Kamil Kosowski

Z Historia Wisły

(Różnice między wersjami)
(Historia występów w barwach Wisły Kraków)
Linia 132: Linia 132:
==Artykuły prasowe. Wywiady==
==Artykuły prasowe. Wywiady==
===Jakbym stąd w ogóle nie wyjeżdżał. Styczeń 2006===
===Jakbym stąd w ogóle nie wyjeżdżał. Styczeń 2006===
-
 
Data publikacji: 13-01-2006 10:55
Data publikacji: 13-01-2006 10:55
-
 
-
 
Kamil Kosowski, który obecnie na zasadzie wypożyczenia gra w angileskim Southampton, od trzech tygodni przebywa w Krakowie. O powodach pobytu "Kosy" przy Reymonta, angielskiej piłce i o Danie Petrescu rozmawialiśmy z zawodnikiem przy śniadaniu w klubowej kawiarni.
Kamil Kosowski, który obecnie na zasadzie wypożyczenia gra w angileskim Southampton, od trzech tygodni przebywa w Krakowie. O powodach pobytu "Kosy" przy Reymonta, angielskiej piłce i o Danie Petrescu rozmawialiśmy z zawodnikiem przy śniadaniu w klubowej kawiarni.
-
Kamil KosowskiCo sprowadza Cię do Krakowa?
+
Co sprowadza Cię do Krakowa?
Jestem tu już tydzień trzeci. Powodem jest kontuzja mięśnia dwugłowego i właśnie dlatego przebywam w Krakowie i tu pracuję ze specjalistami.
Jestem tu już tydzień trzeci. Powodem jest kontuzja mięśnia dwugłowego i właśnie dlatego przebywam w Krakowie i tu pracuję ze specjalistami.
Linia 173: Linia 170:
Biuro Prasowe Wisła Kraków SSA
Biuro Prasowe Wisła Kraków SSA
 +
'''Źródło:''' [http://www.wisla.krakow.pl//''' wisla.krakow.pl''']
 +
===Kosowski: To moje życie po życiu===
 +
Dodano: 2014-09-24 13:57:02 <br>
 +
eŁPe / [http://wislalive.pl wislalive.pl]
 +
Jak odnalazł się w nowej, niepiłkarskiej rzeczywistości? Czy nadal utrzymuje kontakt z kolegami z tzw. "Wielkiej Wisły"? Dlaczego nie chce mieszkać w Krakowie? Kogo z byłych Wiślaków zabiera na ryby? I wreszcie - jakie ma marzenie? O to wszystko i wiele więcej zapytaliśmy Kamila Kosowskiego.
-
'''Źródło:''' [http://www.wisla.krakow.pl//''' wisla.krakow.pl''']
+
Co u pana słychać? Jak wygląda obecnie pana życie?
-
==Historia występów w barwach Wisły Kraków==
+
 
 +
Kamil Kosowski: - Można powiedzieć, że to moje życie po życiu... piłkarza. Na pewno budzę się teraz dużo wcześniej, niż kiedyś, bo jednego syna trzeba zawieźć do szkoły, a młodszy w ogóle wstaje już o 6 rano. Generalnie jakoś bardzo to życie się nie zmieniło, bo w domu funkcjonujemy raczej tak samo. Jedyną odczuwalną dla mnie zmianą jest to, że o godzinie 10 nie wsiadam do samochodu i nie jadę na trening, lecz jestem do dyspozycji żony.
 +
 
 +
Kopie pan jeszcze czasami w piłkę?
 +
 +
- Trzy razy w tygodniu staram się pójść na salę i trochę potrenować. Dbam o kondycję.
 +
 
 +
Mieszka pan w Mikołowie. Dlaczego nie chciał pan zostać w Krakowie?
 +
 
 +
- Kiedyś nie wyobrażałem sobie mieszkania poza ścisłym centrum Krakowa. Jednak priorytety z wiekiem się zmieniają. Mam 37 lat i chyba nie dałbym rady już tam mieszkać. Widzę, jak to miasto się strasznie zmieniło i zakorkowało. Śląsk jest chyba najlepiej skomunikowanym regionem w Polsce, więc nie wyobrażam sobie teraz codziennego stania w krakowskich korkach. Dobrze mi w Mikołowie.
 +
 
 +
W Mikołowie mieszka także Marcin Baszczyński. Spotykacie się czasami, jak za starych, dobrych czasów?
 +
 
 +
- Oczywiście, że tak. Nasze relacje są niezmienne od 18 lat. Niestety na razie nie możemy pograć razem w piłkę, bo Marcin jeszcze nie doszedł do siebie po rekonstrukcji wiązadeł. Ale oprócz piłki nożnej mamy wspólne hobby – regularnie jeździmy na ryby.
 +
 
 +
Utrzymuje pan kontakt z kimś jeszcze z tej starej, wiślackiej ekipy?
 +
 
 +
- Jakieś relację są, ale na pewno trochę się one już zatarły. Nadal jesteśmy kumplami, ale każdy z nas ma swoją rodzinę, zobowiązania, priorytety, więc na pewno nie jest tak, jak dawniej. Bardzo żałuję, że nie ma spotkań tych starych Wiślaków.
 +
 
 +
Długo przebiegała pana aklimatyzacja w życiu po życiu...piłkarskim?
 +
 
 +
- Ja sam nie wiem, czy tak naprawdę kiedykolwiek w 100 procentach się odnajdę w tej nowej, niepiłkarskiej rzeczywistości. Muszę jednak przyznać, że przebiegło to bardzo płynnie – w dużej mierze dzięki stacji Canal Plus, która mnie zatrudniła i pozwoliła na miękkie lądowanie. Mam taką pracę, która pozwala mi często przebywać wśród piłkarzy, być na stadionach, czuć zapach murawy. To dla mnie bardzo ważne. Psychicznie czuję się dobrze, bo sam dbam o kondycję fizyczną, nie pozwalam sobie na jakieś dodatkowe kilogramy, a jeśli ciało jest sprawne, to i głowa działa poprawnie. Jest OK.
 +
 
 +
Praca w telewizji jest trudniejsza, niż pan się spodziewał?
 +
 
 +
- Początki nie należały do najłatwiejszych, byłem spięty, ale tego podobno nie da się przeskoczyć. Oczywiście teraz niektórym nie podoba się to, co mówię i w jaki sposób, ale wszystkich zadowolić się nie da. Dopóki będzie możliwość pracowania w redakcji sportowej Canal Plus, to bardzo chętnie będę tutaj przyjeżdżał. Grałem w piłkę, więc trochę się na niej znam.
 +
 
 +
Mówił pan kiedyś, że po zakończeniu kariery piłkarskiej zajmie się pan jakimś biznesem. Plany się ziściły?
 +
 
 +
- Podchodzę do tego tematu bardzo spokojnie, bo projekt jest rozciągnięty w czasie, którego ostatnio bardzo mi brakuje. Kiedy grałem w piłkę, to wszystko było poukładane i na wszystko miałem czas. Teraz nie gram, teoretycznie mam mnóstwo czasu, ale w rzeczywistości doba dla mnie jest za krótka. Bardzo często coś nagle wyskakuje i trzeba zmieniać plany, co mnie irytuję, bo przypominam sobie, kiedy byłem czynnym zawodnikiem i wówczas jakoś łatwiej było mi ogarnąć wszystko to, co wokół mnie się działo. Ale tak – pomysł na biznes jest.
 +
 
 +
Ma pan do siebie pretensje o to, że zagraniczna kariera nie przebiegła tak, jak pan zakładał?
 +
 
 +
- Czasami sobie siadam i analizuję to wszystko. Na pewno jest jakiś żal. Pewne rzeczy działy się tylko i wyłącznie z mojej winy, bo nie sprzedałem się na boisku wystarczająco dobrze. Ale są też menadżerowie, różne dziwne osoby powiązane z klubami, które nie ułatwiały mi wtedy życia. Największy problem polegał chyba na tym, że z najlepszego polskiego klubu, jakim była wtedy Wisła, poszedłem do niemieckiego średniaka, żeby nie powiedzieć słabeusza. Oczywiście nic nie umniejszając Kaiserslautern, bo to fantastyczny i świetnie zorganizowany klub z super kibicami.
 +
 
 +
W Niemczech graliśmy o utrzymanie, a w najlepszym przypadku o środek tabeli. W Polsce przyzwyczajony byłem do wygrywania, mistrzostwa Polski i gry w europejskich pucharach. Być może zrobiłbym lepiej, gdybym odszedł do słabszej ligi i grał w topowym zespole.
 +
 
 +
Powiedział pan kiedyś, że bardzo dużo zawdzięcza pan prezesowi Cupiałowi. Co mu pan zawdzięcza?
 +
 
 +
- Prezes wziął mnie do Wisły z Górnika Zabrze, któremu zapłacił prawie 2 miliony marek. Jak na polskie warunki – taka kwota nawet dziś robi duże wrażenie. Gdybym został w Górniku, to pewnie nie osiągnąłby w piłce tyle, co udało mi się osiągnąć z Białą Gwiazdą, być może w ogóle nie trafiłbym do reprezentacji Polski.
 +
 
 +
O prezesa Cupiała i pana wdzięczności do niego pytam nie bez powodu. Z jednej strony mówi pan, że dużo mu zawdzięcza, a z drugiej pozostał chyba pewien niesmak, kiedy bardzo dużo mówiło się o tym, że po powrocie do Wisły grał pan za miesięczną pensję, która wystarczała panu tylko na pampersy dla dziecka...
 +
 
 +
- O wdzięczności do Pana Cupiała mówiłem w kontekście właściciela Wisły, który 15 lat temu zdecydował się wyłożyć na mnie kupę kasy, zainwestował we mnie, dzięki czemu rozwinąłem się piłkarsko. Natomiast jeśli mowa o tej „pensji na pampersy”, to nie ma w tym żadnego przekłamania. W 2007 roku wróciłem do Krakowa i rzeczywiście zgodziłem się grać przez pół roku za 1500 zł brutto miesięcznie. Mieszkałem w Mikołowie, więc na same dojazdy do Krakowa przeznaczałem większość tych pieniędzy. Oczywiście dostawałem premie uznaniowe, ale one raz były, a raz nie...
 +
 
 +
Chcę podkreślić, że nigdy się nie skarżyłem na warunki, bo sam się przecież na nie zgodziłem. Cała ta „pampersowa afera” urosła po wywiadzie, którego udzieliłem – jeśli dobrze pamiętam – Andrzejowi Twarowskiemu i Tomkowi Smokowskiemu po meczu z Legią. Jeśli ktoś odebrał moje słowa jako skarżenie się i poczuł się tym urażony, to mocno przepraszam. Na pewno nic złego nie miałem wtedy na myśli. Byłem Wiśle wdzięczny, bo po przygodzie z zagranicznymi klubami mogłem wreszcie w Wiśle odżyć piłkarsko.
 +
 
 +
Później miałem podpisać z Wisłą lepszy, 5-letni kontrakt, ale ostatecznie go nie podpisałem, bo nie dogadaliśmy się z klubem.
 +
 
 +
A gdyby dziś zadzwonił do pana prezes Miętta i powiedział: Kamil, chcielibyśmy, żebyś dla nas pracował, ale co Ty możesz dać Wiśle?”, to co by pan zrobił?
 +
 
 +
- Zależy, w jakiej roli widziałby mnie prezes Miętta przy Reymonta. Ja nigdy nie ukrywałem swojej przynależności klubowej. Ba! Bardzo często kibicom innych zespołu przez to się narażałem. Natomiast powiem szczerze: jeśli Wisła chciałaby wykorzystać mój potencjał w jakiś minimalny sposób, to mnie to nie interesuje. Jeśli miałbym coś zrobić przy Reymonta, to przede wszystkim chciałbym mieć na coś wpływ i czerpać satysfakcję z tej pracy. Nie nadaję się do prowadzenia drużyn młodzieżowych, bo do tego trzeba mieć powołanie i serce. Ja w takiej roli się nie widzę. Jeśli zaś realnie moja praca wpływałaby na poziom pierwszej drużyny Wisły, trener mógłby skorzystać z mojej wiedzy, a ja byłbym przekonany co do słuszności mojej roli, to na pewno skorzystałbym z takiej oferty.
 +
 
 +
Jak pan ocenia zwolnienie ze stanowiska prezesa Wisły Kraków Jacka Bednarza?
 +
 
 +
- Nie chcę tego oceniać, bo jestem między młotem a kowadłem. Ja z Jackiem zawsze miałem dobre relacje i nie mogę powiedzieć o nim złego słowa. Z drugiej strony są kibice, którzy się z nim nie dogadywali. Nie mam zbyt dużej wiedzy, o co tam tak naprawdę chodziło, więc wolałbym przemilczeć ten temat. Ja całym sercem jestem z Wisłą i życzę jej, żeby znowu stała się wielka – sportowo i finansowo.
 +
 
 +
Czego kibice Wisły mogą panu życzyć?
 +
 
 +
- Bardzo bym chciał, żeby być może właśnie kibice, którzy są teraz blisko klubu, pomogli w zorganizowaniu pożegnalnego meczu tej wielkiej Wisły z lat 2002-2007, w której miałem przyjemność grać. To była fantastyczna paczka kolegów, ale przede wszystkim świetnych piłkarzy, którzy mam wrażenie nie pożegnali się z Reymonta tak, jakby naprawdę chcieli. Wielu z nas grało później w zagranicznych klubach i ma przecież kontakty. Gdybyśmy zaprosili chociaż po jednym koledze z zagranicy i zorganizowali przy Reymonta taki mecz, to byłoby to świetne wydarzenie. Podziękowalibyśmy tym kibicom, którzy te kilkanaście lat temu tak wspaniale nas dopingowali. Można powiedzieć, że to takie moje mini-marzenie.
 +
 
 +
'''Rozmawiał eŁPe'''<br>
 +
'''Źródło:''' [http://wislalive.pl '''wislalive.pl''']
 +
 
 +
==Historia występów w barwach Wisły Kraków==
'''Podział na sezony:'''
'''Podział na sezony:'''

Wersja z dnia 15:38, 8 paź 2014

Kamil Kosowski
Informacje o zawodniku
kraj Polska
pseudonim Kosa
urodzony 30.08.1977, Ostrowiec Świętokrzyski
wzost/waga 186 cm
pozycja pomocnik
sukcesy Mistrz Polski: 2001, 2003, 2008
Mistrz Cypru: 2009
Puchar Ligi: 2001
Puchar Polski: 2002, 2003
Superpuchar Polski: 2001
Superpuchar Cypru: 2008, 2009
Reprezentacja
Lata Drużyna Mecze Gole
1998–1999 Polska U-21 15 0
2001–2009 Polska 52 4
Drużyny juniorskie
Lata Drużyna
1984–1991 KSZO Ostrowiec
1991–1996 Gwarek Zabrze
Kariera klubowa
Sezon Drużyna Mecze Gole
1996/97 Górnik Zabrze 5 0
1997/98 Górnik Zabrze 20 1
1998/99 Górnik Zabrze 29 0
1999/00 (j) Górnik Zabrze 10 0
1999/00 Wisła Kraków 19 (27) 1
2000/01 Wisła Kraków 27 (41) 1
2001/02 Wisła Kraków 27 (45) 3 (9)
2002/03 Wisła Kraków 29 (44) 7 (9)
2003/04 1. FC Kaiserslautern (wyp.) 23 0
2004/05 1. FC Kaiserslautern (wyp.) 20 1
2005/06 Southampton FC (wyp.) 18 1
2006/07 Chievo Werona (wyp.) 23 0
2007/08 (j) Wisła Kraków 13 (14) 1
2007/08 (w) Cádiz CF 17 0
2008/09 APOEL 24 3
2009/10 APOEL 20 2
2010/11 Apollon Limassol 17 1
2011/12 GKS Bełchatów 24 1
2012/13 (j) GKS Bełchatów 9 0
2012/13 (w) Wisła Kraków 10 (13) 0
W rubryce Mecze/Gole najpierw podana jest statystyka z meczów ligowych, a w nawiasie ze wszystkich meczów oficjalnych.

Kamil Kosowski (ur. 30 sierpnia 1977 roku w Ostrowcu Świętokrzyskim) – piłkarz grający na pozycji bocznego pomocnika, trzykrotny mistrz Polski z Wisłą Kraków.

Spis treści

Wyróżnienia

8. miejsce w plebiscycie "Dziennika Polskiego" na najlepszego sportowca Małopolski 2001.
3. miejsce w plebiscycie "Dziennika Polskiego" - 10 asów Małopolski 2002.
Najlepszy lewy pomocnik w Polsce wg "Piłki Nożnej". 2002, 2004 (jako prawy pomocnik)
8. miejsce w plebiscycie "Sportu" na najlepszego piłkarza w Polsce. 2003.

Artykuły prasowe. Wywiady

Jakbym stąd w ogóle nie wyjeżdżał. Styczeń 2006

Data publikacji: 13-01-2006 10:55

Kamil Kosowski, który obecnie na zasadzie wypożyczenia gra w angileskim Southampton, od trzech tygodni przebywa w Krakowie. O powodach pobytu "Kosy" przy Reymonta, angielskiej piłce i o Danie Petrescu rozmawialiśmy z zawodnikiem przy śniadaniu w klubowej kawiarni.

Co sprowadza Cię do Krakowa?

Jestem tu już tydzień trzeci. Powodem jest kontuzja mięśnia dwugłowego i właśnie dlatego przebywam w Krakowie i tu pracuję ze specjalistami.

Dlaczego tu, a nie w Anglii?

Pierwszym powodem było to, że chciałem wraz z doktorem Urbanem sprawdzić i skonsultować to, co już powiedziano mi w Anglii. Szczegółowe badania pokazały, że kontuzja jest trochę poważniejsza. Poza tym jest tu fizjoterapeuta, który się specjalizuje w takich sprawach, także trener pozwolił mi tu zostać. Jeśli się gdzieś zaczyna rehabilitację, to warto ją tam skończyć, także nie pozostaje mi nic innego, jak podziękować trenerowi Georgowi Burleyowi, że zgodził się na mój powrót tutaj i dokończenie rehabilitacji.

Ile jeszcze czasu będziesz się leczył?

Mam nadzieję, że zostało już mało czasu do momentu, kiedy wrócę do pełnej dyspozycji. To już jest czwarty tydzień. Na pewno nie chciałbym za wcześnie wyjść na boisko, żeby potem nie spędzić kolejnych tygodni w szatni. Muszę wyleczyć moją kontuzję na sto procent.

Czy wróciły wspomnienia, gdy przyjechałeś na Reymonta?

Praktycznie cały czas jestem w kontakcie z chłopakami, od czasu do czasu pojawiam się na stadionie, więc mogę powiedzieć, że to są takie żywe wspomnienia. Czuję się tak, jakbym stąd w ogóle nie wyjeżdżał. W końcu dalej jestem zawodnikiem Wisły. Na bieżąco śledzę rozgrywki. Teraz jest trochę zmian, zobaczymy, jak się wszystko potoczy.

Czy w Anglii w ogóle pojawił się temat, że Dan Petrescu, który grał w Chelsea, będzie teraz trenerem Wisły?

Na pewno było troszeczkę zamieszania z Danem Petrescu, ponieważ włodarze Southampton chcieli go zatrudnić jako szkoleniowca, był on jednym z kandydatów. Ostatecznie tak się nie stało i Southampton prowadzi George Burley, a Dan Petrescu przyszedł do Wisły. Myślę, że to dobry wybór rumuńskiego trenera, bo jeśli przyjrzeć się polskiej ekstraklasie w ciągu kilku ostatnich lat to widać, że Wisła to najlepszy klub w Polsce. Jedyne, co można tu poprawić, to awansować do Ligi Mistrzów. Do tego trzeba zbudować stabilny skład, nową jakość, bo przecież wiadomo, że kilku kluczowych dla Wisły zawodników odeszło z klubu.

Co mógłbyś powiedzieć o Southampton?

Każdy klub z zachodu różni się od naszej Wisły. Przede wszystkim stadionem, całą otoczką wokół tego. Piłkarsko gra jest fajna, kibice są, że tak to nazwę, wdzięczni, jeśli ktoś się stara.

A co możesz powiedzieć o samym mieście?

W Southampton jest masę ludzi z Polski, na dodatek dużo z nich pochodzi z Ostrowca, z mojego rodzinnego miasta. Ich jest chyba połowa. Wszędzie można spotkać Polaków. Samego miasta nie mogę jakoś specjalnie zachwalać. Jest niewielkie, znajduje się nad morze, także jest przyjemnie i ogólnie spokojnie.

Gdy usłyszysz słowo Kraków, jaka pierwsza myśl przychodzi Ci do głowy?

Wiadomo, Wisła.

Biuro Prasowe Wisła Kraków SSA

Źródło: wisla.krakow.pl

Kosowski: To moje życie po życiu

Dodano: 2014-09-24 13:57:02
eŁPe / wislalive.pl

Jak odnalazł się w nowej, niepiłkarskiej rzeczywistości? Czy nadal utrzymuje kontakt z kolegami z tzw. "Wielkiej Wisły"? Dlaczego nie chce mieszkać w Krakowie? Kogo z byłych Wiślaków zabiera na ryby? I wreszcie - jakie ma marzenie? O to wszystko i wiele więcej zapytaliśmy Kamila Kosowskiego.

Co u pana słychać? Jak wygląda obecnie pana życie?

Kamil Kosowski: - Można powiedzieć, że to moje życie po życiu... piłkarza. Na pewno budzę się teraz dużo wcześniej, niż kiedyś, bo jednego syna trzeba zawieźć do szkoły, a młodszy w ogóle wstaje już o 6 rano. Generalnie jakoś bardzo to życie się nie zmieniło, bo w domu funkcjonujemy raczej tak samo. Jedyną odczuwalną dla mnie zmianą jest to, że o godzinie 10 nie wsiadam do samochodu i nie jadę na trening, lecz jestem do dyspozycji żony.

Kopie pan jeszcze czasami w piłkę?

- Trzy razy w tygodniu staram się pójść na salę i trochę potrenować. Dbam o kondycję.

Mieszka pan w Mikołowie. Dlaczego nie chciał pan zostać w Krakowie?

- Kiedyś nie wyobrażałem sobie mieszkania poza ścisłym centrum Krakowa. Jednak priorytety z wiekiem się zmieniają. Mam 37 lat i chyba nie dałbym rady już tam mieszkać. Widzę, jak to miasto się strasznie zmieniło i zakorkowało. Śląsk jest chyba najlepiej skomunikowanym regionem w Polsce, więc nie wyobrażam sobie teraz codziennego stania w krakowskich korkach. Dobrze mi w Mikołowie.

W Mikołowie mieszka także Marcin Baszczyński. Spotykacie się czasami, jak za starych, dobrych czasów?

- Oczywiście, że tak. Nasze relacje są niezmienne od 18 lat. Niestety na razie nie możemy pograć razem w piłkę, bo Marcin jeszcze nie doszedł do siebie po rekonstrukcji wiązadeł. Ale oprócz piłki nożnej mamy wspólne hobby – regularnie jeździmy na ryby.

Utrzymuje pan kontakt z kimś jeszcze z tej starej, wiślackiej ekipy?

- Jakieś relację są, ale na pewno trochę się one już zatarły. Nadal jesteśmy kumplami, ale każdy z nas ma swoją rodzinę, zobowiązania, priorytety, więc na pewno nie jest tak, jak dawniej. Bardzo żałuję, że nie ma spotkań tych starych Wiślaków.

Długo przebiegała pana aklimatyzacja w życiu po życiu...piłkarskim?

- Ja sam nie wiem, czy tak naprawdę kiedykolwiek w 100 procentach się odnajdę w tej nowej, niepiłkarskiej rzeczywistości. Muszę jednak przyznać, że przebiegło to bardzo płynnie – w dużej mierze dzięki stacji Canal Plus, która mnie zatrudniła i pozwoliła na miękkie lądowanie. Mam taką pracę, która pozwala mi często przebywać wśród piłkarzy, być na stadionach, czuć zapach murawy. To dla mnie bardzo ważne. Psychicznie czuję się dobrze, bo sam dbam o kondycję fizyczną, nie pozwalam sobie na jakieś dodatkowe kilogramy, a jeśli ciało jest sprawne, to i głowa działa poprawnie. Jest OK.

Praca w telewizji jest trudniejsza, niż pan się spodziewał?

- Początki nie należały do najłatwiejszych, byłem spięty, ale tego podobno nie da się przeskoczyć. Oczywiście teraz niektórym nie podoba się to, co mówię i w jaki sposób, ale wszystkich zadowolić się nie da. Dopóki będzie możliwość pracowania w redakcji sportowej Canal Plus, to bardzo chętnie będę tutaj przyjeżdżał. Grałem w piłkę, więc trochę się na niej znam.

Mówił pan kiedyś, że po zakończeniu kariery piłkarskiej zajmie się pan jakimś biznesem. Plany się ziściły?

- Podchodzę do tego tematu bardzo spokojnie, bo projekt jest rozciągnięty w czasie, którego ostatnio bardzo mi brakuje. Kiedy grałem w piłkę, to wszystko było poukładane i na wszystko miałem czas. Teraz nie gram, teoretycznie mam mnóstwo czasu, ale w rzeczywistości doba dla mnie jest za krótka. Bardzo często coś nagle wyskakuje i trzeba zmieniać plany, co mnie irytuję, bo przypominam sobie, kiedy byłem czynnym zawodnikiem i wówczas jakoś łatwiej było mi ogarnąć wszystko to, co wokół mnie się działo. Ale tak – pomysł na biznes jest.

Ma pan do siebie pretensje o to, że zagraniczna kariera nie przebiegła tak, jak pan zakładał?

- Czasami sobie siadam i analizuję to wszystko. Na pewno jest jakiś żal. Pewne rzeczy działy się tylko i wyłącznie z mojej winy, bo nie sprzedałem się na boisku wystarczająco dobrze. Ale są też menadżerowie, różne dziwne osoby powiązane z klubami, które nie ułatwiały mi wtedy życia. Największy problem polegał chyba na tym, że z najlepszego polskiego klubu, jakim była wtedy Wisła, poszedłem do niemieckiego średniaka, żeby nie powiedzieć słabeusza. Oczywiście nic nie umniejszając Kaiserslautern, bo to fantastyczny i świetnie zorganizowany klub z super kibicami.

W Niemczech graliśmy o utrzymanie, a w najlepszym przypadku o środek tabeli. W Polsce przyzwyczajony byłem do wygrywania, mistrzostwa Polski i gry w europejskich pucharach. Być może zrobiłbym lepiej, gdybym odszedł do słabszej ligi i grał w topowym zespole.

Powiedział pan kiedyś, że bardzo dużo zawdzięcza pan prezesowi Cupiałowi. Co mu pan zawdzięcza?

- Prezes wziął mnie do Wisły z Górnika Zabrze, któremu zapłacił prawie 2 miliony marek. Jak na polskie warunki – taka kwota nawet dziś robi duże wrażenie. Gdybym został w Górniku, to pewnie nie osiągnąłby w piłce tyle, co udało mi się osiągnąć z Białą Gwiazdą, być może w ogóle nie trafiłbym do reprezentacji Polski.

O prezesa Cupiała i pana wdzięczności do niego pytam nie bez powodu. Z jednej strony mówi pan, że dużo mu zawdzięcza, a z drugiej pozostał chyba pewien niesmak, kiedy bardzo dużo mówiło się o tym, że po powrocie do Wisły grał pan za miesięczną pensję, która wystarczała panu tylko na pampersy dla dziecka...

- O wdzięczności do Pana Cupiała mówiłem w kontekście właściciela Wisły, który 15 lat temu zdecydował się wyłożyć na mnie kupę kasy, zainwestował we mnie, dzięki czemu rozwinąłem się piłkarsko. Natomiast jeśli mowa o tej „pensji na pampersy”, to nie ma w tym żadnego przekłamania. W 2007 roku wróciłem do Krakowa i rzeczywiście zgodziłem się grać przez pół roku za 1500 zł brutto miesięcznie. Mieszkałem w Mikołowie, więc na same dojazdy do Krakowa przeznaczałem większość tych pieniędzy. Oczywiście dostawałem premie uznaniowe, ale one raz były, a raz nie...

Chcę podkreślić, że nigdy się nie skarżyłem na warunki, bo sam się przecież na nie zgodziłem. Cała ta „pampersowa afera” urosła po wywiadzie, którego udzieliłem – jeśli dobrze pamiętam – Andrzejowi Twarowskiemu i Tomkowi Smokowskiemu po meczu z Legią. Jeśli ktoś odebrał moje słowa jako skarżenie się i poczuł się tym urażony, to mocno przepraszam. Na pewno nic złego nie miałem wtedy na myśli. Byłem Wiśle wdzięczny, bo po przygodzie z zagranicznymi klubami mogłem wreszcie w Wiśle odżyć piłkarsko.

Później miałem podpisać z Wisłą lepszy, 5-letni kontrakt, ale ostatecznie go nie podpisałem, bo nie dogadaliśmy się z klubem.

A gdyby dziś zadzwonił do pana prezes Miętta i powiedział: Kamil, chcielibyśmy, żebyś dla nas pracował, ale co Ty możesz dać Wiśle?”, to co by pan zrobił?

- Zależy, w jakiej roli widziałby mnie prezes Miętta przy Reymonta. Ja nigdy nie ukrywałem swojej przynależności klubowej. Ba! Bardzo często kibicom innych zespołu przez to się narażałem. Natomiast powiem szczerze: jeśli Wisła chciałaby wykorzystać mój potencjał w jakiś minimalny sposób, to mnie to nie interesuje. Jeśli miałbym coś zrobić przy Reymonta, to przede wszystkim chciałbym mieć na coś wpływ i czerpać satysfakcję z tej pracy. Nie nadaję się do prowadzenia drużyn młodzieżowych, bo do tego trzeba mieć powołanie i serce. Ja w takiej roli się nie widzę. Jeśli zaś realnie moja praca wpływałaby na poziom pierwszej drużyny Wisły, trener mógłby skorzystać z mojej wiedzy, a ja byłbym przekonany co do słuszności mojej roli, to na pewno skorzystałbym z takiej oferty.

Jak pan ocenia zwolnienie ze stanowiska prezesa Wisły Kraków Jacka Bednarza?

- Nie chcę tego oceniać, bo jestem między młotem a kowadłem. Ja z Jackiem zawsze miałem dobre relacje i nie mogę powiedzieć o nim złego słowa. Z drugiej strony są kibice, którzy się z nim nie dogadywali. Nie mam zbyt dużej wiedzy, o co tam tak naprawdę chodziło, więc wolałbym przemilczeć ten temat. Ja całym sercem jestem z Wisłą i życzę jej, żeby znowu stała się wielka – sportowo i finansowo.

Czego kibice Wisły mogą panu życzyć?

- Bardzo bym chciał, żeby być może właśnie kibice, którzy są teraz blisko klubu, pomogli w zorganizowaniu pożegnalnego meczu tej wielkiej Wisły z lat 2002-2007, w której miałem przyjemność grać. To była fantastyczna paczka kolegów, ale przede wszystkim świetnych piłkarzy, którzy mam wrażenie nie pożegnali się z Reymonta tak, jakby naprawdę chcieli. Wielu z nas grało później w zagranicznych klubach i ma przecież kontakty. Gdybyśmy zaprosili chociaż po jednym koledze z zagranicy i zorganizowali przy Reymonta taki mecz, to byłoby to świetne wydarzenie. Podziękowalibyśmy tym kibicom, którzy te kilkanaście lat temu tak wspaniale nas dopingowali. Można powiedzieć, że to takie moje mini-marzenie.

Rozmawiał eŁPe
Źródło: wislalive.pl

==Historia występów w barwach Wisły Kraków==

Podział na sezony:

Sezon Rozgrywki M 0-90 grafika:Zk.jpg grafika:Cz.jpg
1999/2000 Ekstraklasa 19 11 3 5 1 1  
1999/2000 Puchar Polski 8 5 2 1   1  
2000/2001 Ekstraklasa 27 19 7 1 1 1  
2000/2001 Puchar Ligi 8 6 1 1   2  
2000/2001 Puchar UEFA 6 2 3 1   1  
2000/2001 Puchar Polski 1 1          
2000/2001 Superpuchar Polski 1 1          
2001/2002 Ekstraklasa 27 21 6   3 2  
2001/2002 Puchar Polski 7 5 2   4    
2001/2002 Puchar Ligi 6 3 2 1 2 2  
2001/2002 Liga Mistrzów 4 3 1        
2001/2002 Puchar UEFA 1 1       1  
2002/2003 Ekstraklasa 29 17 12   7 5  
2002/2003 Puchar UEFA 9 7 2   2 1  
2002/2003 Puchar Polski 6 2 2 2   1  
2007/2008 Ekstraklasa 13 3 9 1 1 1  
2007/2008 Puchar Polski 1 1          
2012/2013 Ekstraklasa 10 3 4 3      
2012/2013 Puchar Polski 3   2 1   1  
Razem Ekstraklasa (I) 125 74 41 10 13 10  
Puchar Polski (PP) 26 14 8 4 4 3  
Puchar UEFA (PU) 16 10 5 1 2 3  
Puchar Ligi (PL) 14 9 3 2 2 4  
Liga Mistrzów (LM) 4 3 1        
Superpuchar Polski (SP) 1 1          
RAZEM 186 111 58 17 21 20  

Mecze w Reprezentacji Polski

Kamil Kosowski rozegrał w Reprezentacji Polski 52 spotkania - w tym aż 50 jako piłkarz Wisły Kraków. Należy jednak pamiętać, że w latach 2003-2007 Kosowski przebywał na zasadzie wypożyczenia kolejno w 1.FC Kaiserslautern, Southampton i Chievo Werona. W czasie tych wypożyczeń rozegrał 32 spotkania w Reprezentacji.
Ogółem zdobył cztery bramki, otrzymał jedną żółtą kartkę. Był z Kadrą na Mistrzostwach Świata 2006, ale zaliczył wtedy tylko 13 minut gry. U Leo Beenhakkera wystąpił 4 razy, ale nie zdołał wtedy na stałe powrócić do Reprezentacji. Udało mu się to po przejęciu kadry przez Franciszka Smudę

Pogrubiono występy Kosowskiego jako Wiślaka. Dodatkowo kursywą zaznaczono występy w czasie wypożyczeń z Wisły do innych klubów.

Reprezentacyjna Galeria

Kącik poetycki

Na Kosowskiego


Nie baliśmy się Carlosa
Gdy grał u nas Kamil „Kosa”.

— Dariusz Zastawny, Stuletnia nasza historia, czyli Wisła Kraków, Biała Gwiazda w słów orszaku i obrazkach


Galeria zdjęć