc rozpoczną przygotowania do sezonu 2013/14 w piątek poznały rywali z którymi zmierzą się w prestiżowych rozgrywkach Euroligi Kobiet. Podopieczne Štefana Svitka w grupie B rywalizować będą z Fenerbahçe Stambuł, Nadieżdą Orenburg, BK IMOS Brno, Rivas Ecopolis Madryt, UE Sopron oraz Basket Lattes Montpellier.

Krakowską Wisłę czeka zatem występ w szalenie ciekawej grupie pod względem geograficznym. Zagramy z drużyną azjatycką - Fenerbahçe, na drugim skrzydle zagramy z Nadieżdą Orenburg, do tego mamy jeszcze po drugiej stronie Europy Rivas Ecopolis w Madrycie oraz całkiem na południu Francji Montpellier.

Jak zapewnia Generalny Menadżer drużyny, Piotr Dunin Suligostowski krakowska Wisła Can-Pack nie może zbytnio narzekać na wyniki piątkowego losowania - Nie jest to grupa marzeń, ale śmiało można powiedzieć, że mogło być oczywiście gorzej. W mojej ocenie grupa A jest grupą zdecydowanie silniejszą. Mówiąc o sportowych szansach to dziś trudno o sensowną, obiektywną ocenę gdyż nie wszystkie kluby skompletowały swoje rostery. Trudno zatem autoratywnie mówić o sile poszczególnych zespołów – powiedział GM Białej Gwiazdy, który w zeszłym tygodniu w Monachium śledził przebieg euroligowego losowania.

Euroligowe zmagania krakowianki zainaugurują przed własną publicznością 6 listopada, kiedy to pod Wawelem pojawią się wicemistrzynie Hiszpanii, koszykarki Rivas Ecopolis Madryt - Dość pozytywnie ułożył się dla nas euroligowy kalendarz. Zaczynamy rozgrywki meczem we własnej hali. Niekoniecznie musiał to być akurat Rivas Madryt z Jose Hernandezem. Z drugiej strony ten mecz będzie miał specyficzny smaczek – powiedział Dunin-Suligostowski.

Następnie Wisłę Can-Pack czeka relatywnie łatwy wyjazd do Brna gdzie czekać nas będzie potyczka ze srebrnymi medalistkami czeskiej ligi ŻBL. Tydzień później w hali przy Reymonta rozegrany zostanie niezmiernie interesujący mecz z Fenerbahçe Spor Kulübü. - Fenerbahçe jest z pewnością tą drużyna, która jest murowanym kandydatem do zajęcia pierwszego miejsca w grupie a więc będzie to szalenie atrakcyjne spotkanie – dodał GM Białej Gwiazdy.

Poza wspomnianymi drużynami wiślaczki zagrają również min. w oddalonym o blisko 3000 km od Krakowa Orenburgu. - Liczyliśmy na to, że ominiemy dalekie wyjazdy, ominiemy potencjalnych przeciwników takich jak Orenburg czy Jekaterynburg. Nie udało się, co roku szczęście nie może sprzyjać, więc mamy ten Orenburg. Ze względów logistycznych jest to dla nas skomplikowany wyjazd – wyjaśnił Piotr Dunin-Suligostowski|Dunin-Suligostowski. (...)

Autor: Grzegorz Ożóg
Źródło: WislaCanPack.pl

Wynik na miarę możliwości - ocena gry Wiślaczek w Eurolidze Kobiet

21. marca 2014

W ubiegłym tygodniu koszykarki Wisły Can-Pack Kraków zakończyły udział w rozgrywkach Euroligi Kobiet, po raz drugi z rzędu nie kwalifikując się do turnieju Final Eight. Czy można zatem mówić o tym, że podopieczne Stefana Svitka zawiodły w rywalizacji najlepszych drużyn klubowych na Starym Kontynencie?

Spoglądając z perspektywy kilku lat, ponowny brak kwalifikacji teamu spod Wawelu do czołowej „ósemki” euroligowych zmagań może zostać uznany za pewien regres. Przecież w sezonie 2009/2010, pod wodzą Jose Hernandeza, zawodniczki z Białą Gwiazdą na koszulkach przebojem wdarły się do najlepszej „czwórki” tych prestiżowych rozgrywek. W kolejnych dwóch latach, prowadzone nadal przez znakomitego hiszpańskiego szkoleniowca, Wiślaczki ugruntowały swoją mocną pozycję w kontynentalnej hierarchii, najpierw odpadając w ćwierćfinale play-off (stanowiącym wówczas decydującą batalię o awans do Final Four) z późniejszymi triumfatorkami – Perfumerias Avenida Salamanca, a w 2012 roku awansowały do turnieju Final Eight, w którym dzielnie stawiły czoła przyszłym mistrzyniom – Ros Casares Valencia oraz rosyjskim potentatom – UMMC Jekaterynburg i Spartakowi Moskwa Widnoje.

Poprzedni sezon z wielu powodów był już gorszy. Krakowianki po raz pierwszy od pięciu lat nie zanotowały dodatniego bilansu w fazie grupowej, notując sześć zwycięstw i sześć porażek. W fazie play-off na ich drodze stanął Bourges Basket, czyli drużyna, z którą Wisła Can-Pack mierzyła się już w pierwszej części rozgrywek. Krakowianki wygrały we Francji, lecz potem – po beznadziejnym wręcz meczu wszystkich zawodniczek, poza Tiną Charles – nie wykorzystały przed własną publicznością sporej szansy na awans do Final Eight. Nazajutrz dość niespodziewanie zwolniony został Hernandez, a 22-krotne mistrzynie Polski, prowadzone przez Artura Golańskiego, tym razem przegrały w Bourges, wskutek czego to Celine Dumerc i spółka cieszyła się z awansu do najlepszej „ósemki” Euroligi.

Lipcowe losowanie przyjęto w klubie z ul. Reymonta 22 z umiarkowanym optymizmem. Powszechnie uważano, że poza zasięgiem jest Fenerbahce Stambuł, zaś podopieczne Stefana Svitka, nominowanego po zakończeniu sezonu 2012/2013 na nowego coacha, o drugie miejsce powalczą z Rivas Ecopolis Madryt i Nadieżdą Orenburg.

Jak się potem okazało, ogromne znaczenie dla dalszych losów Wiślaczek w europejskich zmaganiach miało pierwsze spotkanie, w którym podejmowały na własnym parkiecie ekipę z przedmieść Madrytu, prowadzoną przez... Hernandeza. Jeszcze w trzeciej kwarcie wydawało się, że zwycięsko z tej konfrontacji wyjdą gospodynie. Później jednak nastąpił w ich szeregach przestój, i to krakowianki musiały „gonić wynik”. Przy stanie remisowym, tzw. buzzer beaterem popisała się Frida Eldebrink i po chwili wraz z koleżankami cieszyła się z triumfu. Radości ze zwycięskiego powrotu do Krakowa nie krył również Hernandez. Porażka u siebie ze znacznie słabszym personalnie niż w poprzednich latach hiszpańskim teamem nie nastrajała optymistycznie kibiców Wisły i postawiła kilka pytań odnośnie rzeczywistej wartości zespołu, którą nieco zaciemniły pierwsze mecze Basket Ligi Kobiet, podczas których rywalki kilkukrotnie były wręcz miażdżone przez krakowski walec – wystarczy choćby wspomnieć rozmiary zwycięstwa z MKS MOS Konin.

Tydzień po tym falstarcie, drużyna ze stolicy Małopolski przywiozła wygraną z Brna. Wprawdzie styl gry pozostawił sporo do życzenia, ale koszykarki tamtejszego BK IMOS dwukrotnie w poprzednich sezonach znajdowały we własnej hali sposób na ekipę prowadzoną wówczas przez Hernandeza. Klasą dla siebie okazała się Jantel Lavender, która zdobyła 34 pkt., co – jak potem się okazało - było indywidualnym rekordem klubowym w całym sezonie Euroligi.

Druga potyczka w Krakowie stanowiła nie lada gratkę dla kibiców pod Wawelem, którzy mogli zobaczyć w akcji jeden z dwóch najmocniejszych personalnie zespołów w całych rozgrywkach. Ich pupilki stawiały bardzo duży opór koszykarkom Fenerbahce Stambuł, lecz te, po zaciętej końcówce, ostatecznie przechyliły szalę zwycięstwa na swoją korzyść. Było to ostatnie spotkanie Erin Phillips w koszulce z Białą Gwiazdą. W opinii wielu obserwatorów, do pokonania dream teamu ze Stambułu zabrakło być może... więcej zdrowia Australijki. Gołym okiem było widać, z jakim trudem przychodzi Erin poruszanie się po placu gry.

W kolejnym meczu, w Sopronie przeciwko UE, w szeregach Wisły Can-Pack wystąpiła już Danielle McCray, choć trzeba przyznać, że jej debiut był cokolwiek symboliczny. Dzięki ponownie znakomitej Lavender, podopieczne trenera Svitka okazały się lepsze o sześć „oczek”, choć w trzeciej kwarcie prowadziły już różnicą 20 pkt.

Trzecia potyczka krakowianek we własnej hali i... trzecia porażka. Tym razem lepsza okazała się Nadieżda Orenburg, odradzająca się pod kierunkiem Georgiosa Dikeoulakosa. Rosyjski zespół wykorzystał lepsze warunki fizyczne, ale także wyjątkową indolencję w ataku i błędy miejscowych. Niepowodzenie to team spod Wawelu powetował sobie tydzień później, wygrywając w Montpellier z tamtejszym Basket Lattes po niezwykle nerwowej końcówce.

Z bilansem 3-3 Wiślaczki przystąpiły do rundy rewanżowej, mając przy tym świadomość, że pierwsza konfrontacja – przeciwko Rivas na wyjeździe – będzie mieć niezwykle duży ciężar gatunkowy. Znakomitą partię zagrała w Hiszpanii Allie Quigley, którą wsparła niezawodna Lavender. Zwycięstwo różnicą 14 pkt. z będącymi już w słabszej dyspozycji niż na początku sezonu koszykarkami z przedmieść Madrytu, dało zawodniczkom z Grodu Kraka handicap w walce o awans do play-off, a być może także uprzywilejowaną pozycję w tej fazie. Należało teraz wygrywać mecze u siebie i liczyć na korzystne wyniki w innych grupach.

I tak się właśnie stało. Koszykarki z Brna, Sopronu i Montpellier opuszczały halę przy ul. Reymonta 22 z bagażem ponad dwudziestu „oczek”, natomiast – zgodnie z przypuszczeniami - z wyjazdów do Stambułu i Orenburga aktualne wicemistrzynie Polski wracały na tarczy. W końcowym rozrachunku okazało się, że zabrakło dwóch punktów do uniknięcia w play-off coraz silniejszej Nadieżdy. Jeszcze długo po spotkaniu przeciwko Basket Lattes kibice i dziennikarze nie mogli przeboleć kosza straconego na 1 sek. przed końcem. To trafienie, zupełnie z pozoru nieważne, zasadniczo wpłynęło na układ par w bezpośredniej walce o miejsce w Final Eight. Chociaż byłoby to nadmierne uproszczenie. Wiślaczki znacznie utrudniły sobie zadanie, ulegając Nadieżdzie na jej terenie różnicą aż 21 pkt., tracąc większość tego dystansu w ostatnich kilku minutach.

Mecze play-off wszyscy mamy świeżo w pamięci. W Orenburgu podopieczne trenera Svitka walczyły ambitnie, ale strata po trzech kwartach (16 pkt.) okazała się nie do nadrobienia w ostatnich fragmentach. Zawiodła skuteczność krakowianek, które nie osiągnęły nawet granicy punktowej przyzwoitości. Wynik 52:48 na korzyść gospodyń wiele mówi również o dobrej defensywie obu stron. Również dobrej obrony i walki dosłownie o każdy centymetr placu gry nie zabrakło w meczu nr 2, rozgrywanym w Krakowie. Tym razem jednak obie ekipy zdobyły łącznie nie 100, lecz aż 159 pkt. Widowisko musiało się podobać nawet najbardziej wybrednym znawcom żeńskiego basketu. Nie do zatrzymania były Lavender oraz DeWanna Bonner. Zwłaszcza ta druga zagrała wręcz popisowe zawody, trafiając z dystansu, spod kosza, zbierając i podając lepiej ustawionym partnerkom. Właśnie postawa amerykańskiej skrzydłowej Nadieżdy stanowiła główną przyczynę triumfu jej partnerek i pierwszego w historii tego klubu awansu do najlepszej „ósemki” Euroligi. Wiślaczki odpadły, jednak po zeszłotygodniowej porażce kibice docenili wysiłek koszykarek z Białą Gwiazdą na koszulkach, dziękując im przez kilka minut za ambitną walkę przeciwko silniejszej personalnie i znakomicie przygotowanej do kolejnych konfrontacji drużynie z miasta położonego na styku Europy i Azji.

Trudno jednoznacznie ocenić postawę koszykarek Wisły Can-Pack w euroligowych zmaganiach. Czy mogły osiągnąć więcej? Z pewnością tak, lecz do szczęścia brakowało jednej wygranej więcej w fazie grupowej. Ciężko było oczekiwać wyeliminowania rozpędzonej armady z Orenburga. W tym miejscu powraca niepowodzenie w pierwszej kolejce. Z bilansem 8-4 (w tym 6-4 do tabeli ustalającej pary play-off) krakowianki miałyby spore szanse na posiadanie atutu własnego parkietu w walce o Final Eight. Wprawdzie ekipa ze stolicy Małopolski zrehabilitowała się, pokonując Rivas na wyjeździe, lecz to było za mało. Pozostałe potyczki ułożyły się według niejako z góry przewidzianego scenariusza, czyli po dwie wygrane z niżej notowanymi zespołami oraz przegrane z Fenerbahce i Nadieżdą. Trudno nie oprzeć się wrażeniu, że o ile w starciach z drużynami z Brna, Sopronu i Montpellier podopieczne słowackiego szkoleniowca raczej bezproblemowo umiały udowodnić swoją przewagę, nawet pomimo niekiedy słabszych fragmentów, to mobilizacja i koncentracja, poparte ambitną walką, w potyczkach z przywołanymi wcześniej zespołami z Turcji i Rosji na niewiele się zdały. W przegranych na własnym parkiecie spotkaniach fazy grupowej zgubne było narzucenie zbyt szybkiego tempa w pierwszych kilkunastu minutach zmagań. Trenerzy rywalek umiejętnie „przeczytali” wówczas styl gry krakowianek i wprowadzili pewne korekty. Natomiast Wiślaczki zaczęły stopniowo opadać z sił, tracąc w późniejszej fazie dystans, którego – pomimo prób odwrócenia losów wymienionych meczów – nie udało się skutecznie zniwelować.

Oceniając indywidualnie – bez wątpienia numerem 1 w szeregach Wisły Can-Pack była Lavender. 25-letnia środkowa znakomicie wypełniła lukę po odejściu Charles, a przy tym o wiele bardziej „żyje” boiskowymi wydarzeniami, wpływając na pozytywną atmosferę w teamie. Miano najskuteczniejszej koszykarki obecnego sezonu Euroligi mówi w zasadzie wszystko. Dużo do powiedzenia miała także Quigley, rozgrywając kilka bardzo dobrych zawodów (Fenerbahce i Basket Lattes u siebie, Rivas na wyjeździe), gdy odciążała Lavender w zadaniach pierwszej opcji w ataku. Amerykanka z węgierskim paszportem miała jednak także słabsze występy na euroligowych parkietach. Trzecia zawodniczka pochodząca zza Oceanu okazała się rozczarowaniem. McCray zaprezentowała się co najwyżej dobrze w nie więcej niż w trzech-czterech meczach w Eurolidze, prezentując przy tym mało produktywny styl gry. To stanowczo za mało, biorąc pod uwagę oczekiwania, jakie kierowane są zawsze wobec „overseas”. Ubolewać można nad przewlekłymi urazami Phillips, które skłoniły władze TS Wisła do rozwiązania z nią umowy. Australijka jest bowiem typem koszykarki, która – gdy jest zdrowa - potrafi odmienić losy meczów, nierzadko decydując się na rzuty za 3 pkt., w przeciwieństwie do McCray. Cristina Ouvina generalnie dobrze wywiązywała się z roli playmakera w konfrontacjach z czołowymi drużynami europejskimi, za rzadko włączając się jednak w zdobywanie punktów. Zane Tamane była nieregularna, początkową fazę mając lepszą od końcowej. Nieraz jednak jej doświadczenie było bardzo przydatne. Spośród polskich zawodniczek, jedynie Justyna Żurowska i Agnieszka Szott-Hejmej były w stanie wnieść więcej pozytywów do postawy zespołu, w pojedynczych spotkaniach. Żurowska dwukrotnie (na własnym parkiecie z Fenerbahce i Basket Lattes) przejęła na swoje barki ciężar zdobywania punktów w ważnych momentach.

Podsumowując – podopieczne trenera Svitka nie spełniły postawionego przez władze klubu celu, czyli awansu do Final Eight, lecz swoją postawą nie przyniosły wstydu. Faworyzowanej Nadieżdzie krakowianki wysoko zawiesiły poprzeczkę. Wcześniej zabrakło nieco szczęścia i sprytu, a w fazie play-off Wiślaczkom przypadłby rywal mniej wymagający, być może również z atutem własnej hali w ewentualnej grze nr 3. Tak się jednak nie stało. Ten wynik jest wykładnikiem aktualnego poziomu 22-krotnych mistrzyń Polski, ugruntowując ich przynależność do „mocnego środka” euroligowej stawki.

Oby w przyszłym sezonie, o ile ponownie zobaczymy team spod Wawelu pośród najlepszych drużyn klubowych żeńskiej koszykówki w Europie, udało się wyciągnąć wnioski z występów w trwających nadal (dla ośmiu ekip) rozgrywkach.

Autor: Paweł / WislaLive.pl
Źródło: WislaLive