Michał Miśkiewicz

Z Historia Wisły

Michał Miśkiewicz
Informacje o zawodniku
kraj Polska
urodzony 20.01.1989, Kraków
wzost/waga 194 cm
pozycja bramkarz
sukcesy Mistrz Włoch juniorów: 2009
Reprezentacja
Lata Drużyna Mecze Gole
2007 Polska U-19 1 0
2014– Polska A 1 0
Drużyny juniorskie
Lata Drużyna
Kmita Zabierzów
2007–2009 AC Milan
Kariera klubowa
Sezon Drużyna Mecze Gole
2005/2006 (w) Świt Krzeszowice (wyp.) 11 0
2006/2007 (j) Tramwaj Kraków (wyp.) 13 0
2006/2007 (w) MZKS Alwernia (wyp.) 4 0
2007/2008 AC Milan U-20 0 0
2008/2009 AC Milan U-20 7 0
2009/2010 Chievo U-20 (wyp.) 20 0
2009/2010 Chievo (wyp.) 0 0
2010/2011 Crociati Noceto (wyp.) 4 0
2011/2012 FC Südtirol (wyp.) 1 0
2012/2013 Wisła Kraków 8 0
2013/2014 Wisła Kraków 37 0
W rubryce Mecze/Gole najpierw podana jest statystyka z meczów ligowych, a w nawiasie ze wszystkich meczów oficjalnych.

Michał Miśkiewicz (ur. 20 stycznia 1989 roku w Krakowie) – piłkarz, zawodnik Wisły Kraków w latach 2012–2014, grający na pozycji bramkarza.

Miśkiewiecz rozpoczął testy w Wiśle w maju 2012 roku. Pierwszy raz w barwach Białej Gwiazdy wystąpił w towarzyskim meczu z Widzewem. 19 czerwca 2012 roku podpisał kontrakt z Wisłą, obowiązujący do 30 czerwca 2014 roku.

Michał Miśkiewicz był jedynym zawodnikiem, który w sezonie 2013/2014 wystąpił we wszystkich spotkaniach w pełnym wymiarze czasowym. Rozegrał łącznie 3330 minut w lidze.

Spis treści

Historia występów w barwach Wisły Kraków

Podział na sezony:

Sezon Rozgrywki M 0-90 grafika:Zk.jpg grafika:Cz.jpg
2012/2013 Ekstraklasa 8 8       1  
2012/2013 Puchar Polski 1 1          
2013/2014 Ekstraklasa 37 37       1  
2013/2014 Puchar Polski 2 2          
Razem Ekstraklasa (I) 45 45       2  
Puchar Polski (PP) 3 3          
RAZEM 48 48       2  

Mecze w Reprezentacji Polski

Stan na 24.10.2014. Michał Miśkiewicz wystąpił w 1 spotkaniu Reprezentacji Polski jako piłkarz Wisły.

Wybrane artykuły

Michał Miśkiewicz na testach w Wiśle

14 maja 2012

23-letni bramkarz AC Milan, Michał Miśkiewicz, przez najbliższe dni będzie testowany przez Wisłę Kraków - poinformowała oficjalna strona internetowa naszego klubu.

Miśkiewicz urodził się 20 stycznia 1989 roku w Krakowie. Swoją karierę zaczynał w Kmicie Zabierzów.

Na początku sezonu 2007/2008 podpisał kontrakt z drużyną AC Milan. Przez kolejne dwa sezony młody bramkarz grał w młodzieżowym zespole Rossonerich.

W lipcu 2009 roku został wypożyczony do Chievo, jednak i tam nie zdołał przebić się do pierwszego składu.

Rok później przeszedł do czwartoligowego Crociati Noceto, skąd ponownie został wypożyczony, tym razem do FC Südtirol-Alto Adige, grającego we włoskiej trzeciej lidze.

Miśkiewicz ma bardzo dobre warunki fizyczne, ma bowiem 194 cm wzrostu. We Włoszech kariery jednak nie zrobił, w minionym sezonie w rozgrywkach Lega Pro 1 (wspomniana trzecia liga) zagrał tylko jedno spotkanie, w październiku minionego roku.

Źródło: wisla.krakow.pl, własne

Źródło: wislaportal.pl

Od A do Z... Michała Miśkiewicza

Michał Miśkiewicz do Wisły trafił 19 czerwca 2012 roku prosto ze słynnego AC Milan, w rundzie wiosennej sezonu 2012/2013 stał się podstawowym bramkarzem "Białej Gwiazdy". Serwis WislaLive.pl poprosił urodzonego w podkrakowskich Bolechowicach zawodnika o ułożenie swojego alfabetu skojarzeń.

A jak AC Milan – Początki mojej kariery. Duża szansa, którą dostałem od losu i szkoła, w której bardzo dużo się nauczyłem i nabrałem doświadczenia. No i oczywiście jedna z najlepszych drużyn na świecie.

B jak bramka – Od początku stałem na bramce. Kiedy jeszcze Kmita Zabierzów dobrze stała, mój kolega z boiska szkolnego, grający w jej drużynie młodzieżowej zadzwonił do mnie mówiąc, że brakuje im bramkarza. I tak się zaczęło.

C jak Chievo Werona – Klub, który darzę dużym sentymentem, bo pobyt tam również dał mi bardzo dużo. Miałem tam świetnego trenera od bramkarzy i klub, który mimo niedużego budżetu jest świetnie zorganizowany i funkcjonuje w Serie A już od wielu lat. Może się od nich nauczyć jak niedużym kosztem i dobrą pracą można sprawić, że klub jakoś się „kręci” na wysokim poziomie.

D jak debiut w Wiśle – Mam nadzieję, że mówimy o tym przyjemnym debiucie (uśmiech). Spełnienie moich dziecięcych marzeń, wielki emocje i duża radość, że udało się nie spalić debiutu i jakoś się w nim zaprezentować. Same pozytywne skojarzenia wywołuje to hasło.


D jak Domenico Di Carlo – Dobry fachowiec, trzymający dyscyplinę, ale przy tym fajny człowiek mający markę wystarczającą, aby trenować w Serie A. Z przyjemnością się nim pracowało.

F jak F.C. Sudtirol – Następny dobry klub, prowadzony solidnie, po niemiecku, który dobrze funkcjonuje we włoskiej lidze. Trafiłem na świetny sztab szkoleniowy, który potem poszedł do Serie A trenować Pescarę.

G jak gra nogami – Do poprawy. Nad tym aspektem muszę popracować i go polepszyć.

I jak idol piłkarski – Jakiegoś konkretnego to nie miałem. Mam jednak wielu, z którymi pracowałem i których bardzo cenię. Jednym z nich jest Stefano Sorrentino, obecny bramkarz Palermo – świetny człowiek i świetny bramkarz. Miałem przyjemność z nim pracować przez rok i nie będę ukrywał, że poniekąd jest moim wzorem do naśladowania. Jeśli chodzi o polskich bramkarz moim idolem był Jurek Dudek.

K jak Kmita Zabierzów – Kolejny klub, który darzę wielkim sentymentem. Gdyby nie Kmita pewnie pracowałabym teraz jako kelner albo jako dziennikarz, bo przecież w liceum byłem w klasie o profilu humanistyczno – dziennikarskim. Dzięki Kmicie, zbiegu różnych okoliczność i odrobinie szczęścia jestem tu gdzie jestem, czyli w Wiśle.

K jak Kraków – Najlepsze miasto na świecie. Czuję się tutaj naprawdę świetnie. Darzę Kraków największym uczuciem.

L jak Luca Babbini – Fajny człowiek. Zawsze udawało mi się nawiązywać dobry kontakt z innymi bramkarzami, a z Lucą chyba najlepszy.

L jak Leonardo – Pierwszy raz zobaczyłem go, kiedy nie był jeszcze trenerem Milanu. Z tego co pamiętam to podczas mojego pobytu w Mediolanie był skautem. Super facet, zawsze uśmiechnięty kręcił się gdzieś po budynkach klubowych, a potem został trenerem pierwszego zespołu. Nie miałem z nim dużo do czynienia, ale darzę go wielką sympatią. Teraz jest chyba dyrektorem sportowym w PSG.

M jak MZKS Alwernia – Z tym klubem miałem problemy. Miałem wyjeżdżać na testy do Ascoli, potem do Milanu – wszystko było uzgodnione z klubem, a kiedy wróciłem z testów władze mnie brzydko mówiąc „olały”. Podczas mojego pobytu w Mediolanie w Alwerni zmienił się trener i po powrocie szybko chciano się mnie pozbyć nie podając konkretnego powodu. Dodatkowo zalegali z wypłatami chyba ze 3 miesiące. Były to grosze, bodajże 450, może 500 zł miesięcznie, ale od Alwerni pieniędzy tych nigdy nie dostałem. Świetnie zachował się wtedy ówczesny prezes Kmity, pan Duda, który zaoferował pokrycie mojej straty. Życzę Alwerni jak najlepiej, ale jeśli mam być szczery to nie mam pozytywnych skojarzeń z tym miejscem.

N jak Noceto – Małe miasteczko blisko Parmy, mały, przeciętny klub. Myśląc o Noceto wspominam świetne jedzenie – mnóstwo szynki parmeńskiej i najlepszego sera na świecie czyli Grana Padano.

N jak najlepszy piłkarz, z którym trenowałem – Paolo Maldini. Nie miałem niestety okazji z nim zagrać, ale udało mi się odbyć z tą legendą kilka treningów.

P jak pasja – Poza piłką mam kilka zainteresowań, ale są one bardzo ograniczone. Lubię gotować, słuchać polskiego rapu. Zagranicznego nie słucham, bo go nie rozumiem, więc nie widzę podstaw do podniecania się nim. Do mojej pasji mogę chyba też zaliczyć rodzinę.

R jak reprezentacja U-19 – Rozegrałem w niej tylko jeden, ale wygrany mecz. Zbiegło się to w czasie z dużym, niepotrzebnym zamieszaniem wokół mojej osoby, bo przechodziłem wtedy do Milanu. Zostałem na szybko powołany, na początku sierpnia, a nie trenowałem prawie od połowy czerwca kiedy skończyłem zajęcia z Kmitą. Pojechałem na kadrę bez żadnego treningu, furory nie zrobiłem, ale jestem wdzięczny trenerom, że dali mi zagrać chociaż jeden mecz. Świetnie było posłuchać hymnu i wystąpić z Orzełkiem na piersi. Szkoda, że później nie było dane mi się jeszcze raz pokazać. Muszę ciężko pracować, aby trafić do reprezentacji, ale nie ma co ukrywać, że świetnych bramkarzy mamy pod dostatkiem.

R jak Roberto Bertuzzo – Dużą część zespołu Primavery (U21) przeniesiono do ekipy Beretti (U19), którą trenował Bertuzzo. W półfinale rozgrywek graliśmy z Neapolem, potem finałowy dwumecz z Juventusem i dwie wygrane – chyba 2:0 i 2:1. Świetny, roześmiany od ucha do ucha człowiek, a przy tym ogromny profesjonalista.

S jak Sergiej Pareiko – Bardzo pozytywny, normalny, niezwariowany. Mimo rywalizacji, darzymy się dużym szacunkiem. Życzę mu jak najlepiej i chylę czoła, za to co zrobił dla Wisły, zwłaszcza w mistrzowskim sezonie.

Ś jak Świt Krzeszowice – Jeden z fajniejszych epizodów w mojej karierze. Mieliśmy tam fajną, zgraną paczkę i wiadomo jak to w piątej lidze – nie zarabia się pieniędzy, a na mecz jedzie się po to, aby po nim zjeść sobie kiełbaskę i wypić piwo z kumplami z drużyny.

T jak trener – Najwięcej zawdzięczam chyba człowiekowi, który był trenerem bramkarzy w Chievo czyli Claudio Filippi. Teraz pracuje w Juventusie.

T jak Tramwaj Kraków – Kolejny klub, w którym byłem pod opieką trenera Orłowskiego, który teraz trenuje chyba Garbarnię. Bardzo dobrze wspominam jego i Tramwaj – poznałem tam wiele świetnych ludzi.

U jak ulubiony klub – Wisła Kraków. Po prostu.

W jak Włochy – Bardzo dobrze żyło mi się w Italii. Byłem tam to tęskniłem za Polską, teraz jestem w Polsce, ale trochę tęsknię za Włochami. Fajny styl życia, świetny klimat, pyszne jedzenie, uśmiechnięci, bezproblemowi ludzi. Kto był we Włoszech ten wie jak tam jest.

Z jak Zabierzów – Bardziej Bolechowice niż Zabierzów, ponieważ to tam się urodziłem. Cała gmina Zabierzów to jednak moja młodość i podobnie jak Kraków miejsce, w którym czuję się najlepiej.

MICHAŁ KRUPIŃSKI

Źródło: wislalive.pl

Oficjalnie: Michał Miśkiewicz odchodzi z Wisły

24 czerwca 2014 r.

Oficjalna strona internetowa klubu potwierdziła nasze wczorajsze doniesienia o rozstaniu z Wisłą Kraków bramkarza Michała Miśkiewicza, który nie przedłuży wygasającej 30 czerwca 2014 roku umowy z "Białą Gwiazdą".

Przypomnijmy, że w wiślackich barwach Miśkiewicz występował przez dwa sezony, podczas których rozegrał 48 meczów.

W prowadzonym na naszych łamach konkursie na "piłkarza meczu" - jego średnia nota za rozgrywki 2013/2014 wyniosła 5.73 punktów, co było drugim wynikiem w zespole.

Źródło: www.wislaportal.pl

Wywiady

Trenował z Beckhamem, teraz trafi do Wisły?

2012-05-28

- Nie jest powiedziane, że do Milanu nie wrócę. Na razie myślę o Wiśle, której kibicuję od zawsze. Jestem bardzo zadowolony z testów w krakowskim klubie i byłbym szczęśliwy, gdybym w nim został - mówi Michał Miśkiewicz, który po przygodzie we Włoszech testowany jest przy Reymonta.

- Jest Pan bliski przejścia do Wisły. Jak do tego doszło, że przybył Pan na testy do krakowskiego klubu?

- Kończy mi się kontrakt z AC Milan. Zadecydowało również to, że Wisła to drużyna z mojego rodzinnego Krakowa, której kibicowałem od dziecka. Moim marzeniem było grać w koszulce z białą gwiazdą na piersi. Kiedyś nawet nie przypuszczałem, że moje drogi życiowe tak mnie poprowadzą, że uda mi się do Wisły dotrzeć. Ten klub to jest marka.

- Wisła jest rozpoznawalna we Włoszech?

- Oczywiście kojarzą tam Wisłę, również Lecha Poznań, zwłaszcza po jego dokonaniach w meczach Ligi Europy z Juventusem Turyn. Kojarzą też Widzew Łódź z dawnych lat, Legię Warszawa. A już nie mówię o reprezentacji Polski z 1974 roku. Włosi pamiętający tamte czasy, potrafią wymienić nieraz cały skład. Naturalnie, znają Zbigniewa Bońka, Józefa Młynarczyka, Jerzego Dudka i Jana Tomaszewskiego. Na mnie nieraz wołali: "Tomaszewski". Z obecnych piłkarzy znani są Wojciech Szczęsny, Artur Boruc (we Włoszech dziwią się, że nie został powołany na Euro), a także trzech Polaków z Borussii Dortmund - szczególnie na północy Włoch, gdzie ostatnio grałem w FC Südtirol-Alto Adige. Tam uważnie śledzą Bundesligę. We Włoszech jest specyficzna kultura, w tym kraju dużo się kręci wokół piłki. Myślę, że teraz w związku z Euro 2012 przyjadą do nas i jeszcze bardziej odkryją Polskę.

- Proszę przypomnieć, jak wyglądała Pana droga do słynnego Milanu.

- Pochodzę z Bolechowic w gminie Zabierzów. Zacząłem trenować w Kmicie Zabierzów w wieku 14-15 lat. Od razu zostałem bramkarzem. Wcześniej grałem na szkolnym boisku. Raz przyszedł kolega, który był w drużynie juniorów Kmity, i powiedział, że wypadł im ze składu bramkarz. Zapytał, czy bym nie przyszedł na trening. I tak się to zaczęło. Później z Kmity trafiłem na pół roku do Świtu Krzeszowice, następnie był Tramwaj Kraków i Alwernia. Grając w niej, miałem jednak jeszcze dwa razy w tygodniu treningi bramkarskie w Kmicie. Na jeden z nich przyszedł menedżer Gianluca Di Carlo, zwrócił na mnie uwagę i zaproponował zagraniczny klub. Byłem na testach w Ascoli i Lazio Rzym, ale nieoczekiwanie ostatecznie znalazłem się w Milanie. Gdy wyjeżdżałem z Polski, miałem skończone 18 lat.

- Wyjazd na stałe do Włoch był dla Pana dużym przeskokiem?

- Zmiana rzeczywiście była bardzo duża. Musiałem się uczyć nowej kultury i języka. Od razu wysłano mnie do szkoły i szybko zacząłem się dogadywać z innymi chłopakami.

- Trenował Pan tam w drużynie, którą można porównać do naszej Młodej Ekstraklasy?

- Powiedzmy, że trochę tak. Młoda Ekstraklasa podobno jest wzorowana na Primaverze, choć jej dużo do włoskiej brakuje. Przez pierwszy rok mieszkałem w apartamencie w Mediolanie i dojeżdżałem na zajęcia do ośrodka Milanello położonego 50 kilometrów od miasta. W drugim roku miałem bliżej, bo mieszkałem 15 kilometrów od tego ośrodka. Przez cały tydzień codziennie po dwie godziny rano miałem lekcje włoskiego, później jechaliśmy na zajęcia w ośrodku. Treningi były długie, dużo było zajęć z taktyki, zwłaszcza przed meczem. W ośrodku były cztery duże trawiaste boiska, w tym jedno podgrzewane. Do tego były dwa boiska ze sztuczną nawierzchnią, w tym jedno przykrywane balonem. Do dyspozycji mieliśmy dużą salę gimnastyczną ze wszystkimi sprzętami i siłownią, basen i urządzenia do odnowy. No i były jeszcze restauracja i bar, gdzie się jadło za darmo. Nad restauracją znajdują się pokoje. Każdy z nich należy do jednego zawodnika z pierwszego zespołu Milanu.

- Spotykał się Pan z piłkarzami z pierwszej drużyny? Razem trenowaliście?

- Nieraz dowoływano młodych zawodników do pierwszego zespołu, jak kogoś brakowało w kadrze. Za trenera Carlo Ancelottiego byłem w niej jakieś dwa miesiące. Trenował wtedy jeszcze Paulo Maldini. Bardzo go tam szanowano. Szczególnie zapamiętałem też Christiana Abbiatiego, Alessandro Nestę, Giuseppe Favalliego. Spotykałem się ze wszystkimi. Nasza szatnia była po prawej stronie, pierwszego zespołu po lewej, a w środku siłownia. Z zawodnikami z pierwszej drużyny żyliśmy więc na co dzień. Wtedy w Milanie grał Ronaldinho, fajny, zakręcony, zawsze uśmiechnięty człowiek. Był też Dawid Beckham, z którym można było porozmawiać po angielsku.

- A miał Pan okazję poznać właściciela Milanu Silvio Berlusconiego?

- Nigdy go nie spotkałem. Wtedy był premierem Włoch i nie przyjeżdżał często do Milanello. A jak się zjawiał, to drużyny Primavery nie było. Berlusconi dużo robi dla klubu i myślę, że kibice stoją za nim. Jeżeli chodzi o politykę, to zdania wśród Włochów na jego temat są podzielone.

- W Mediolanie jest też Inter. Atmosfera jest podobna jak w Krakowie podzielonym na fanów Cracovii i Wisły?

- W Mediolanie można ubrać się w koszulkę Milanu czy Interu i spokojnie iść ulicą. Są fanatycy, ale nie dochodzi do większych ekscesów. Jest lepiej niż w Rzymie, gdzie fani Romy i Lazio bardziej się nie lubią.

- Chodził Pan na mecze Milanu na stadion San Siro?

- Wszyscy mieliśmy darmowe wejściówki na główną trybunę. Korzystaliśmy z nich. Pierwszy mecz, na który się wybrałem, był z polskim akcentem. Milan grał z Celtikiem Glasgow, w którym występował wtedy Boruc. Stadion robi wrażenie. Jak się wypełni, to jest taka atmosfera, że aż miękną kolana.

- Nie przebił się Pan do pierwszego składu AC Milan i próbował sił w innych klubach. Tam też się nie powiodło?

- Z Milanu zostałem najpierw wypożyczony do Chievo Werona, gdzie pracowałem z trenerem bramkarzy Claudio Fillipim, który teraz trenuje w Juventusie Gianluigiego Buffona. W Chievo nie zadebiutowałem w Serie A, grałem w drużynie młodzieżowej, a w pierwszej siadałem na ławce. Werona to piękne miasto. Mieszkałem nieopodal domu Romea i Julii ze słynnym balkonem. Później byłem wypożyczony do Crociati Noceto, a ostatnio do Südtirol-Alto Adige. Tam nie udało mi się zagrać dużo meczów. We Włoszech są przepisy preferujące włoską młodzież. Polega to na tym, że młodych zawodników wypożycza się do trzecioligowych klubów. Jeżeli w nich grają, to kluby otrzymują premie. Teraz w klubach są dziury w budżetach, więc się tym ratują.

- Nie żałuje Pan, że tak się skończyła przygoda z Milanem i Włochami?

- Nie, nie żałuję. Trzeba iść do przodu i nie oglądać się na to, co było. Nie jest powiedziane, że tam nie wrócę. Na razie myślę o Wiśle, której kibicuję od zawsze. Jestem bardzo zadowolony z testów w krakowskim klubie i byłbym szczęśliwy, gdybym w nim został.

- Wisła chce też przedłużyć kontrakt z Sergeiem Pareiką. Zgodzi się Pan na to, aby być rezerwowym?

- Zdaję sobie sprawę, że nie jestem bramkarzem z najwyższej półki, który przyjedzie i mu od razu otworzą bramkę. Jestem młody, od czegoś muszę zacząć. Przy Sergeiu starałbym się poprawić umiejętności i rywalizować z nim o miejsce w bramce.

Źródło: gazetakrakowska.pl
Autor: Piotr Tymczak

Michał Miśkiewicz: Cieszę się, że tu jestem

30 czerwca 2012

- Jak po raz pierwszy ubrałem koszulkę Wisły to jakoś tak cieplej zrobiło mi się na sercu, bo będąc dzieckiem i kibicując Wiśle nie przypuszczałem, że kiedyś uda mi się zagrać w jej barwach - mówi nowy bramkarz „Białej Gwiazdy” w naszej rozmowie. Zapraszamy do lektury.

Jak to się dzieje, że młody chłopak z małego polskiego klubu trafia do Milanu?

- Dużo szczęścia w moim przypadku. Kmita to faktycznie mały klub, więc naprawdę mnóstwo szczęścia. Przez przypadek na treningu obecny był taki Włoch, ja nawet nie miałem pojęcia że on tam jest. Po treningu podszedł do mnie i zapytał się czy chciałbym spróbować swoich sił we Włoszech. Kupa szczęścia, to równie dobrze mógłby być ktoś inny zamiast mnie. Jak się trafia taka okazja, to nie można się zastanawiać i trzeba wykorzystać szansę jaką się otrzymało jak najszybciej, bo drugiej może nie być.

Twojemu wyjazdowi bardziej towarzyszył strach przed nieznanym czy nastawienie na chęć osiągnięcia sukcesu?

- To były duże emocje, ja miałem 18 lat i byłem strasznie nakręcony na to, że tam pojadę, poznam nowych ludzi, nowe miejsca, a przede wszystkim nową kulturę piłkarską. Byłem tym wszystkim tak bardzo zafascynowany, że nawet nie zdawałem sobie sprawy z tego, jak ciężka może być rozłąka z rodziną. Początkowo byłem tam zupełnie sam, w obcym miejscu, bez znajomości języka bez niczego, tak to wyglądało. Ale kiedy jest szansa albo się ją wykorzysta albo nie.

Uważasz, że ją wykorzystałeś?

- Gdybym jej nie wykorzystał, to pewnie bym z tobą tutaj nie siedział i nie rozmawiał, bo kończyłbym teraz jakaś szkołę i robił co innego albo nie wiem, może grałbym w trzeciej lidze polskiej. Także między innymi przez to, że wykorzystałem tę sytuację mogę teraz być w Wiśle.

Uczyłeś się języka włoskiego, czy raczej komunikowałeś się po angielsku?

- Z angielskiego coś tam kumałem, ale z Włochami ciężko się dogadać w obcym języku, bo oni wychodzą z założenia, że jak się przyjeżdża tam do nich do Włoch, to trzeba mówić po włosku i tyle. Także od razu wysłali mnie na lekcję języka, przez rok chodziłem do włoskiej szkoły, po dwie godziny dziennie wałkowałem ten włoski i już po trzech miesiącach byłem w stanie się porozumieć. Teraz język włoski umiem bardzo dobrze.

Miałeś okazję trenować z pierwszą drużyną Milanu?

- Miałem wielokrotnie. Fajne emocje, fajni ludzie. Milan to wielki klub, ale nie tylko z nazwy, bo pod tą nazwą kryją się ludzie, którzy ten klub otaczają w taki sposób że będąc tam, człowiek czuje się super. No po prostu najwyższy poziom.

Jacy są ci wielcy piłkarze podczas treningu z młodszymi kolegami?

- To są jak najbardziej normalni ludzie. Jest takie przeświadczenie, że takie gwiazdy futbolu unoszą się dwadzieścia centymetrów nad ziemią a w rzeczywistości wcale tak nie jest. Przynajmniej ja się z tym nie spotkałem przez cały mój pobyt w Milanie czy choćby Chievo Werona, które też występowało w Serie A. Było wręcz przeciwnie, ci starsi zawodnicy pomagają, coś tam zawsze podpowiedzą. Wiadomo, jak trzeba powiedzieć coś mocniej to potrafią krzyknąć, ale później zawsze podadzą rękę, klepną po plecach i dawaj dalej, zapieprzaj, bo to jest twój chleb.

Warunki treningowe w Milanie i w Krakowie dzielą lata świetlne...

- No tak, jeśli baza treningowa w Milanie nie jest najlepsza to nie wiem, gdzie taka by miała być. Milan, Barcelona, Real, Inter to jest ścisły top. Nie uważam żeby to było dla mnie cofnięcie się w rozwoju. Polska też się zmienia. Jak wyjeżdżałem z Polski był stary stadion Wisły, teraz jest super nowy, podobnie w wielu innych miastach. To wszystko ciągle idzie do przodu, może nie tak szybko jak we Włoszech ale pamiętajmy, że mieliśmy w Polsce więcej problemów od czasów wojny, także musimy tę gospodarkę powoli napędzać a wraz z tym również i piłka pójdzie do przodu. Powoli, powoli ale ja mam szczerą nadzieję, że kiedyś dojdziemy do takiego poziomu, jaki jest na Zachodzie. Tylko żeby to dobrzy ludzi zarządzali tą naszą piłką, żeby wszyscy ciągnęli ten wózek w jedną stronę, dążyli do wspólnego celu. Nie wiem czemu mielibyśmy być gorsi od Włochów albo od Niemców, którzy mają piłkę na dobrym poziomie. Niemiecka liga do niedawna też nie była taka dobra, ale ułożyli wszystko tak jak należy, pobudowali stadiony, bazy treningowe. W Polsce przecież może być podobnie, dlaczego nie?

Dlaczego nie zostałeś we Włoszech? Milan jak na tak wielki klub nie ma zbyt dobrych bramkarzy.

- Tam jest inna polityka, jak młody piłkarz wychodzi spod skrzydeł Milanu to jest wypożyczany na przykład do trzecich lig a dopiero później wraca do Milanu. Przykład choćby Abiattiego, który cały czas był wypożyczany a dopiero teraz wrócił tak na stałe i to jako numer jeden. Myślę, że Milan na pewno o mnie nie zapomniał, mam nadzieję, że będą mnie obserwowali co jakiś czas. Zdecydowałem się na powrót do Wisły, do dużego klubu, który zawsze od dziecka był w moim sercu. Ja się cieszę i nie oglądam się do tyłu ale patrzę na to, co będę mógł osiągnąć. Jestem jeszcze młody, mam 23 lata i wszystko przede mną.

Jest więc jakaś iskierka nadziei, że jeszcze wrócisz na San Siro?

- Ja myślę że tak. Ciągle utrzymuję znajomości z kolegami czy trenerami, dzwonią do mnie i gratulują mi, mówią że to był dobry pomysł aby wrócić tu do polskiej ligi bo teraz we Włoszech jest coraz gorzej z niższymi ligami, upada wiele klubów co jest skutkiem kryzysu finansowego. Mniej klubów to mniej miejsca dla zawodników. Miałem jakieś oferty z Włoch żeby zostać, ale tak jak mówię opcja z Wisłą wydawała mi się fajna i naprawdę cieszę się, że tu jestem.

Jak we Włoszech, w Milanie wygląda szkolenie młodzieży?

- Generalnie w Milanie były dwa ośrodki treningowe: jeden w Mediolanie, dla grup od najmniejszych dzieciaków do osiemnastego roku życia i drugi w Milanello, gdzie trenuje pierwsza drużyna i Primavera. W ośrodku szkolenia dzieci i młodzieży jest do dyspozycji osiem - dziewięć boisk. O Milanello nawet nie mówię, bo tam trenuje się w takich warunkach, jak pierwszy zespół, czyli idealnych. Wszystkie grupy mogą rozwijać się zarówno pod względem technicznym jak i fizycznym na najwyższym światowym poziomie.

Primavera to coś na wzór naszej Młodej Ekstraklasy?

- Inaczej, Młoda Ekstaklasa jest na wzór Primavery, ale chyba nie do końca to wychodzi (śmiech). Zawodnicy w Primaverze prowadzeni są z nastawieniem, żeby kiedyś wejść do pierwszego zespołu albo grać profesjonalnie w piłkę, w innym dobrym klubie. Nie jest ona traktowana jako drugi zespół, gdzie trener skazuje zawodników z pierwszego zespołu aby tam grali bo na przykład nie łapią się do kadry meczowej. Nie, tam nie ma takiego czegoś, zawodnik pierwszej drużyny jednie na własne życzenie na przykład po wyleczeniu kontuzji podchodzi do trenera i mówi że chce iść do Primavery, żeby dobrze przygotować się do zajęć z pierwszą drużyną. Ponadto może tam zagrać jedynie dwóch chłopaków powyżej 21. roku życia, reszta to sami młodzi chłopcy, specjalnie sprowadzani i selekcjonowani do grania w Primaverze.

Czym się kierowałeś przy wyborze nowego klubu, Wisły ?

- Że to Wisła Kraków (śmiech). Jak usłyszałem, że Wisła mnie chce, to powiedziałem że zdecydowanie tak, zostałem zaproszony na testy, fajnie to wszystko wyszło i cieszę się że tu jestem.

Oprócz Wisły i Polonii Warszawa, miałeś oferty z jakiś innych polskich klubów?

- Jakiś takich konkretnych nie, zresztą, jeśli Wisła weszła w grę to ja powiedziałem, że nie dziękuję, tylko Wisła.

Jakie pierwsze wrażenia z pobytu w klubie? Coś cię zaskoczyło pozytywnie lub negatywnie?

- Negatywnie nie, nie mam żadnych rozczarowań. Natomiast pozytywnie, że jest tutaj wielka chęć do pracy, chłopaki są zmotywowani. Ja tu tak naprawdę trenuję od tygodnia, bo przed przerwą między rozgrywkami był taki okres roztrenowania. Na konkrety jeszcze przyjdzie czas, ale na razie myślę że wszystko jest pozytywnie. Trener jest bardzo zmotywowany i sam motywuje nas do tego, abyśmy byli zespołem i dążyli do tego wspólnego celu czyli jak najlepszego występu w lidze i żebyśmy pracowali przede wszystkim nad sobą, bo bez tego nie da się stworzyć dobrej drużyny.

Fakt, że jesteś kibicem Wisły na pewno będzie miał znaczenie dla naszych kibiców. A dla Ciebie?

- Dla mnie jak najbardziej. Jestem profesjonalnym piłkarzem i będę dawał z siebie wszystko. Jak po raz pierwszy ubrałem koszulkę Wisły to jakoś tak cieplej zrobiło mi się na sercu, bo będąc dzieckiem i kibicując Wiśle nie przypuszczałem, że kiedyś uda mi się zagrać w jej barwach. Teraz zabieram do domu tę koszulkę z konferencji (Michał pokazuje bramkarską koszulkę Wisły ze swoim nazwiskiem) i zaraz ją ładnie oprawię i dołączę do innych moich koszulek.

Chodziłeś na mecze Wisły jako kibic?

- Tak, z kolegami chodziłem i na piłkę, i na halę, oglądać jak dziewczyny grają w koszykówkę. Jak czas pozwalał to jak najbardziej chodziłem a jak było go trochę mniej, to oczywiście oglądałem mecze w telewizji.

Na Wiśle piłkarze zawsze mogą liczyć na fanatyczny doping kibiców, a jak jest we Włoszech? Da się jakoś porównać te dwie kultury kibicowania?

- Wisła ma na pewno jednych z najlepszych kibiców w Polsce, ich doping jest super. Teraz jest nowiutki stadion, dużo miejsc i fajnie jakby zapełniał się on jak najbardziej bo kibice na pewno będą naszym dwunastym zawodnikiem. A co do Włoch, tam też jest kibicowanie, na trzecią ligę potrafi przyjść około dziesięć tysięcy ludzi. Ta kultura kibicowania jest tam pięknie rozwinięta i ludzie naprawdę tym żyją, zwłaszcza na południu gdzie mimo mniej rozwiniętej infrastruktury potrafią w dużej ilości przychodzić na mecze i gorąco dopingować.

Sergei Pareiko, z którym przedłużono kontrakt jest pewnym punktem drużyny, cieszy się też dużym szacunkiem u kibiców. Nie będzie Ci łatwo posadzić go na ławkę.

- No na pewno nie będzie łatwo, widziałem jak Sergei grał, jak bardzo pomaga zespołowi. Jest doświadczonym zawodnikiem, z którym mam okazję współpracować. Jest to też fajny człowiek, uśmiechnięty i mam nadzieję, że czegoś się od niego nauczę. Rywalizacja jest zawsze dobra, zarówno dla drużyny jak i dla samych zawodników. Ja się nastawiam do pracy, bo tylko tak mogę coś osiągnąć. Praca, praca i jeszcze raz praca.

Dajesz sobie jakiś czas, na wywalczenie miejsca w pierwszym składzie?

- Nie, nie daję... tak jak mówię - ciężka praca i zobaczymy jak to wyjdzie. Będę dążył w zdrowej i sportowej rywalizacji do celu.

Z racji tego, że trochę czasu we Włoszech spędziłeś, nie mogę nie zapytać o to, czy jesteś zaskoczony tak dobrą postawą Squadra Azurra na EURO?

- Trochę zaskoczony jestem, wiedziałem, że mogą dobrze zagrać ale nie sądziłem, że dojdą aż do finału. Rozkręcają się z meczu na mecz. Nie byli w roli faworytów, oni lubią wystartować tak po cichu. Prandelli jest dobrym trenerem i ułożył tę reprezentację bardzo dobrze. Ich mecz z Niemcami był naprawdę dobry, liczę na dobry mecz z Hiszpanią , taki południowy finał. Żeby tylko nie zdominowała obrona, niech mecz będzie ładny dla oka. Życzę Włochom wszystkiego najlepszego.

Jaki wynik typujesz w finale?

- 2:1 dla Włochów.

Źródło: wislakrakow.com
Autor: sum91

Michał Miśkiewicz - bramkarz na zakręcie

2014-10-01

Autor: Bartosz Karcz
Źródło: gazetakrakowska.pl

Odkąd w czerwcu Michał Miśkiewicz odszedł z Wisły Kraków, zmarł mu ojciec, przeszedł poważną operację i nie znalazł nowego klubu. Bramkarz ciągle jednak pozostaje optymistą i wierzy, że jeszcze los się od niego uśmiechnie. - Co cię nie zabije, to cię wzmocni - mówi.

- Oglądał Pan ostatnie derby Krakowa?

- Oczywiście. Odkąd odszedłem z Wisły, nie opuściłem ani jednego jej meczu. Oglądam wszystkie, a derby przede wszystkim. Piłkarzem Wisły można być, albo nie, kibicem tego klubu jest się natomiast na całe życie. Ja nim jestem, to jest mój klub, a przy tym znam przecież chłopaków, trzymam za nich mocno kciuki. A co do derbów, to cóż. Mocno przeżyłem już porażkę z Legią, a po tym, co stało się w ostatnią niedzielę, długo nie mogłem zasnąć, byłem po prostu wściekły. Myślałem, że skończy się na 0:0, a tutaj taki pech w ostatniej akcji meczu. Przypomniało się, jak kiedyś Boukhari strzelił gola na 1:0, ale dla Wisły, też w doliczonym czasie gry. Cóż, teraz szczęście było przy rywalach.

- Analizował Pan tę straconą bramkę już tak bardziej fachowym okiem? Michał Buchalik mógł zrobić coś więcej w tej sytuacji?

- Nie chcę tego oceniać. Byłoby to z mojej strony bardzo nieeleganckie i po prostu nie fair w stosunku do Michała. Generalnie powiem tylko tyle, że strzał był bardzo trudny, a na stratę tej bramki złożyło się wiele czynników.

- Zostawmy na razie problemy Wisły, bo Pan ich również ma sporo. Niedawno przeszedł Pan operację. Jak wygląda pańskie zdrowie?

- Operacja to tylko jeden element z całego pasma nieszczęść, jakie dotknęły mnie, odkąd odszedłem z Wisły. Dzień przed pierwszym terminem operacji zmarł nagle mój tata. W związku z tym musiałem przełożyć zabieg. Teraz jestem już po nim.

- Co to była za kontuzja?

- Miałem przepuklinę w jednym z dysków. Była ona na tyle duża, że lekarz dziwił się, że w ogóle mogłem z czymś takim normalnie funkcjonować i zawodowo grać w piłkę. To był uraz, z którym walczyłem od wielu miesięcy. Ludzie, jak oglądają mecze, to czasami wydaje im się, że skoro piłkarz gra, to nie ma żadnych problemów. Ja tymczasem praktycznie przez całą wiosnę grałem z kontuzją. Ból czasami był bardzo duży, ale brałem środki przeciwbólowe, wychodziłem na boisko i grałem. Nie chciałem odpuszczać. Drużyna mnie potrzebowała, walczyłem też o nowy kontrakt. Czasami czułem się lepiej, a czasami miałem problemy, żeby wstać z łóżka. W końcu, gdy już trenowałem indywidualnie po odejściu z Wisły, strzeliło mi to tak konkretnie, że nie mogłem się podnieść z boiska. Zabieg stał się koniecznością. Na szczęście udało mi się trafić do znakomitego specjalisty, doktora Roberta Chrzanowskiego. To właśnie on postawił mnie na nogi. To było moje szczęście w nieszczęściu, że trafiłem na kogoś takiego. Gdy ostatnio byłem na kontroli, doktor powiedział mi, że wszystko układa się dobrze, że będę mógł grać w piłkę do „czterdziestki”. Muszę tylko jeszcze przejść miesiąc może 1,5 rehabilitacji, żeby być w pełni sprawny. Już teraz jednak różnica jest kolosalna, bo nie czuję żadnego bólu.

- Sam zapłacił Pan za ten zabieg?

- Oczywiście. Wszystko poszło z mojej kieszeni.

- Rok temu, gdy był Pan uznawany za objawienie ekstraklasy, chyba nie przypuszczał Pan, że tak się to wszystko potoczy. Czy gdyby mógł Pan cofnąć czas, zmieniłby Pan coś w swoim postępowaniu? Np. inaczej rozmawiał z Wisła o nowym kontrakcie?

- Pewnie podejmowałbym inne decyzje, ale dzisiaj to jest już tylko „gdybanie”. Człowiek w życiu podejmuje różne decyzje i później musi się liczyć z konsekwencjami. Jeśli chodzi o moje rozmowy z Wisłą, to wina jest po obu stronach. Nie mam zamiaru tutaj przerzucać całej odpowiedzialności na klub, ale też nie jest tak, że Miśkiewicz zwariował i rzucił Wiśle taką kwotę, że nie było szans się dogadać. Ktoś pisał, że chciałem zarabiać milion rocznie. To był jakiś absurd. Nie wiem czy ktoś w polskiej lidze tyle zarabia.

- A dzisiaj może Pan powiedzieć, ile rzeczywiście chciał zarabiać?

- Nie chcę mówić o konkretnych kwotach. Powiem tylko tyle, że chciałem zarabiać trochę więcej niż wcześniej, gdy grałem na kontrakcie rezerwowego bramkarza. Uważam, że moja oferta była do przyjęcia. Sytuacja wyglądała jednak tak, że im bliżej Wisły był Michał Buchalik, tym klub coraz mniej zabiegał, żeby w ogóle ze mną dojść do porozumienia. Ostatnia oferta, jaką dostałem z Wisły, była jeszcze o połowę niższa od tej, którą otrzymałem w kwietniu. Szkoda, bo był taki moment, że byliśmy bardzo blisko porozumienia, ale gdy zaczęły do mnie docierać sygnały, że Wisła rozmawia również z Buchalikiem, zdałem sobie sprawę z tego, że z przedłużenia mojego kontraktu raczej nic nie wyjdzie. Musiałbym się zgodzić na bardzo małe pieniądze choćby w porównaniu do stawek, jakie kasują pierwsi bramkarze w innych klubach ekstraklasy.

- W całej tej sprawie ma Pan również żal do swojego menedżera? Gianluca Di Carlo zapewniał, że jeśli nie zostanie Pan w Wiśle, to ma dla Pana kilka innych ofert. Tymczasem jest już październik, a Pan ciągle jest bez klubu.

- Z faktami trudno dyskutować. Nie wyszło to tak, że od razu znalazłem klub. Przez to musiałem trenować indywidualnie i myślę, że m.in. z tego powodu moja kontuzja okazała się tak poważna, że konieczny był zabieg. Pewnie gdybym miał klub już w czerwcu, to i opiekę medyczną miałbym lepszą. Wszystko się jednak przeciągało i pod koniec lipca stało się. Jeśli natomiast chodzi o mojego menedżera, to cóż... Tak jak powiedziałem wcześniej, winy za pewne sytuacje życiowe trzeba szukać przede wszystkim w sobie. Najsprawiedliwiej będzie chyba ocenić to wszystko w taki sposób, że do mojej obecnej sytuacji przyczyniły się moje decyzje, działanie mojego menedżera, ale też klubu. To rozkłada się po równo. Każda strona mogła postąpić inaczej. I ja, i menedżer, i Wisła.

- I pomyśleć, że jeszcze rok temu wyglądało, że Wisła będzie miała bramkarza na lata...

- Też na to liczyłem. Zwłaszcza, że teraz, gdy już nic mnie nie boli, to przy pomocy trenerów mógłbym stać się jeszcze lepszym bramkarzem. Wyszło, jak wyszło. Wisła ma kogoś innego w bramce, a ja jestem bez klubu. Zobaczymy jak to wszystko się ułoży. Dla mnie najważniejsze jest teraz dojść do pełni zdrowia.

- Zamykając temat Wisły – jest Pan rozliczony z klubem w stu procentach?

- Nie. To jest dla mnie dość przykra sytuacja. Jeszcze gdy prezesem Wisły był Jacek Bednarz wiele razy prosiłem go, żeby klub starał się ze mną powoli rozliczać. Zdaję sobie sprawę z sytuacji, jaka jest w Wiśle, dlatego prosiłem, żeby wypłacili mi choć jedną zaległą pensję, choć te zaległości są o wiele większe. Doszło jednak do takiej sytuacji, że były obietnice, pensji nie było, aż w końcu prezes przestał ode mnie odbierać telefon. Później prezes Bednarz z Wisły odszedł. Wiem, że ostatnio chłopaki dostali część zaległości. Ja nie zobaczyłem ani grosza, a mówimy o okresie, w którym byłem przecież zawodnikiem Wisły. To też jest dla mnie przykre. Próbuję dojść do porozumienia z obecnymi władzami klubu, ale sytuacja jest bardzo podobna do tej z okresu pracy Jacka Bednarza. Cóż, pozostaje mieć nadzieję, że ostatecznie jakoś się porozumiemy.

- Będziecie się musieli porozumieć, bo inaczej Wisła nie dostanie licencji na kolejny sezon.

- Spokojnie. Nigdy nie dopuszczę do takiej sytuacji, żeby z mojego powodu Wisła nie dostała licencji. Do końca życia nie wybaczyłbym sobie, gdyby przeze mnie Wisła musiała grać w II czy III lidze. Osoby, które mnie znają też by mi tego nie wybaczyły, a ja nie mógłbym im spojrzeć w oczy. Mam tylko nadzieję, że w klubie też podejdą do sprawy tak zwyczajnie po ludzku i zrozumieją, że ja nie chcę ani grosza więcej od tego, co uczciwie zarobiłem na boisku. Powtórzę jeszcze raz, mam nadzieję, że się porozumiemy.

- Jaka będzie pańska najbliższa przyszłość? Mimo kontuzji, ma Pan w ogóle jakieś oferty?

- Mam, choć akurat z kierunków, które w tym momencie zupełnie mnie nie interesują. Chodzi o Azerbejdżan i Kazachstan. Oferty były na tyle konkretne, że kluby były gotowe zapłacić teraz za moją rehabilitację w Polsce i poczekać aż dołączę do nich gdy będę już w pełni zdrowy. Nie chcę jednak wyjeżdżać do tych krajów. Mam 25 lat, myślę, że jeszcze mnóstwo grania przede mną, ale w innych ligach.

- Poza klubami z kierunku wschodniego, ktoś o Pana pyta?

- W wakacje było parę zapytań i nawet w jednym przypadku było to bardzo konkretne, ale akurat wtedy przyszła ta nieszczęsna kontuzja.

- Chodziło o Śląsk Wrocław?

- Nie. To akurat był fakt medialny. Ktoś, gdzieś wypuścił taką informację, ale ja nie miałem zapytania ze Śląska. Chodziło o inny klub.

- Dużo złych rzeczy wokół Pana wydarzyło się w ostatnich miesiącach. To jest najgorszy okres w pańskim życiu?

- Zdecydowanie. Te rzeczy, o których mówiłem – śmierć taty, operacja, brak klubu to są te najważniejsze sprawy, a dochodzi jeszcze parę mniej istotnych, choć również nieprzyjemnych.

- Gdzie Pan znajduje siłę, żeby sobie z tym wszystkim poradzić?

- Nie odkryję Ameryki, jeśli powiem, że ogromnym wsparciem jest dla mnie rodzina. Gdyby nie żona, siostra, brat, szwagier, mama, teściowie i wielu znajomym, którzy mnie nie opuścili w tych trudnych momentach, to pewnie byłoby jeszcze gorzej. Jestem jednak generalnie optymistą życiowym. Staram się patrzeć z nadzieją w przyszłość i powtarzam sobie, że co mnie nie zabije, to mnie wzmocni.

- Jak patrzy Pan dzisiaj na Łukasza Skorupskiego w bramce Romy w Lidze Mistrzów, to myśli Pan, że mogło się to kiedyś, gdy był Pan jeszcze piłkarzem Milanu, wszystko potoczyć inaczej?

- Oglądałem drugą połowę meczu Romy z Manchesterem City i przede wszystkim bardzo się cieszę, że udaje się Łukaszowi. Mam sygnały z Włoch, że są z niego bardzo zadowoleni. A nie ma łatwo, bo Morgan De Sanctis, z którym rywalizuje, to świetny fachowiec. Mam nadzieję, że Łukaszowi będzie szło coraz lepiej, bo kawał bramkarza jest z tego chłopaka. A ja? Cóż, przede mną jeszcze kilkanaście lat grania w piłkę i mam nadzieję, że jeszcze kiedyś będę mógł zagrać w wielkich meczach. A na razie plan jest prosty, dojść do zdrowia, znaleźć klub i krok po kroku się odbudować. Cierpliwości mi nie zabraknie.

Autor: Bartosz Karcz
Źródło: gazetakrakowska.pl

Galeria zdjęć