Arkadiusz Głowacki

Z Historia Wisły

Arkadiusz Głowacki
Informacje o zawodniku
kraj Polska
pseudonim Głowa
urodzony 13.03.1979, Poznań
wzost/waga 186/78
pozycja obrońca
numer 6
sukcesy Mistrz Polski: 2001, 2003, 2004, 2005, 2008, 2009
Puchar Polski 2002, 2003
Puchar Ligi PL: 2001
Superpuchar Polski: 2001
Wicemistrz Polski: 2000, 2002, 2006, 2010
Superpuchar Turcji: 2010
Wicemistrz Turcji: 2011
Reprezentacja
Lata Drużyna Mecze Gole
1993–1994 Polska U-15 4 0
1994–1995 Polska U-16 17 0
1995–1997 Polska U-17 21 2
1996–1998 Polska U-18 23 3
1998 Polska U-20 1 0
1998–2001 Polska U-21 32 5
2002–2011 Polska A 29 0
Drużyny juniorskie
Lata Drużyna
TPS Winogrady
SKS 13 Poznań
Lech Poznań
Kariera klubowa
Sezon Drużyna Mecze Gole
1996/97 (w) Lech Poznań 7 0
1997/98 Lech Poznań 25 0
1998/99 Lech Poznań 30 1
1999/00 (j) Lech Poznań 13 0
1999/00 (w) Wisła Kraków 6 2
2000/01 Wisła Kraków 17 0
2001/02 Wisła Kraków 25 0
2002/03 Wisła Kraków 27 0
2003/04 Wisła Kraków 14 0
2004/05 Wisła Kraków 18 0
2005/06 Wisła Kraków 12 0
2006/07 Wisła Kraków 17 1
2007/08 Wisła Kraków 26 0
2008/09 Wisła Kraków 19 1
2009/10 Wisła Kraków 23 2
2010/11 Trabzonspor 15 2
2011/12 Trabzonspor 18 0
2012/13 Wisła Kraków 20 0
2013/14 Wisła Kraków 26 3
2014/15 Wisła Kraków 34 1
W rubryce Mecze/Gole najpierw podana jest statystyka z meczów ligowych, a w nawiasie ze wszystkich meczów oficjalnych.

Arkadiusz Głowacki (ur. 13 marca 1979 roku w Poznaniu) – piłkarz grający na pozycji środkowego obrońcy, wieloletni kapitan drużyny Wisły Kraków.

Spis treści

Biografia

Arkadiusz Głowacki swoją karierę rozpoczynał w TPS Winogrady oraz słynnej poznańskiej "trzynastce" (SKS 13 Poznań), skąd przeniósł się do Lecha Poznań. W barwach "Kolejorza" debiutował w pierwszej lidze 7 maja 1997 roku w spotkaniu z Amicą Wronki (1:1). W trakcie sezonu 1999/2000 podpisał kontrakt z Wisłą Kraków. W barwach „Białej Gwiazdy” po raz pierwszy wystąpił w meczu ligowym z Odrą Wodzisław 4. marca 2000 roku (3:1), spędził wówczas na boisku 58 minut.

Arkadiusz Głowacki.
Arkadiusz Głowacki.

7. września 2003 roku Głowacki prolongował kontrakt z Wisłą do końca 2008 roku. - Miałem pewne wątpliwości. Rozmawialiśmy z trenerem, z prezesami, przedłożono mi plan, według którego Wisła będzie nadal silną drużyną. To zdecydowało - oświadczył po podpisaniu umowy.

26.czerwca 2008 kolejna umowa została przedłużona do końca grudnia 2012 roku. Po złożeniu podpisu Głowacki powiedział: - Rozważałem, czy wyjechać za granicę, czy grać niemal całe życie w jednym klubie. Zdecydowałem się na drugą opcję i jestem z tego dumny.

"Mało jest tak utalentowanych, a przy tym pechowych, zawodników jak Arkadiusz Głowacki. Jeśli akurat nie jest przypadkiem kontuzjowany, znaczy to ni mniej, ni więcej tyle, że najprawdopodobniej zaraz będzie. Albo strzeli samobója. Lub dostanie czerwoną kartkę czy sprokuruje rzut karny. Tak układają się jego losy od dłuższego już czasu, a szczególne nasilenie ma miejsce w meczach reprezentacji. Arkadiusz Głowacki powinien jak najszybciej udać się do Sevres. W tamtejszym Międzynarodowym Biurze Wag i Miar wzoru pechowca jeszcze nie mają, a Wiślak w tej roli spisałby się znakomicie" - taka opinia z jednego z kibicowskich blogów sportowych z września 2006 roku jest zbyt drastyczna i okrutna, ale w pewnym sensie obrazuje przebieg kariery Arkadiusza Głowackiego, pełnej gwałtownych zwrotów i nieszczęśliwych przypadków.

Głowacki, zgodnie uważany przez ekspertów za ogromny talent, w karierze przerywanej kontuzjami nie miał wielu szans zaprezentowania pełni swych możliwości. Urazy dopadały go w najmniej oczekiwanych momentach, eliminowały zarówno z obozów przygotowawczych, jak i z ważnych meczów. Przykładowo w sezonie 2003/2004 na 26 możliwych ligowych spotkań wystąpił w zaledwie 14, w sezonie 2005/2006 - w 12 meczach na 30 możliwych. Pozostały czas wypełniło mu leczenie.

Długie okresy rehabilitacji, przerwy w treningach, wiążący się z tym brak ciągłości gry musiały mieć zgubny wpływ na formę zawodnika i boiskową pewność siebie. Stąd wynikały błędy, a jeśli dodać do tego ogromnego pecha, z którym piłkarz się nie rozstaje, Głowacki jawi się wręcz jako postać tragiczna.

„W 58. minucie, gdy dośrodkowanie z lewej strony trafiło w gąszcz nóg pod polską bramką, piłka trafiła w nogę Głowackiego, który samobójczym strzałem umieścił ją w siatce” – ten fragment relacji „Gazety Wyborczej” z meczu z Anglią w Chorzowie (wrzesień 2004) to tylko jeden z dowodów na pecha towarzyszącego Głowackiemu. Sam zawodnik powiedział wówczas: - Niestety, nie miałem dzisiaj szczęścia. Moje dwa błędy zadecydowały o naszej porażce. To ja zawaliłem. Nie wiem, czy to był przypadek czy brak szczęścia. Jestem podłamany. Dla każdego zawodnika, po którego błędzie pada zwycięski gol dla rywali, taka sytuacja nie jest łatwa. Muszę się jednak jakoś z tego podnieść i patrzeć w przyszłość. Mam nadzieję, że już ostatni raz.

Niestety, w Reprezentacji (debiut 10 lutego 2002 w meczu przeciwko Wyspom Owczym) Głowacki głównie kojarzy się z pechem, by wspomnieć chociażby czerwoną kartkę w meczu z Finlandią na początku eliminacji do Euro 2008.

O pechu można by również mówić w kontekście meczów, w których nie grał, choć mógł i zdecydowanie powinien.

Głowacki uczestniczył w MŚ 2002 w Korei i Japonii, ale … akurat wtedy, gdy był zdrowy i w wyśmienitej formie, ówczesny selekcjoner Jerzy Engel w pierwszych, sromotnie przegranych meczach postawił na innych zawodników. „Starzy” kadrowicze zawiedli. Arek dostał szansę gry dopiero w pożegnalnym spotkaniu Polaków przeciwko Stanom Zjednoczonym, zebrał znakomite recenzje i został okrzyknięty „odkryciem Mundialu”. Nie było wówczas kibica, który by nie żałował, że Głowacki nie grał przeciwko Korei i Portugalii.

Fatum Arkadiusza Głowackiego doskonale obrazuje też sytuacja z października 2003 roku. Po okresie rehabilitacji miał wrócić na ligowe boiska w spotkaniu z Dospelem (GKS Katowice). Przedtem jednak Henryk Kasperczak chciał go obejrzeć w meczu rezerw. Niestety, już w 28. min Arek został usunięty z boiska. – „To prawda: w piłkę nie trafiłem, tylko w nogi rywala. Myślałem jednak, że dostanę żółtą kartkę. Zrobiło się zamieszanie i sędzia chyba stracił trochę orientację. To druga czerwona kartka w całej mojej karierze. Szkoda, że ją dostałem. Z Dospelem Katowice na pewno nie zagram. Mam nadzieję, że będzie to jedyny mecz kary. Sędzia - z Katowic oczywiście - będzie mógł się pochwalić, że załatwił mi przerwę w jednym meczu ekstraklasy” – powiedział Gazecie Wyborczej.

We wrześniu 2004 roku Wisła odpadła z Pucharu UEFA po dwumeczu z Gruzinami. Głowacki czuł się odpowiedzialny za hańbiącą porażkę, do której przyczyniły się między innymi jego błędy: - Ostatnio rzeczywiście mam chyba pecha. Tłumaczę to sobie jednak tak, że kiedyś ten okres minie i później będzie już lepiej - pech mnie opuści. Taką przynajmniej mam nadzieję - mówił niemal łamiącym się głosem po spotkaniu z Dinamem. Dodajmy, że podczas rewanżowego meczu w Tbilisi naciągnął mięsień dwugłowy i nie mógł wystąpić w Derbach Krakowa (3 października, 0:0). Do tego doszedł jeszcze uraz kolana, co wyeliminowało Arka z gry na pięć tygodni.

Zaszczytna funkcja - chorąży pocztu sztandarowego na 100lecie Wisły
Zaszczytna funkcja - chorąży pocztu sztandarowego na 100lecie Wisły

Na kilku etapach swej kariery Głowacki był na najlepszej drodze, aby zostać czołowym obrońcą Europy. Znakomite występy w lidze i w pucharach sprawiały, że interesowały się nim między innymi Auxerre, Olympique Marsylia czy FC Sewilla. Niestety, zamiast podbijania Europy, odwiedzał lekarzy i fizjoterapeutów. „To były ciężkie lata, ale za każdym razem powtarzałem sobie, że to już ostatnia kontuzja. I z nowym, równie mocnym, zapałem zabierałem się do pracy. Nie miałem czasu ani ochoty na depresję” – zwierzył się Głowacki na łamach „Przeglądu Sportowego”.

W sezonie 2007/2008, w którym nie dręczyły go kontuzje a osiągniętą formą imponował kibicom i ekspertom, również nie znalazł uznania w oczach kolejnego selekcjonera, tym razem Leo Beenhakkera. Holendra ostrzegały przed Głowackim m.in. tabloidy jak „Fakt”, w którym we wrześniu 2007 mogliśmy przeczytać: „Arkadiusz Głowacki szykuje się do gry w pierwszym składzie reprezentacji Polski przeciwko Finlandii. I choć wynik meczu jest niewiadomą, jednego możemy być pewni - "Głowa" albo strzeli samobója, albo dostanie czerwoną kartkę, albo odniesie kontuzję. Głowacki to chodzący pech, jemu nawet w drewnianym kościele cegła spadłaby na głowę.”

Mimo problemów Reprezentacji z obrońcami, „Głowa” na EURO 2008 nie pojechał. – „Bardzo szanuję Głowackiego, to świetny klubowy zawodnik, ale będę szczery - jest zbyt wolny i niewystarczająco szybki w głowie, żeby grać na międzynarodowym poziomie. Nie prezentuje poziomu na mistrzostwa Europy” – te słowa holenderskiego szkoleniowca, wypowiedziane po gładko przegranych przez Polskę czerwcowych Mistrzostwach Europy w Austrii, oburzyły wówczas nie tylko kibiców Wisły.

Pecha Głowackiego widać też na jego twarzy i głowie, na których rok po roku przybywa śladów po cudzych łokciach, zderzeniach i upadkach. Wynika to z charakteru zawodnika, który nigdy nie bał się twardej, męskiej walki i – jak mawiają eksperci – głowę wkładał tam, gdzie inni nie odważyliby się włożyć nogi. Ot, chociażby we wrześniu 2004 opuszczał boisko zakrwawiony po kolizji z Jackiem Dembińskim, a w grudniu 2007 po zderzeniu z Michałem Stasiakiem na głowie Arka przybyło 7 szwów …

W meczu kadry narodowej z Grecją zimą 2004 roku doznał jednocześnie kilku urazów. - Wydawało mi się, że zawodnik grecki jest już w polu karnym i bałem się asekurować łokciem. Chciałem włożyć głowę i... trafiłem w głowę rywala - opowiadał o przykrym zderzeniu Głowacki. Oprócz rozbitego prawego łuku brwiowego, miał także zasinienie pod lewym okiem, efekt kontaktu z łokciem rywala. - Mecz był toczony w sympatycznej atmosferze, a niestety pech chciał, że otrzymałem dwa trafienia - śmiał się "Głowa". - Po meczu pojawił się mały krwiaczek i przez pierwszy dzień nie widziałem na jedno oko - dodał Arek, który do swoich licznych urazów nauczył się podchodzić z humorem. Niestety, efektem wydarzeń w meczu z Grecją był przedwczesny powrót do Krakowa - stan, w jakim znajdował się zawodnik nie pozwolił mu zagrać w prestiżowym meczu ze Szwecją.

We wrześniu 2005 roku, w szóstym roku pobytu w Wiśle, Głowacki został wybrany kapitanem Wisły Kraków. Powiedział wówczas: „ Czuję się zaszczycony, dla mnie jest to naprawdę wielkie wyróżnienie.” W nowej roli zadebiutował w meczu z Pogonią. Zapytany, czy musiał krzyczeć na kolegów, odpowiedział: „Ależ skąd. Nie należę do tego typu piłkarzy, którzy pokrzykują, wypominają błędy. Mamy zresztą na tyle doświadczoną drużynę, że nie trzeba tego robić.”

Zaszczyty i dramatyczne upadki nie zmieniły Arkadiusza Głowackiego - w piłkarzu, którego kariera poddawana była tylu próbom, pozostał ten sam człowiek - sympatyczny, sprawiający wrażenie nieśmiałego, zawsze taktowny wobec innych.

Na początku listopada 2009 roku Głowacki przeszedł w Krakowie operację przepukliny. W trakcie zabiegu założono mu specjalną siatkę. Wykluczyło go to z gry na dwa miesiące.

Czas rehabilitacji osłodziły nagrody - w grudniu 2009 roku Arkadiusz Głowacki w plebiscycie Canal+ otrzymał piłkarskiego Oscara dla najlepszego obrońcy ekstraklasy. Na ostatniej prostej wyprzedził dwóch obcokrajowców - kolegę z drużyny - Marcelo i Manuela Arboledę z Lecha. - Bez kurtuazji powiem, że nie spodziewałem się, że mogę otrzymać tą szacowna nagrodę. Bardziej widowiskowo ode mnie gra Marcelo - stwierdził kapitan Wisły. - Tym bardziej cieszy, że zawodnicy, których zdarzyło mi się poniewierać docenili mój wysiłek. Ta nagroda pozwala wierzyć, że wszystko co najlepsze może być przede mną, po trzydziestce.

27 kwietnia 2010 roku Arkadiusz Głowacki rozegrał dwusetny mecz ligowy w barwach Wisły, która tego dnia pokonała na wyjeździe Piasta Gliwice.

31. maja 2010 roku media poinformowały, że Arkadiusz Głowacki jest bardzo bliski przejścia do tureckiego Trabzonsporu. Początkowo, znając doświadczenia Mirosława Szymkowiaka z tego klubu, nie chciał w ogóle podejmować tematu. Szefowie Trabzonsporu podwyższyli jednak ofertę i doszło do ustalenia wysokości kontraktu zawodnika. Wciąż jednak do porozumienia nie mogły dojść kluby. Wisła nie zaakceptowała kolejnej oferty Trabzonsporu opiewającej na 1,2 mln euro. Za swojego kapitana żądała 1,7 mln euro, według niektórych źródeł zaś zaakceptowano by przy Reymonta propozycję o 200 tys. euro niższą. W Trabzonie naszykowano więc kolejną propozycję - w efekcie 15 czerwca 2010 kapitan Wisły wzmocnił piątą drużynę poprzedniego sezonu w Turcji. Podpisał dwuletni kontrakt. W umowie zawarto opcję przedłużenia współpracy w o kolejny rok.

Statystyki "Głowy" Głowacki rozegrał w Wiśle 287 meczów. W ekstraklasie wystąpił 279 razy, z tego w barwach Wisły 204. Zdobył w lidze 7 bramek, w tym 6 w barwach Wisły. W Europucharach zanotował 40 występów (wszystkie w barwach Wisły), zdobył 1 bramkę. W pucharach krajowych zaliczył 52 mecze (4 w barwach Lecha), zdobył 2 gole. 12 razy zagrał w Pucharze Ligi (tylko w barwach Wisły).

Źródło: wislakrakow.com
Autor: Dorotja

Statystyki

Klub Sezon Liga Liga Puchary krajowe Puchary europejskie Suma
Mecze Bramki Mecze Bramki Mecze Bramki Mecze Bramki
Lech Poznań 1996/1997 (w) Ekstraklasa 7070
1997/1998 Ekstraklasa 25020270
1998/1999 Ekstraklasa 30110311
1999/2000 (j) Ekstraklasa 1301030170
Wisła Kraków 1999/2000 (w) Ekstraklasa 623092
2000/2001 Ekstraklasa 1705060280
2001/2002 Ekstraklasa 2508071401
2002/2003 Ekstraklasa 27060100430
2003/2004 Ekstraklasa 1400020160
2004/2005 Ekstraklasa 1806260302
2005/2006 Ekstraklasa 1203040190
2006/2007 Ekstraklasa 1714040251
2007/2008 Ekstraklasa 26080340
2008/2009 Ekstraklasa 1917220283
2009/2010 Ekstraklasa 2323010272
Trabzonspor 2010/2011 Süper Lig 1524010202
2011/2012 Süper Lig 1800090270
Wisła Kraków 2012/2013 Ekstraklasa 20030230
2013/2014 Ekstraklasa 26310273
2014/2015 Ekstraklasa 34100341
Suma Lech Poznań 75 1 4 0 3 0 82 1
Suma Trabzonspor 33 2 4 0 10 0 47 2
Suma Wisła Kraków 284 10 57 4 42 1 383 15

Historia występów w barwach Wisły Kraków

Podział na sezony:

Sezon Rozgrywki M 0-90 grafika:Zk.jpg grafika:Cz.jpg
1999/2000 Ekstraklasa 6 4 1 1 2 3  
1999/2000 Puchar Polski 3 3       1  
2000/2001 Ekstraklasa 17 11 3 3   8 1
2000/2001 Puchar UEFA 6 6          
2000/2001 Puchar Ligi 4 4       2  
2000/2001 Puchar Polski 1 1       1  
2001/2002 Ekstraklasa 25 25       6  
2001/2002 Puchar Polski 6 4 2        
2001/2002 Liga Mistrzów 4 4     1 3  
2001/2002 Puchar UEFA 3 3          
2001/2002 Puchar Ligi 2 2       1  
2002/2003 Ekstraklasa 27 26 1     3  
2002/2003 Puchar UEFA 10 9 1     1  
2002/2003 Puchar Polski 6 5 1     2  
2003/2004 Ekstraklasa 14 14       5  
2003/2004 Puchar UEFA 2 2          
2004/2005 Ekstraklasa 18 15 1 2   2 1
2004/2005 Puchar Polski 6 6     2 1  
2004/2005 Liga Mistrzów 4 4          
2004/2005 Puchar UEFA 2 2          
2005/2006 Ekstraklasa 12 10 1 1   2  
2005/2006 Puchar Polski 3 2 1        
2005/2006 Puchar UEFA 2 2          
2005/2006 Liga Mistrzów 2 2          
2006/2007 Ekstraklasa 17 16   1 1 5  
2006/2007 Puchar UEFA 4 4       1  
2006/2007 Puchar Ligi 4 3 1        
2007/2008 Ekstraklasa 26 23 2 1   7  
2007/2008 Puchar Polski 6 5 1     2 1
2007/2008 Puchar Ligi 2 1   1   1  
2008/2009 Ekstraklasa 19 18 1   1 5  
2008/2009 Puchar Polski 4 4     1    
2008/2009 Puchar Ligi 3 3     1 1  
2008/2009 Liga Mistrzów 1 1          
2008/2009 Puchar UEFA 1 1          
2009/2010 Ekstraklasa 23 21 2   2 5  
2009/2010 Puchar Polski 2 2       2  
2009/2010 Liga Mistrzów 1 1          
2009/2010 Superpuchar Polski 1 1          
2012/2013 Ekstraklasa 20 16 3 1   4 1
2012/2013 Puchar Polski 3 3       2  
2013/2014 Ekstraklasa 26 24 2   3 5 1
2013/2014 Puchar Polski 1 1          
2014/2015 Ekstraklasa 34 33 1   1 10  
2015/2016 Ekstraklasa 4 4       1  
Razem Ekstraklasa (I) 288 260 18 10 10 71 4
Puchar Polski (PP) 41 36 5   3 11 1
Puchar UEFA (PU) 30 29 1     2  
Puchar Ligi (PL) 15 13 1 1 1 5  
Liga Mistrzów (LM) 12 12     1 3  
Superpuchar Polski (SP) 1 1          
RAZEM 387 351 25 11 15 92 5

Wyróżnienia

9. miejsce w plebiscycie "Dziennika Polskiego" - 10 asów małopolski 2002.
Najlepszy środkowy obrońca w Polsce wg "Piłki nożnej". 2001, 2002
Najlepsza '11' Ekstraklasy w plebiscycie PZP: 2007/2008, 2009, 2013, 2014
Piłkarski Oskar 2009: Najlepszy obrońca Ekstraklasy
Obrońca sezonu Ekstraklasy: 2013/14
Najlepszy piłkarz Małopolski. Plebiscyt "GK" i MZPN: 2013, 2014

Mecze w Reprezentacji Polski

Stan na 17.10.2009. Arkadiusz Głowacki wystąpił w 21 spotkaniach Reprezentacji Polski - we wszystkich jako piłkarz Wisły. Otrzymał 5 żółtych kartek i jedną czerwoną, strzelił jedną bramkę samobójczą. Brał udział w Mistrzostwach Świata w 2002 roku, wystąpił wtedy w ostatnim spotkaniu grupowym przeciwko USA. Bardzo pechowy w jego wykonaniu był mecz przeciwko Finlandii w 2006 roku: Głowacki otrzymał czerwoną kartkę i sprokurował rzut karny. Spotkaniem tym pożegnał się z kadrą na prawie trzy lata, w 2009 roku - wraz z usunięciem Leo Beenhakkera z funkcji selekcjonera - odzyskał jednak miejsce w pierwszej jedenastce i zagrał w dwóch ostatnich meczach eliminacji Mistrzostw Świata 2010.

Pogrubiono występy Głowackiego jako Wiślaka.

Wideo

Gol Arka w meczu z Lechem



Wisla.TV: Mam nadzieję, że jeszcze tu wrócę

Kącik poetycki

Jeszcze się nie znalazł napastnik takowy


Który by zaradził wślizgom Arka „Głowy”.

— Dariusz Zastawny, Stuletnia nasza historia, czyli Wisła Kraków, Biała Gwiazda w słów orszaku i obrazkach


Arkadiusz Głowacki - artykuły, wywiady

Święta po raz pierwszy w Krakowie

22-12-2005

Tuż przed Świętami Bożego Narodzenia Arkadiusz Głowacki opowiadał nam o kończącym się roku, nadziejach na nowe 365 dni, planach na Święta i przemyśleniach odnośnie swoich kontuzji. Zapraszamy do lektury.

Te kontuzje...

Marcin Górski: Pana koledzy odpoczywają, tymczasem Pan codziennie pracuje. Nie żal tego wolnego?

Arkadiusz Głowacki: I bardzo dobrze, że odpoczywają. Paru kolegów grało co trzy dni, zarówno w reprezentacji, jak i w klubie, więc teraz na pewno wszyscy zasłużyli na odpoczynek.

A Pan nie zasłużył na odpoczynek?

Ja niestety nie mogę odpocząć ze względów zdrowotnych. Muszę być tutaj cały czas i pracować nad moim naderwanym mięśniem czterogłowym.

Nad czym się Pan skupia teraz w trakcie ćwiczeń?

Teraz staram się rozciągać bliznę. Mięsień się zasklepił, zrósł. Powstała blizna, która teraz trzeba rozciągnąć.

Na początku kariery kontuzje Pana omijały, teraz przyplątują się często. Mówił Pan ostatnio, że będzie chciał Pan dociec, dlaczego tak jest. Rozmawiał Pan już z doktorem na ten temat?

Będziemy rozmawiać o tym, żeby trochę zindywidualizować moje treningi. Jak to będzie wyglądało, to się dopiero okaże. Jest nowy trener, nowy fizjolog, więc będzie o czym rozmawiać.

Przez swój uraz pauzował Pan w ostatnich meczach, a to akurat były te najważniejsze spotkania. Nie żal? Właśnie stąd takie moje spore rozczarowanie. Na takie mecze czeka się cały sezon, a mnie znów te spotkania ominęły.

Jakie to odczucie oglądać derby z wysokości trybun zamiast z boiska?

Tak jak mówiłem, nie jest to najmilszy okres dla zawodnika, gdy jest kontuzjowany. Takie mecze zostają w pamięci kibiców, w naszej pamięci. Na pewno będzie jeszcze długo te derby wspominać. W takich chwilach, jak każdemu kibicowi, towarzyszyły mi ogromne nerwy.

Gdy zabrakło Pana, na miejsce na środku obrony wskoczył Maciej Stolarczyk. Potem i on musiał pauzować i trener Kulawik musiał szukać wariantu zastępczego na tej pozycji. Czy to znaczy, że Wisła potrzebuje wzmocnień wśród środkowych obrońców?

To nie jest pytanie do mnie. Wydaje mi się jednak, że gdy powstawały kolejne luki w obronie, udało się je szczelnie uzupełniać i chyba nie było wielkich problemów.

Rok 2005 - jaki był

Rok 2005 zbliża się do końca. Czy mógłby Pan go w jakiś sposób podsumować?

Mówiąc o sprawach indywidualnych nie był to dla mnie zbyt udany rok, raczej jeden z tych, o których chciało by się szybko zapomnieć. Jeśli zaś chodzi o całą drużynę Wisły, to w zespole zaszły spore zmiany. W drużynie trwa przebudowa, więc wszyscy musimy uzbroić się w cierpliwość. Mam nadzieję, że w przyszłym roku wszystko będzie dobrze i ułoży się tak, jak należy.

Gdyby mógł Pan wskazać szczególne momenty w tym upływającym roku, to co by to było?

Dla Wisły na pewno takim przełomowym momentem było odpadnięcie z Ligi Mistrzów w dość nieszczęśliwych okolicznościach.

A przejęcie przez pana opaski kapitana było takim szczególnym momentem?

Dla mnie na pewno był to szczególny moment. Nie spodziewałem się, że mogę takiego zaszczytu dostąpić. Wcześniej tą opaskę nosiło wielu znamienitych zawodników, więc teraz na mnie spoczęła wielka odpowiedzialność. Chciałbym się jak najlepiej wywiązywać z tej roli, chociaż wydaje mi się, że rola kapitana nie jest tak ważna, jak niektórym by się mogło wydawać.

Czy jest taki zawodnik Wisły, który według Pana zasługuje po tym roku na szczególne wyróżnienie?

Nie wiem. Nawet gdybym miał taki typ, to bym nie powiedział, bo uraziłbym innego kolegę, który włożył tyle samo serca w naszą grę. Na pewno duża większość zawodników Wisły zasłużyła na wyróżnienie.

Nowy rok – jaki będzie

Jakie wrażenia po spotkaniu z Danem Petrescu zostały Pana głowie?

Pierwsza myśl jest taka, że będziemy ciężko pracować. Chyba już teraz trzeba się do tej ciężkiej pracy przygotowywać.

Czego Pan oczekuje po nowym trenerze?

Chciałbym, żeby Wisła znów prezentowała swój styl, który tak cieszył kibiców. Z drugiej strony ten styl nie jest tak ważny jak zwycięstwa, których od nas wszyscy oczekują.

Trener Petrescu to pierwszy wasz trener, który z czystym sumieniem może mówić o zerowym koncie każdego zawodnika. On przecież nie śledził waszych występów ligowych w poprzednich sezonach, czy meczów rozegranych w kadrze.

Myślę, że mimo wszystko trener w tym momencie doskonale już wie, kto ile razy grał w reprezentacji i jak się prezentował. Trener ma teraz dużo czasu, żeby taką wiedzę posiąść. Sytuacja jednak, gdy jest powiedziane, że zaczynamy od zera, na pewno jest dobra i wszystkich nas mobilizuje do ciężkiej pracy.

Będzie Pan gotowy na 9 stycznia, żeby zacząć ze wszystkimi te starania od zera?

Myślę, że tak.

Mówi Pan o trwającej przebudowie zespołu. Wisła tymczasem czasu na ta przebudowę nie ma, bo przecież w tabeli goni was Legia.

Wisła nigdy nie miała czasu na chwile słabości. Każdy mecz to walka o zwycięstwo, każdy wynik inny niż zwycięstwo jest naszą porażką. My musimy tej przebudowy dokonać na tyle szybko, żeby utrzymać pierwsze miejsce, a nawet starać się powiększać przewagę, bo to chyba jest najlepsza metoda na zdobycie Mistrzostwa. Musimy się starać, żeby na jubileusz stulecia klubu zdobyć ten tytuł.

Kilka lat temu przychodził pan do Wisły razem z Maćkiem Żurawskim, Kamilem Kosowskim i Marcinem Baszczyńskim jako trzon reprezentacji młodzieżowej. Teraz w klubie są bracia Brożkowie, mówi się o kolejnych wzmocnieniach młodymi.

Czy to dobra polityka?

Jest to jakaś analogia do tamtego okresu. Jak widać, wtedy była to dobra metoda, oby i teraz się sprawdziła.

Kilka słów o Mistrzostwach Świata

Nowy rok będzie szansą na pokazanie się trenerowi reprezentacji. Wierzy Pan, że Paweł Janas nie zamknął jeszcze notesu z nazwiskami graczy jadących na mundial?

Na pewno nie zamknął, ale z drugiej strony znam swoje miejsce w szeregu. Procent szans na mój wyjazd na Mistrzostwa jest raczej niewielki. Trzeba jednak walczyć do końca. Historia uczy, że nie wolne składać broni.

No właśnie, czy nie przypomina się sytuacja prawie sprzed 4 lat, kiedy do kadry jadącej do Korei i Japonii wskoczył Pan praktycznie w ostatniej chwili?

Nadzieja na powtórkę takiej sytuacji na pewno jest, ale tak jak powiedziałem, sytuacji nie wygląda zbyt różowo. Z drugiej strony może takie atakowanie z pozycji outsidera nie jest takie najgorsze, może z tego coś będzie.

Potrafi Pan wymienić wszystkich rywali grupowych Polski z pamięci?

Rywali tak, nazwisk zawodników na pewno nie.

Uważa Pan to losowanie za korzystne?

Entuzjazm może bywać zgubny. Wszyscy kibice cieszą się z wyników losowania, mnie tymczasem wydaje się, ze ta grupa nie jest taka łatwa. Na Mistrzostwach Świata nie ma słabych drużyn. Ta grupa nie jest słaba, najmocniejsza też na pewno nie jest.

Święta po raz pierwszy w Krakowie

Na polu kolejny dzień pada śnieg. Czy białe Święta to to, o czym marzy Arkadiusz Głowacki?

Na pewno tak. Święta z całą rodziną po raz pierwszy spędzamy w Krakowie. Jest to dla nas coś nowego.

Wygląda więc na to, że zapuścił już Pan w Krakowie korzenie?

Dokładnie, można tak powiedzieć. Jestem bardzo zadowolony z mieszkania tutaj do tego stopnia, że planujemy pozostać w Krakowie. Co jednak przyniesie przyszłość, tego nie wie nikt.

W Święta chyba zrobi Pan sobie wolne od treningów?

W Święta dam sobie odpocząć i wspólnie z rodziną będziemy obchodzić Boże Narodzenie.

Czego życzyłby Pan sobie i drużynie na Święta?

W takim klubie jak Wisła na pewno ważne są zwycięstwa. To one budują atmosferę, która jest nam bardzo potrzebna.

Dla siebie pewnie chciałby Pan zdrowia?

Tyle razy już sobie tego życzyłem, że może w tym momencie przemilczę ten temat.

Jakieś plany na Sylwestra już Pan ma?

Na sylwestra wyjeżdżamy większą grupą do Milówki. Tam mamy zamiar spędzić kilka dni urlopu i sylwestra. To będzie taka grupa drużynowo, koleżeńsko rodzinna.

Dziękuję za rozmowę i życzę udanych Świąt.

Dziękuję.

Źródło: wisla.krakow.pl

„Tu jest moja przystań”

04-03-2010

4 marca 2010 roku minęło 10 lat od debiutu Arkadiusza Głowackiego w Wiśle Kraków. „Był to bardzo słaby mecz w moim wykonaniu” – wspomina „Głowa” swój pierwszy występ w barwach Białej Gwiazdy.

Pamięta Pan datę 4 marca 2000 roku? Pierwszy mój mecz w Wiśle, z Odrą Wodzisław?

Tak. Niedługo mija 10 lat od tego wydarzenia. Pamięta Pan dobrze tamto spotkanie?

Tak, pamiętam, bo był to bardzo słaby mecz w moim wykonaniu i zostałem zmieniony chyba w 60. minucie. Początki były trudne.

Jak wspomina Pan ten pierwszy mecz?

Czułem dużą tremę i wiedziałem, że dźwigam sporą odpowiedzialność na swoich barkach. Zostałem sprowadzony tu pewnie za niemałe pieniądze, więc czułem, że oczekiwania co do mojej osoby są spore. Chcąc je spełnić, trzeba było bardzo się starać, a ten początek mi nie wyszedł. W klubie było wielu zawodników o uznanych nazwiskach i można było się tego przestraszyć. Rzeczywiście, ten początek nie był taki, jakbym chciał.

Dlaczego uważa Pan, że nie poszło Panu dobrze? Wisła wygrała ten mecz 3:1.

Byłem w słabej formie. Podczas okresu przygotowawczego, który był we Włoszech, trenerem najpierw był Marek Kusto, później te role nieco się zmieniły. W tym okresie przygotowawczym w ciągu 18 dni rozegrałem 9 meczów, w tym dwa po 120 minut. Byłem, można powiedzieć, lekko zmęczony i myślę, że z tego powodu ten pierwszy mecz był średni.

Chciałby Pan zapomnieć o tym debiucie?

Nie. Skoro jestem tutaj 10 lat, to można powiedzieć, że później było już nieco lepiej.

Jak przyjęli Pana koledzy w szatni? W Wiśle grał już wtedy m.in. Maciej Żurawski, którego Pan znał z Lecha Poznań.

Znałem się z Maciejem, ale znałem też paru innych kolegów. Wtedy w Wiśle dużo się działo, a ja byłem kolejnym, który do niej przyszedł. Nie wiem, czy ktoś to szczególnie zauważył. Po prostu jeden z wielu, który być może zostanie w Wiśle, a być może nie.

W ciągu tych 10 lat, rozegrał pan wiele meczów. Sądził Pan, że będzie Pan tu długo i że zostanie jedną z wiodących postaci w drużynie?

Trudno się nad tym zastanawiać, bo nie wiemy, jak ten nasz piłkarski los się potoczy. Starałem się wypełniać swój kontrakt należycie. Nie zakładałem tego, że zostanę tutaj do końca swojej kariery czy przygody z piłką, ale takiej sytuacji też nie wykluczałem.

Wchodził Pan do pierwszej drużyny Wisły jako 20-latek. Czy obecnym młodym zawodnikom trudniej jest wejść do zespołu?

Ja odnoszę wrażenie, że jest łatwiej. Jak ja wchodziłem jeszcze do szatni Lecha, to pamiętam, że mówiłem „dzień dobry”, pierwszy raczej nie wyciągałem ręki, bo mógłbym zostać za to jakoś skarcony. Teraz te stosunki są bardziej koleżeńskie, nie ma takiego podziału na starszych i młodszych. Wydaje mi się, że młodsi niekoniecznie mają teraz trudniej.

Jakie miał Pan plany, kiedy przychodził Pan do Wisły? Czy to było tak, że chciał Pan się tutaj wybić i iść do lepszego, zagranicznego klubu?

W wieku nastu lat pewnie zakładałem sobie, że będę chciał spróbować swoich sił na Zachodzie, w mocnej lidze. Myślę, że każdy chciał tą swoją karierę tak budować. Nie byłem wyjątkiem. Ale później zdałem sobie sprawę z tego, że nie wszystko toczy się tak, jakbym chciał. Miałem swoje problemy, a w Wiśle nigdy one nie przeszkadzały. Mam tu na myśli kontuzje. Tak się złożyło, że później myślałem o tym, że rzeczywiście tu jest ta moja przystań i zostanę do końca.

Kiedy pojawił się moment?

Trudno powiedzieć. Teraz wiem, że w wieku około 23 lat piłkarz powinien wyjechać do zagranicznego klubu, żeby móc dalej się tam rozwijać. Ja ten okres spędziłem na leczeniu kontuzji, więc jak na dobre wróciłem do gry, to ten najlepszy moment na to, żeby spróbować sił gdzieś na Zachodzie, umknął mi, gdzieś go przeoczyłem. Później myślałem raczej o tym, żeby odbudować się fizycznie, odbudować swoją formę, grać po prostu dla Wisły jak najlepiej.

Czy w ciągu tych 10 lat był taki moment, w którym był Pan bliski opuszczenia Wisły?

Nie wiem. Tak naprawdę to my nie wiemy o tym. Jakieś kluby niby interesowały się mną, było spore zamieszanie wokół mojej osoby, ale czy tak naprawdę tak było – to nie mam pojęcia.

Rozegrał Pan w Wiśle prawie 300 meczów. Czy jest taki jeden, który jakoś szczególnie Pan pamięta?

Wspominam ten przegrany dwumecz z Interem Mediolan. W drugim meczu wygraliśmy tutaj 1:0, mogliśmy strzelić bramkę na 2:0, byłaby dogrywka… Moje osobiste odczucia są takie, że w tym meczu grało mi się chyba najlepiej.

A największa porażka?

Było parę ciężkich chwil, które razem z Wisłą przeżywałem.

Są tacy, którzy utożsamiają Pana z jednym klubem. Mówią, że Arkadiusz Głowacki to taki zawodnik, który całą karierę spędził w Wiśle Kraków. Powiedziałby Pan tak o sobie?

Prawie w jednym. Można powiedzieć, że jestem wychowankiem Lecha Poznań, od najmłodszych lat chodziłem oglądać mecze Lecha, ale nie da się ukryć, że najwięcej przeżyłem z Wisłą Kraków.

Ania M. & M. Górski
Biuro Prasowe Wisły Kraków SA
Źródło: wisla.krakow.pl

Arkadiusz Głowacki: Kariera rzeźbiona cierpieniem

Clive Staples Lewis, autor „Kronik Narnii”, napisał: „Bóg rzeźbi nas cierpieniem jak kamienie”. Liczba nieszczęśliwych zdarzeń, jakie spadły na Arkadiusza Głowackiego w ciągu czterech ostatnich lat powinna zniszczyć jego piłkarską karierę albo zahartować jak stal. - tak "Przegląd Sportowy" wprowadza czytelników w opowieść o losach udręczonego kontuzjami obrońcy Wisły, Arkadiusza Głowackiego.

Podniebne loty i dramatyczne upadki nie zmieniły Arkadiusza Głowackiego - w piłkarzu, którego kariera poddawana była tylu próbom, pozostał ten sam człowiek - sympatyczny, grzeczny, nieśmiałym uśmiechem maskujący finezyjne poczucie humoru. – Samochód, który wspominam ze szczególnym sentymentem? BMW M3, któremu często nie działało. Gdy go sprzedawałem, okazało się, że w trakcie powodzi 1997 roku służył jako łódka podwodna – opowiadał pewnego razu.

Jesienią 2002 roku wydawało się, że jest na najlepszej drodze, aby zostać czołowym obrońcą Europy. Później jednak jego szlak częściej wiódł przez gabinety lekarzy i fizjoterapeutów, niż wielkie stadiony. – To były ciężkie lata, ale za każdym razem powtarzałem sobie, że to już ostatnia kontuzja – zwierza się. – I z nowym, równie mocnym, zapałem zabierałem się do pracy. Nie miałem czasu, ani ochoty na depresje.

Dawno już nie uczestniczył w okresie przygotowawczym w tak dużym wymiarze jak tej zimy. Choć i teraz kontuzja pokrzyżowała mu plany. Dostał powołanie na mecz reprezentacji z Estonią, lecz bóle kolana nie pozwoliły mu wyjechać na zgrupowanie do Hiszpanii. – Na szczęście, to był uraz mechaniczny, odniesiony w walce i dlatego szybko minął – tłumaczy.– Znacznie gorzej bywało, kiedy sam zrobiłem sobie krzywdę. Wysoką formę uzyskuje się grając dużo sparingów, a mnie trochę ich brakowało. Na pewno jednak przez dwa miesiące dużo zrobiłem, jeśli chodzi o siłę i wytrzymałość. Można być optymistą – mówił kilka dni temu.

Spotkanie Pucharu Ekstraklasy z Zagłębiem Lubin przypomniało dawnego „Głowę”: twardego, nieustępliwego, pewnego w interwencjach. Jak przed kilku laty, trener może od niego zaczynać rozpisywanie podstawowego składu. – Bez przesady, aż tak różowo nie jest – protestuje Arek. – Nie czuję się pewniakiem, wręcz przeciwnie: muszę się bardzo starać, żeby załapać się choćby do meczowej „osiemnastki”.

Mimo tego pokazu skromności, wydaje się, że jedynym problemem jest kwestia jego partnera na środku obrony: Cleber, Adam Kokoszka, Michael Thwaite czy może Dariusz Dudka? – Kogo bym wolał? Przecież pan doskonale wie, że nie odpowiem na to pytanie – wybucha śmiechem Głowacki. – Mało tego: bardzo się cieszę, że nie do mnie należy wybór, bo jest niezwykle trudny.

Rodowity poznaniak, bardzo związany z tym miastem i mieszkającą tam z rodziną, w Wiśle występuje od ponad siedmiu lat. W różnych okresach interesowały się nim AJ Auxerre, Olympique Marsylia, FC Sevilla, ale w Krakowie spędził większość dorosłego życia. – Strasznie to zleciało – potakuje z refleksyjnym uśmiechem. – Ale powiem panu, że wiele meczów zapominam bardzo szybko.

Przez ten czas w klubie zmieniło się prawie wszystko, ale jeśli zajrzeć do gazetowych relacji z niezapomnianych konfrontacji z Parmą, Schalke Gelsenkirchen, Lazio Rzym, to zestawienie linii defensywnej pozostaje bardzo podobne. Głowacki, Marcin Baszczyński i Maciej Stolarczyk byli bohaterami tamtych wzniosłych chwil, ciężar gry obronnej będzie spoczywał na nich i najbliższej wiosny.

– Tamto rzeczywiście było, ale dawno i terazto już nieważne – macha ręką Arek. – Nasze wspólne ogranie, czy indywidualne doświadczenie, będzie atutem, racja. Ale monolit defensywny trzeba budować wciąż na nowo i dawne sukcesy w tym nie pomagają.

W nadchodzącej rundzie stoperom Wisły powinno być łatwiej. Trener Adam Nawałka wprowadza wysoki pressing, rozpoczynający się już na połowie rywala, więc jest szansa, że defensorzy nie będą musieli odpierać zbyt wielu ataków. – Pierwszym obrońcą ma być napastnik – przytakuje Głowacki. – W sparingach widać było efekty: po odbiorach w środku pola, przeprowadzaliśmy fajne akcje, kończone skutecznymi strzałami.Ten pressing to jednak tylko jeden z elementów decydujących o powodzeniu. Chcielibyśmy utrzymywać piłkę z daleka od własnej bramki, strzelać gole nie tracąc ich, ale jak znam życie to tak idealnie nie będzie.

W trakcie minionego roku gra Wisły zmieniała się diametralnie. Za kadencji Dana Petrescu zespół często zachowywał czyste konto w tyłach, ale prezentował się monotonnie i schematycznie w ataku. U Dragomira Okuki w wielu meczach wrócił ofensywny polot, lecz zupełnie rozregulowana została obrona.

– Faktycznie, bywało z tym różnie, lecz teraz musimy wreszcie znaleźć jakiś balans między atakiem a obroną – uważa Głowacki. Paradoksalnie, może w tym pomóc praca wykonywana przez Petrescu. Zawodnicy przebiegli wówczas wiele okrążeń, co nie przyniosło wymiernych efektów. Niewykluczone, że teraz, w kwietniu czy maju wiślacy dzięki wspomnianemu wysiłkowi łatwiej zniosą nakładające się obciążenia.

– Oby tak się stało – wzdycha Arek. – Nie wiem jednak, czy warto liczyć tamte kilometry. Zawodnik musi mieć przekonanie, że to co robi na treningach, posłuży mu w przyszłości. Wtedy go nie mieliśmy – we właściwy sobie, dyplomatyczny sposób ocenia rumuńskiego szkoleniowca.

Głowacki może się poszczycić największym stażem w drużynie, został jej kapitanem, ma poprowadzić kolegów do odzyskania mistrzostwa Polski. – Sytuacja w tabeli jest skomplikowana, będzie ciężko – zastrzega i tutaj widać największą zmianę, jaka zaszła w krakowskim klubie w ostatnich latach.

Jeśli nawet dawniej piłkarze „Białej Gwiazdy” wypowiadali podobne kwestie, to wypływały one z kurtuazji. Dzisiaj słychać w ich głosach ostrożność i asekurację. – Bo zwykle mieliśmy zimą kilka punktów przewagi, a teraz jest pięć straty – ripostuje „Głowa”. – Nie powiedziałem, że to niemożliwe, ale czeka nas trudniejsze niż zwykle zadanie.

Piłkarz ma na nadchodzące miesiące jeszcze jeden cel: powrót do reprezentacji narodowej. W swej normalnej dyspozycji powinien być filarem obrony w ekipie Leo Beenhakkera.Ostatnie występy miał jednak bardzo nieudane. – Nie było tak, jak chciałbym, ale nie ma się co załamywać – twierdzi. – W marcu skończę 28 lat, a to najlepszy wiek, żeby marzyć o udanej grze w kadrze.

Źródło: wislakrakow.com za "Przeglądem Sportowym"

Od A do Z ... Arkadiusz Głowacki

2012-08-14

Ma 33 lata, 204 mecze ligowe rozegrane w barwach Białej Gwiazdy i status żywej legendy. On sam twierdzi, że na takie miano nie zasługuje, bo prócz intelektu i mądrości cechuje go prawdziwa skromność. Zapraszamy na alfabet skojarzeń Arkadiusza Głowackiego.

A jak Amelia - Jak każdy ojciec - córkę kocham miłością absolutną. Nie wiem, czy wiecie, ale za dwadzieścia parę dni spodziewamy się wraz z żoną drugiej córeczki, w związku z czym tę miłość trzeba będzie rozdzielić pomiędzy obie dziewczyny. Jedno jest pewne, dla każdej z nich pokładów prawdziwego uczucia na pewno nie zabraknie.

A jak audiencja u Jana Pawła II- Byłem nawet na dwóch audiencjach i szczerze mówiąc tę pierwszą wspominam nawet mocniej niż tę z czasów, gdy grałem już w Wiśle. Wcześniej, mając może 10 lat, byłem na audiencji prywatnej z SKS-em 13, z moją klasą sportową. Pamiętam to wydarzenie bardzo dobrze, bo miałem to szczęście, że podczas modlitwy, w takim półokręgu, kiedy klęczeliśmy, Ojciec Święty stał pośrodku i to właśnie mnie trzymał swą ręką za głowę.

B jak Borussia Dortmund (Arek był w niej testowany w 1998 r.) – Generalnie, po kilku latach gry i zdobyciu pewnych doświadczeń, nie polecam wyjazdów na testy. Wydaje mi się, że jeśli jakiś klub jest zainteresowany jakimś zawodnikiem, to po prostu go kupuje. Byłem wtedy młodym graczem, chciałem poczuć wielką piłkę i wybrałem się na wycieczkę do Dortmundu. Liczyłem, że coś z tego wyniknie. Po kilku dniach treningów okazało się jednak, że łatwo nie będzie. Akurat te testy wspominam bardzo fajnie, bo w liczącej się wtedy w Europie Borussii występowali tacy zawodnicy jak Stéphane Chapuisat czy Andreas Möller. Zdarzyło się nawet, że od tego pierwszego dostałem siatkę podczas gry w dziadka. Było jeszcze parę innych testów, ale tak jak mówiłem wcześniej – nie polecam.

C jak charakter boiskowy i pozaboiskowy – Wszyscy mówią, że poza boiskiem jestem spokojny i ułożony, a na nim wręcz odwrotnie. Na boisku można dać upust swym emocjom, wyżyć się, powalczyć fizycznie i ten element rywalizacji jak najbardziej mi odpowiada i jak najbardziej mnie napędza.

D jak Damian Łukasik – W stwierdzeniu, że pod jego opieką uczyłem się gry w ekstraklasie jest na pewno dużo prawdy. Pamiętam, że kiedy wchodziłem do pierwszej drużyny Lecha, to Damian Łukasik wznowił karierę i został namówiony przez trenera Krzysztofa Pawlaka do gry w "Kolejorzu". Były to czasy, kiedy wchodząc do szatni mówiło się do starszych zawodników „dzień dobry”. Darzyło się ich dużym szacunkiem i miało się do nich respekt. Oni w zamian za to byli bardzo pomocni, potrafili zaopiekować się młodymi.

D jak debiut w ekstraklasie (7 maja 1997r. z Amicą Wronki) – Trenerem był wtedy Ryszard Polak, a w drużynie mieliśmy plagę kontuzji. Ilość przymusowych pauz była taka, że nie miał kto grać. Wtedy właśnie w 53. minucie Gwinejczyk Dramé złapał kontuzję. Trener odwrócił się w kierunku ławki rezerwowych, na której siedziałem tylko ja, Godlewski i bramkarze i krzyknął: „No kurwa, kogo ja mam wpuścić. „Głowa” – wchodzisz”. Tak wyglądał mój debiut w Ekstraklasie :-). Dopiero po jakimś czasie trener się do mnie przekonał.

D jak debiut w Wiśle – Było to po ciężkim dla mnie obozie, na którym rozegrałem wszystkie sparingi, z czego dwa 120-minutowe. Przez to jeszcze przed sezonem byłem strasznie zmęczony i totalnie bez formy. Trener mnie wystawił, zagrałem, ale to była totalna klapa – debiut zupełnie wyszedł nie po mojej myśli.

D jak Derby Krakowa – Wiadomo, wielka mobilizacja i naprawdę nie trzeba nam przypominać, jak ważne są to mecze. Kibice nie zdają sobie nawet sprawy, jak dla nas jest to istotna potyczka. Zawsze chcemy wygrać i pokazać, że jesteśmy lepszym zespołem.

E jak Euro 2008 - Szczerze mówiąc, wcale nie żałowałem, że nie znalazłem się w kadrze na ten turniej. Był to okres w mojej karierze, kiedy łapałem kontuzję za kontuzją, nie mogłem znaleźć formy. Sam nie spodziewałem się, że mógłbym tam pojechać.

F jak FC Barcelona – Niestety, nie grałem z tą najlepszą Barceloną, z którą potrafiliśmy tu przy Reymonta 1:0 wygrać. Grałem z tą poprzednią, również dobrą, ale nie był to najlepszy zespół, przeciwko któremu rywalizowałem, bo przecież jakiś czas później trafiliśmy na „galaktyczny” Real Madryt.

G jak „Głowa” – Kiedy zacząłem grać „na poważnie” w piłkę, w wieku 10 lat (uśmiech), to ta ksywka do mnie przylgnęła. Nie przypominam sobie innych.

G jak Grzegorz Olszowiec (biznesmen, który rzekomo miał otrzymać 40% z transferu „Głowy” do Wisły) – Wiem, że gdy grałem w Lechu, klub nie miał pieniędzy i pożyczał je od biznesmenów. Osobiście nigdy Pana Olszowca nie poznałem, ale rzeczywiście mogło to tak w moim przypadku wyglądać.

I jak idol – Nie miałem nigdy jakiegoś jednego idola. Oczywiście, podobała mi się gra wielu zawodników, którzy grali ofensywnie, a zarazem twardo w obronie. Kiedy trafiłem już do seniorskiej piłki, to właśnie wspomniany wcześniej Damian Łukasik był zawodnikiem, który wywierał na mnie pozytywne wrażenie. Pamiętam także, że z racji świetnie wykonywanych rzutów wolnych lubiłem swego czasu Ronalda Koemana. Ale to już przeszłość, o której wielu młodszych kibiców może nawet nie słyszało.

K jak Kibice Wisły – Powiem szczerze – mój stosunek do Wisły, to nie była miłość od pierwszego wejrzenia. Ojciec wychowywał mnie w przekonaniu, że zarówno dla niego, jak i dla mnie, Lech jest najważniejszy. Z Poznania zostałem wypchnięty, bo "Kolejorz" miał wówczas kłopoty finansowe i wcale nie byłem przekonany, że transfer do Wisły to dobra rzecz. Obawiałem się może trochę zmiany otoczenia, konkurencji, tego, że sobie nie poradzę. Z biegiem czasu, poznając w Krakowie ludzi, historię, emocje jakie towarzyszą Wiśle, mój stosunek emocjonalny do Białej Gwiazdy przerodził się w coś znacznie większego niż zwykła sympatia. Myślę, że spokojnie mogę nazywać się teraz Wiślakiem. W pełni czuję charakter, historię i to, co niematerialne barw, których aktualnie bronię.

K jak Korea i Japonia 2002 – Był to dla mnie bardzo ważny rok, bo właśnie wtedy urodziła się Amelia, a ja zaliczyłem chyba najważniejszą imprezę w moim życiu piłkarskim. Nie spodziewałem się tego wyjazdu. W pewnym momencie zadzwonił do mnie trener Klejdinst, asystent w kadrze, z pytaniem, czy nie chcę pojechać na zgrupowanie jako 24. zawodnik. Miałem tam sobie potrenować, zobaczyć jak wygląda zgrupowanie, ale patrząc na to bardzo przyszłościowo. Tak się złożyło, że Bartek Karwan, niestety dla niego, złapał kontuzję, a ja pojechałem w jego miejsce. Nieszczęście kolegi stało się dla mnie szansą na wyjazd na tak wspaniałą imprezę.

L jak Legenda Wisły – Oj nie, w Wiśle było dużo zawodników, którzy rozegrali więcej meczów i byli lepszymi piłkarzami więc nie ma o czym mówić. Bardzo się cieszę, że mogę być częścią historii Wisły i naprawdę więcej w tej materii nie oczekuję.

M jak Mistrz Polski – W Wiśle zawsze gra się o mistrza. Nawet w tym momencie, gdy sytuacja w klubie nie jest łatwa, są różne perturbacje. Wiemy, że walka o mistrzostwo jest naszym obowiązkiem. Myślę, że utrata głodu zdobycia tego trofeum nie obowiązuje na R22. W Krakowie trzeba zdobyć mistrzostwo, ale mi to odpowiada, bo wiem, że po prostu muszę wygrać każdy kolejny mecz.

N jak nadzieje na nowy sezon – Nadzieje są mocno związane z tym mistrzostwem. Nie mówimy tego głośno, nie chcemy zapeszyć. Patrzę na to, jak funkcjonowała drużyna w trakcie sparingów, podczas meczu o Puchar Polski i widzę, że gra zaczyna się zazębiać, wygląda fajnie. Ale są też takie momenty, że nie możemy sobie poradzić z problemem, z rozegraniem piłki. Są obawy, ale przede wszystkim jest nadzieja, że uda się rozegrać większość meczów na wysokim poziomie.

N jak najtrudniejszy przeciwnik – Trudno jednoznacznie określić, z kim było najtrudniej. Niby do Krakowa przyjechali „Galacticos”, ale Brazylijczykowi Ronaldo chyba nie za bardzo chciało się tu grać, przez co nie pokazał on pełni swoich umiejętności. Grając w Trabzonie przeciwko Lille, zwróciłem uwagę na Edena Hazarda, który jakby frunie nad murawą i potrafi z piłką zrobić naprawdę niewiarygodne rzeczy. Teraz będzie grał w Chelsea.

O jak opaska kapitana – Szczerze mówiąc zawsze wzbraniałem się przed tą funkcją. Kapitanem zostałem za kadencji trenera Skorży, kiedy to zostały rozpisane wolne wybory. Wiadomo, że jest to wielkie wyróżnienie, ale wiąże się ono z ogromną odpowiedzialnością, którą nie za bardzo chciałem nosić na barkach. Z czasem dotarło do mnie, że jest to coś wyjątkowego. Aktualnie na pewno nie będę walczył o miano kapitana z Radkiem Sobolewskim, bo to on nim jest i to jemu najbardziej się to miano należy.

P jak powrót do Wisły – ... sobie po prostu wymarzyłem. Wyjeżdżając do Turcji obliczałem, ile będę miał lat i czy ktoś będzie mnie tu jeszcze chciał. Miałem świadomość, że może się to nie udać, ale mocno liczyłem też na to, że będę mógł wrócić do domu – w szerokim tego słowa znaczeniu.

P jak przyjaciele z boiska – Takim moim najbliższym przyjacielem pozostanie pewnie „Baszczu”, z którym jestem w stałym kontakcie. Oczywiście, jest wielu innych, ale to właśnie z Marcinem często dzwonimy do siebie i wymieniamy poglądy na temat meczów i nie tylko. Równie często rozmawiam z Konradem Gołosiem, który ciągle jest przy piłce i pomaga młodym zawodnikom odnaleźć się w "większym" futbolu.

R jak reprezentacje Polski (od U-15 do U-23, Syndey 2000, aż do kadry dorosłej) – Nigdy jakoś nie uważałem, że mam nadmiar talentu. Myślę, że bardziej sumienną, ciężką pracą robiłem małe kroczki w mojej karierze. Jeśli chodzi o reprezentację, to ta pierwsza, najważniejsza, pozostanie sporym niedosytem. Zawsze byłem niezadowolony z moich występów w kadrze. Cóż, może to nie dla mnie, może za wysokie progi – tego już się nie dowiem. Ciężko powiedzieć, czy moje błędy w niej wynikały z tego, że nie grałem "na alibi". Może zdarzały się one przez brak doświadczenia, gorącą głowę. Fakty są jednak takie, że moja przygoda z reprezentacją nie była to końca udana i tego już niestety nie zmienię.

S jak SKS „13” Poznań – Każdy będąc młodym zawodnikiem jest jak gąbka, czyli chłonie najbardziej edukację piłkarską. To właśnie w tym okresie, gdy moim trenerem był Tadeusz Płotka, nauczyłem się najwięcej podstaw. Wydaje mi się, że to dzięki temu szkoleniowcowi nabyłem pewnych umiejętności. W tamtym okresie SKS „13” była szkołą, w której każdy młody chłopak chciał występować. Wszystkim odpowiadało to, że godziny treningowe byłe wplecione w normalny plan lekcji, dzięki czemu popołudnia były wolne. Można było skupić się zarówno na nauce, jak i grze w piłkę. Fajne było również to, że trenerzy starali się, aby wyróżniający się chłopcy z Poznania i okolic uczęszczali do „trzynastki”.

S jak szesnaście i sześć – Zarówno „16” jak i „6” na moich koszulkach to był przypadek, jednak z biegiem czasu człowiek przywiązuje się do numeru i nie wyobraża sobie gry z innym.

T jak TPS Winogrady – To był mój pierwszy, osiedlowy klubik. Do gry w nim namówił mnie śp. trener Marian Rogowski, który zawsze starał się nakłaniać młodzież do gry w TPS-ie. Byłem tam zrzeszony, ale moim marzeniem od zawsze była gra w Lechu. Tak się złożyło, że któregoś dnia razem z ojcem pojechałem na trening do Lecha, którego trenował wtedy Edmund Białas (jeden z legendarnego poznańskiego trio Anioła – Białas – Czapczyk). „Zdałem” te testy i zostałem już na Bułgarskiej.

T jak trenerzy – Tych paru było. Zwłaszcza w Wiśle (śmiech). Dobrą szkołą dla mnie był okres, gdy trenerem Wisły był Franciszek Smuda – bardzo wymagający w stosunku do mnie i do Marcina Baszczyńskiego. Po jednym z treningów, kiedy mocno „oberwałem” od trenera, pomyślałem sobie: „Kurde, co ja tu robię. Chyba trzeba będzie zmienić zawód i jeździć taksówką…”. Na szczęście udało mi przełamać moją niechęć do treningów z trenerem Smudą i było już tylko lepiej. Właściwie to dzięki niemu zacząłem regularnie grać w pierwszej drużynie Wisły. Pamiętam też sytuację z trenerem Lenczykiem, który zapytał się kiedyś, czy wiem kto mnie ściągnął do Wisły. Odpowiedziałem, że nie wiem, a trener Lenczyk, z uśmiechem na twarzy: „To ja Cię tu ściągnąłem”. Za trenera Kasperczaka odnieśliśmy spektakularny sukces w pucharach. Bardzo dobrze wspominam też trenera Skorżę, który nauczył nas fajnej, poukładanej piłki, która najbardziej mi odpowiadała.

U jak udział w Lidze Mistrzów – Musiałem wyjechać do Turcji, żeby tego zaznać. To taki smutny żart niestety, bo wolałbym dostąpić tego zaszczytu w barwach Wisły. Nie jestem jeszcze na straconej pozycji, ale chyba wszyscy zdajemy sobie sprawę, że ta szansa, w moim przypadku, jest niewielka. Gra w Wiśle w Lidze Mistrzów, to takie moje niespełnione marzenie.

Ż jak „Żuraw” – Maciek jest moim dobrym kumplem, idolem boiskowym, ale nie byliśmy nigdy wielkimi przyjaciółmi. Żuraw miał niesamowite umiejętności motoryczne, piłkarskie i świetną technikę użytkową. Może nie potrafił robić takich cudów z piłką jak Neymar, ale miał super uderzenie, przyjęcie, odejście i był nie do upilnowania.

Ż jak żona – To zostawię dla siebie, bo będzie zbyt ckliwie.

Michał
Źródło: WislaLive.pl

Arkadiusz Głowacki: Przydałaby się świeża krew

12. lutego 2010

Dwa tygodnie przed wznowieniem rozgrywek Ekstraklasy spotkaliśmy się z Arkadiuszem Głowackim. Kapitan Wisły opowiada o czasie, w którym dochodził do siebie po kontuzji, obecnej formie własnej, ale także zespołu. Zapraszamy!

Twoją operację starano się odwlec w czasie, ostatecznie musiałeś się jej poddać Arkadiusz Głowacki: - Próbowano jak najdłużej to przeciągać, ale w pewnym momencie nie miało to sensu. Ból był na tyle silny, że uniemożliwiał mi poruszanie się po boisku, oddawanie strzałów, podań. Doszliśmy więc do wniosku, że lepiej będzie się zoperować. Nie był to wielce skomplikowany zabieg. Następnego dnia wyszedłem do domu, po tygodniu rozpocząłem rehabilitację i później cały czas byłem z drużyną.

Jednak od ostatniego występu ligowego minęły już 4 miesiące - Mamy przerwę zimową, jest to czas, w którym mogę popracować nad swoją formą fizyczną, dojść do pełni zdrowia. Myślę, że wszystko wygląda dobrze. W tegorocznym debiucie w Wiśle rozegrałem 60 minut.

I wpisałeś się na listę strzelców. Czaiłeś się za murem jak prawdziwy egzekutor - Nie, po prostu piłka spadła mi pod nogi, byłem dosyć blisko, a to nie była szczególnie trudna sytuacja.

W pierwszej połowie prezentowaliście się nawet lepiej niż w niektórych meczach rundy jesiennej, po przerwie obraz gry się zmienił - Przede wszystkim zmiany wybiły naszą drużynę z rytmu. Nie ma się co usprawiedliwiać, ale było wiele zmian i równowaga w drużynie została nieco zachwiana, zabrakło organizacji gry. Na tym etapie przygotowań nie ma sensu koncentrować się na wyniku, lecz na błędach i dobrych stronach meczu. Zwłaszcza w pierwszej połowie było dużo fajnych elementów naszej gry, rozegrania. Może jeszcze nie było klarownych sytuacji, ale było kilka ciekawych akcji prowadzonych w dobrym tempie. Zepchnęliśmy przeciwnika do obrony. Rywal długo nie mógł sobie poradzić z naszym pressingiem i to było fajne.

Ostatecznie udało im się przełamać Waszą obronę, to z powodu zmian? - Weszło wielu młodych chłopaków, którzy cały czas się uczą. Daliśmy się zaskoczyć po stałym fragmencie na 2:2. Później graliśmy osłabieni brakiem Marcelo i niestety straciliśmy trzecią bramkę.

Ten mecz pokazał, że Wiśle brakuje zmienników. A jeszcze jesienią ławka była Waszą mocną stroną, zmiennicy wnosili do gry wiele dobrego - Mamy teraz taką sytuację, że wielu zawodników, którzy mogliby występować w pierwszej drużynie, ma problemy zdrowotne. Trener nie ma do dyspozycji pełnego składu i to jest problem. Może w tym momencie potrzebne są transfery, ale wiemy jaka jest sytuacja klubu, jakie są problemy w związku z tym, że nie gramy na naszym stadionie. Trzeba więc liczyć na siebie.

Trener Skorża otwarcie jednak zapowiadał, że koniecznie chce sprowadzić napastnika - Cóż mogę powiedzieć w tej kwestii. Nie jest to pierwsze okno transferowe, kiedy mówi się, że potrzebny jest napastnik. Zwłaszcza w momencie kiedy Paweł Brożek ma dolegliwości, a Rafał Boguski narzekał ostatnio na problemy mięśniowe.

Inne drużyny się wzmacniają. Jak Wisła będzie wyglądała wiosną w starciu z innymi zespołami? - Po pierwsze liczymy na to, że problemy zdrowotne uda się jakoś pokonać. Po drugie, nie ma co ukrywać, że do takiej sytuacji jesteśmy trochę przyzwyczajeni. Zdajemy sobie sprawę, że łatwo nie będzie. Drużynie przydałaby się świeża krew, która zwiększyłaby rywalizację, bo ona zawsze pomaga drużynie być lepszą. Więc dobrze byłoby, gdyby udało się to zrobić, ale są problemy, które to utrudniają.

Jak czujesz się po występie w meczu z Metalurgiem? - Dobrze. Brakowało oczywiście pewnych zachowań, szybszej gry piłką, ale trudno, abym nie miał do siebie pretensji o pewne elementy gry po czterech miesiącach przerwy. Ale pod względem fizycznym byłem dobrze przygotowany i to najbardziej mnie cieszy.

Kiedy będziesz gotowy na 90 minut? - Trudno powiedzieć, może za 3 dni. To kwestia tego czy trenerzy uznają, że mogę rozegrać całe spotkanie, czy będą próbowali innych wariantów.

Imponujesz na treningach zaangażowaniem, radością z gry - Tak, piłka cieszy i tak pewnie będzie już do końca, nawet gdy nie będę grał zawodowo. Cieszy tym bardziej, kiedy ma się za sobą długą przerwę w treningach.

W zespole wyróżnia się grupa "latynoska". Jak oceniasz ich z pozycji kapitana? - Między nami nie ma różnic, może są bariery językowe, ale to nie przekłada się na boisku, gdzie jesteśmy jedną drużyną i każdy walczy za drugiego. Relacje między nami są wzorowe.

Tu w hotelu nie ma wielu atrakcji. Co robicie w wolnym czasie? - w wolnym czasie śpimy. To, że tutaj nie ma co robić, jest jak najbardziej dobre, bo między treningami możemy się zdrzemnąć, obejrzeć film albo poczytać książkę. Czas dla siebie, godzina czy dwie, w którym możemy odpocząć, dla wielu jest bardzo cenny.

Odliczacie dni do powrotu do domu? - Obozy 10-dniowe są znośne. W okolicy dwóch tygodni robi się ciężko, nerwowo, ale do 10 dni jest w porządku.

Aż pięć zespołów, które sprawdzają Waszą formę w okresie przygotowawczym występuje w lidze ukraińskiej - Generalnie nie jest najważniejsze z jakiej części świata są drużyny, z którymi się gra. Ważne jest, aby grać z dobrymi przeciwnikami. My mamy pełen przekrój - od lepszych po słabszych. Drużyny takie jak Dynamo Kijów czy Szachtar Donieck są na pewno mocnymi sparingpartnerami . Można sie sporo nauczyć, zobaczyć jaki potencjał mają drużyny z górnej półki. Szachtar ze swoim budżetem i zawodnikami to już europejski potentat i można zobaczyć ile nam brakuje.

Mimo kontuzji zostałeś wybrany najlepszym obrońcą 2009 roku, pokonując Marcelo - Byłem trochę zaskoczony, bo jak większość myślałem, że wygra Marcelo. Jednak koledzy po fachu docenili mój wysiłek. Było to bardzo miłe, ale podziękowania za tę nagrodę należą się mojej drużynie.

Po rundzie jesiennej zajmujecie pierwsze miejsce, mimo porażek w najważniejszych meczach - Mecze z Legią i Lechem to spotkania prestiżowe, które dużo znaczą dla nas i dla kibiców, jednak w nich niekoniecznie zdobywa się mistrzostwa Polski. Wygraną w takich meczach bardziej ceni każdy z nas i każdy kibic, a porażka boli jeszcze mocniej. Ale wolę myśleć o tym, że jesteśmy liderem, zapomnieć o złych rzeczach. Mieliśmy swoje problemy, gorszy okres, w nasze szeregi wdarł się mały kryzys i to odbiło się na wynikach w tych meczach. Ale piłka zawsze daje szansę rehabilitacji, a taką szansę na pewno dostaniemy już niedługo.

Zdobędziecie kolejny tytuł i co dalej? Mistrzostwa już Wam się nie przejadły? - Mistrzostwo Polski to zawsze wielki sukces, ale rzeczywiście chcielibyśmy bardziej zaistnieć w pucharach. Bardzo bolały nas ostatnie rozgrywki pucharowe. Zdajemy sobie sprawę, że trzeba budować drużynę i być dobrze przygotowanym pod kątem rozgrywek pucharowych, ale w tej chwili musimy koncentrować się na obronie mistrzostwa.

Kończy się umowa trenerowi Skorży, co klub powinien zrobić w tej sytuacji? - Ja osobiście cenie sobie współpracę z jednym trenerem, tym bardziej trenerem, który ma pomysł na prowadzenie tej drużyny. Ale jak wiadomo decyzja do mnie nie należy.

4 marca będziemy obchodzić 10 rocznicę Twojego pierwszego meczu w Wiśle - Pamiętam te początki. W klubie była plejada gwiazd, a ja przychodziłem jako młody, przestraszony chłopak. Rzeczywiście, to już dziesięć lat... Sporo czasu minęło.

Wisłę prowadził wówczas trener Łazarek? - Trudno powiedzieć kto był wtedy trenerem. Najpierw był nim trener Kusto, później sytuacja się zmieniła, na obozie został nim trener Łazarek razem z trenerem Kusto, później były zawirowania, ligę kończyliśmy pod wodzą trenera Nawałki.

Kto Cię ściągnął do Wisły? - Tego to nie wiem (śmiech). Choć trener Lenczyk kiedyś mi się do tego przyznał.

Przeżyłeś masę trenerów, który najbardziej zapadł w pamięć? - Każdy trener był na tyle ciekawą osobą, że o każdym można coś powiedzieć, ale zachowam to dla siebie. Każdy miał coś wyjątkowego.

Jesteś już mocno związany z Krakowem, czy chciałbyś wrócić do Poznania? - Na razie jesteśmy z żoną i 8-letnią córką na etapie, że zostajemy w Krakowie.

Jak zareagowałbyś kiedyś na granie w takim klubie jak na przykład Pychowianka Kraków? - Jak najbardziej chętnie, bo nie wyobrażam sobie nieuprawiania tej dyscypliny. Chociaż może mógłbym spróbować też każdej innej. Mam to we krwi i trudno byłoby z dnia na dzień odrzucić sport i zupełnie zmienić swoje życie. Można robić różne inne rzeczy, ale do tego zawsze się wróci, choćby w wymiarze amatorskim. Każdy rozbrat z piłką powoduje u mnie chęć szybkiego powrotu na boisko, wydaje mi się, że gdy będę miał 40 czy 50 lat, to radość z grania w piłkę ciągle we mnie pozostanie.

Wyprowadzisz drużynę na mecz z Bełchatowem? - Robię co mogę, aby grać, ale rywalizacja na mojej pozycji jest dość spora.

A Twoja pozycja w drużynie dosyć mocna - To czasem się zmienia. Czuję, że może tak się stać, ale jest wiele czynników, które muszą być spełnione, abym mógł zagrać z Bełchatowem. Przede wszystkim muszę być zdrowy i w odpowiedniej formie, aby drużyna miała ze mnie pożytek.

Rozmawiała: Nikoletta Kula

Źródło: wislakrakow.com
Autor: Nikol

Wisla.TV: Arkadiusz Głowacki żegna się z Wisłą (foto, video)

18 czerwca 2010

Pożegnanie Kapitana
Pożegnanie Kapitana

Na specjalnie zwołanej konferencji prasowej wieloletni kapitan Białej Gwiazdy pożegnał się z klubem z Reymonta 22. Arek Głowacki podziękował pracownikom, działaczom i kibicom Wisły.

Wisla.TV: Mam nadzieję, że jeszcze tu wrócę (video) >> Tak "Głowa" żegnał się z Wisłą (foto) >>

- Bardzo wzbraniałem się przed tym momentem - rozpoczął wzruszony Głowacki. - Jest ciężko. Zacznę od podziękowań dla wszystkich ludzi związanych z naszym klubem. Od pracowników, przez lekarzy, trenerów, piłkarzy, wszystkim bardzo dziękuję. Zawsze czułem się tutaj szanowany, doceniany, starałem się odwzajemniać tym samym. Spędziłem tutaj najwspanialsze chwile mojego życia, zawsze byłem dumny z tego, że gram w Wiśle i ludzie mogą nazywać mnie wiślakiem.

Czasem odchodzącego zawodnika łatwiej zastąpić od strony sportowej, znaleźć jego zastępcę na boisku, niż w szatni. Kto będzie przewodził drużynie po odejściu jej kapitana? - Takie postacie w pewnym momencie się wyklarują i przejmą pałeczkę. W szatni zostają osoby, które do tej pory mocno się w niej udzielały, brały na siebie odpowiedzialność. Pewnie dojdą też nowe osoby, które wniosą coś do szatni i gry drużyny. Życie piłkarskie nie znosi pustki i na pewno nie będzie jej po moim odejściu z klubu. W luźnej rozmowie po konferencji "Główka" przyznał, że kapitanem najpewniej zostanie Radosław Sobolewski, który nie ma zwyczaju rozmawiania z mediami. - Może będzie miał rzecznika prasowego w osobie Pawła Brożka - zażartował w swoim stylu Arek.

O Głowackim wcześniej mówiło się, że raczej zakończy karierę w Wiśle, niż zostanie wytransferowany za granicę. - Mówiłem, że chciałbym zakończyć tu karierę, ale nie powiedziałem, że nigdy nie odejdę z klubu. Był to dla mnie ostatni moment, aby spróbować nowych wyzwań. Dla każdej ze stron może być to korzystne. Klub sprzedając mnie może mieć środki, aby wzmocnić drużynę. Ja również nie mogę narzekać na warunki, które stwarza mi nowy klub - wytłumaczył Arek Głowacki. Pierwsze sygnały o zainteresowaniu jego osobą ze strony Turków pojawiły się jeszcze przed końcem sezonu. - Początkowo myślałem, że to tylko spekulacje dziennikarskie, ale w końcu stały się one faktem.

Obrońca nie ma wielkich obaw przed przeniesieniem się akurat do Turcji. - Obawy można mieć zawsze, wyjeżdżając w każdy rejon świata. Chciałbym, aby pod względem piłkarskim wszystko było tak jak należy, abym był w dobrej dyspozycji i nowemu klubowi dał to co dawałem Wiśle. Głowacki zdążył zrobić wstępny rekonesans. - Miasto nie jest takie, jak to niektórzy opisują. Jest mniejsze niż Kraków, ale ludzie żyją w nim w normalnych warunkach. Na razie jego rodzina będzie żyła trochę tu, trochę tam. W przyszłym roku Amelka, córeczka Głowackich, będzie miała komunię. Rodzina chciałaby spędzić ten dzień w Polsce.

Arkowi Głowackiemu, który był jednym z bohaterów ery sukcesów odnoszonych przez Wisłę w ostatnich latach, ciężko wskazać na jedno najcenniejsze wspomnienie, najlepszy mecz. - Dla mnie te 10 lat to najwspanialszy okres. Były porażki, które bardzo bolały, ale były też momenty, które nas czegoś nauczyły. Ta dekada to jeden wielki, wspaniały okres i nie mogę wymienić jednego momentu. Nigdy nie zapomnę wspaniałego okresu, który spędziłem tu w klubie, ludzi, których poznałem. Zapytany o swój najlepszy mecz w Wiśle, wymienił pojedynek z Interem Mediolan. - Z mojej gry w tym spotkaniu jestem zadowolony.

Arkadiusz Głowacki, który w Wiśle rozegrał 299 meczów odchodzi z Reymonta z nadzieją, że jeszcze tu powróci. - Mam cichą nadzieję, że jeszcze kiedyś tu wrócę. Może nie w roli piłkarza, może w jakiejś innej...

Wisla.TV: Mam nadzieję, że jeszcze tu wrócę (video) >> Tak "Głowa" żegnał się z Wisłą (foto) >>

Źródło: wislakrakow.com
Autor: Nikol

„Mam cichą nadzieję, że jeszcze tu wrócę”

18-06-2010

Na specjalnej konferencji prasowej odbyło się pożegnanie Arkadiusza Głowackiego, który po 10 latach odszedł z klubu. „Ja mam taką cichą nadzieję, że jeszcze kiedyś tu wrócę, nie wiem, w jakiej roli. Być może już nie piłkarza, ale mam nadzieję, że będzie mi dane wrócić tutaj do Wisły” – mówił kapitan Białej Gwiazdy.

Na początku konferencji głos zabrał Bogdan Basałaj, prezes Wisły Kraków. „Przychodzą takie momenty w życiu, gdzie, nie boję się tego powiedzieć, ikony tego klubu, odchodzą. Mam taką osobistą refleksję, bo w 2000 roku w styczniu Arek przyszedł do Wisły Kraków i ja też wtedy przyszedłem. Często się z nim przekomarzałem, że jesteśmy rówieśnikami. Miałem kilka lat przerwy w pracy w Wiśle. Jak teraz przyszedłem, to Arek odchodzi, ale nie dlatego, że ja przyszedłem” – żartował prezes.

„Rzeczywiście, jeśli mówimy o ikonach, to jest kilku piłkarzy w historii tego klubu, którzy zasługują na to miano i myślę, że Arek na pewno na to zasługuje” – podkreślał prezes. „Chciałbym także przekazać podziękowania od właściciela klubu, pana Bogusława Cupiała. Na pewno będzie taki moment w najbliższych dniach, o ile terminy pozwolą, że spotkają się i prezes na pewno będzie chciał podziękować osobiście” – dodał.

Bogdan Basałaj powiedział, że ma nadzieję, że Arkadiusz Głowacki przyjedzie do Krakowa wtedy, kiedy otwarty będzie już nowy stadion i dostanie od 30 tysięcy kibiców owację na stojąco. „Jeszcze raz chciałbym podziękować Arkowi i wręczyć w imieniu klubu pamiątkowe zdjęcie” – powiedział prezes Wisły.

„Głowę” pożegnali także przedstawiciele Stowarzyszenia Kibiców Wisły Kraków. Prezes SKWK, Robert Szymański, powiedział: „Być może dla Arka jest to taki dosyć ciepły i miły moment, bo poleci do ciepłych krajów, będzie zbierał nowe doświadczenia w lidze tureckiej. Dla nas i wszystkich kibiców to smutna chwila, bo odchodzi nie dość, że kapitan, to człowiek, który tyle zdrowia zostawił dla tego klubu, przez te prawie 300 meczów, które rozegrał. Serdecznie Arku dziękujemy Ci za te wszystkie lata. Mam nadzieję, że nie mówimy żegnaj, tylko do zobaczenia, że po zakończeniu kariery Arek wyląduje w Krakowie i nie będzie wzmacniał konkurentki w Poznaniu swoją wiedzą i doświadczeniem. Jeszcze raz serdecznie dziękujemy i życzymy powodzenia oraz dużo zdrowia w nowym miejscu pracy”. Arkadiusz Głowacki otrzymał od kibiców w prezencie pamiątkowe zdjęcie z napisem: „Nie mówimy: żegnaj. Mówimy: do zobaczenia. Dziękujemy, kibice Wisły” oraz szalik w barwach klubu.

Rzecznik prasowy Wisły, Adrian Ochalik, przekazał podziękowania Arkowi w imieniu wszystkich przedstawicieli mediów, którzy mieli przyjemność pracować z nim przez te wszystkie lata: „Jako kapitan brałeś na klatę wiele rzeczy, po tych trudnych momentach odpowiedzialnie stawałeś przed wszystkimi mediami. W imieniu tych wszystkich osób, które pracowały w mediach chcieliśmy Ci bardzo serdecznie podziękować”.

Potem głos zabrał Arkadiusz Głowacki, który wzruszony mówił: „Tak bardzo wzbraniałem się przed tym momentem i długo rozmyślałem, jak to będzie i mówiłem sobie: 'Nie będzie Arek ryczał', ale ciężko jest. Tak naprawdę muszę zacząć od podziękowań dla wszystkich ludzi związanych z naszym klubem: od pracowników, których widuje się rzadko, przez lekarzy, trenerów, piłkarzy. Wszystkim im bardzo dziękuję. Zawsze czułem się tutaj szanowany, doceniany. Ja również starałem się odwzajemniać tym samym. Spędziłem tutaj najwspanialsze chwile mojego życia. Nieważne, czy były to zwycięstwa, czy porażki. Zawsze byłem dumny z tego, że gram w Wiśle i ludzie mogą nazywać mnie Wiślakiem. Za to wszystkim bardzo dziękuję”.

Na pytanie dziennikarzy, co zdecydowało o jego odejściu z Wisły, Arkadiusz Głowacki, skoro wydawało się, że zostanie w Krakowie do końca kariery, odparł: „Rzeczywiście tak sprawy się miały, ale też z drugiej strony nigdy nie powiedziałem, że nie przyjdzie taki moment i z klubu nie odejdę. Nigdy nie wiadomo, co się może przytrafić. Wydaje mi się, że dla mnie to był ostatni moment, żeby spróbować czegoś innego, spróbować nowych wyzwań. Myślę, że dla każdej ze stron może to być korzystne. Klub sprzedając mnie może mieć pewne środki, aby wzmocnić drużynę. Jeśli chodzi o stronę piłkarską i warunki, które stwarza nowy klub, nie mogę narzekać. Mam nadzieję, że również nowy klub będzie z moich usług zadowolony”.

Przez wiele sezonów „Głowa” był kapitanem Białej Gwiazdy i to on był jednym z tych, którzy decydowali o obliczu drużyny. Czy jest w stanie ktoś go zastąpić? „Myślę, że to nie jest takie trudne. Takie postaci w pewnym momencie się klarują i przejmą pałeczkę. Zostają w szatni osoby, które do tej pory też mocno się udzielały, które brały odpowiedzialność na siebie. To w tej chwili się nie zmieni. Dojdą też nowe osoby, które też będą wnosiły coś do drużyny, do szatni. Życie piłkarskie nie znosi pustki i na pewno tej pustki po odejściu moim nie będzie. Będą nowe osoby, nowe wyzwania i będzie dobrze” – mówił obrońca. A kto w takim razie zostanie nowym kapitanem drużyny? „Myślę, że Radek jest naturalnym następcą” – stwierdził. Na sugestię, że przecież Radosław Sobolewski nie rozmawia z dziennikarzami, „Głowa” zażartował: „Będzie miał może rzecznika. Paweł Brożek się zgłasza do tego”.

Arek Głowacki przez minione 10 lat zagrał w prawie 300 meczach Wisły, jednak nie chciał wyróżniać tej jednej chwili, która by mu zapadła w pamięć „Dla mnie te 10 lat to najwspanialszy moment. Wiem, że były porażki, które bardzo bolały, ale tak naprawdę jak usiądę za ileś tam lat, to powiem sobie, że to były momenty, które czegoś nas uczyły, które mnie czegoś nauczyły. Ta dekada to jeden wielki, wspaniały okres i nie chciałbym wymieniać szczególnie jakiegoś jednego momentu. Spotkałem wspaniałych ludzi tutaj w klubie, miałem okazję z nimi być, pracować, sprzeczać się, żartować. To było coś wspaniałego i tego po prostu nie zapomnę” – przyznał.

W Krakowie były kapitan Wisły zostanie do 25 czerwca. Tego dnia wyleci do Turcji. Na początku będzie towarzyszyła mu rodzina: żona i córka. „Amelka niestety, albo stety, ma komunię w przyszłym roku szkolnym i będziemy musieli dojeżdżać” – mówił zawodnik.

Turecka piłka słynie z fanatycznych kibiców, którzy jednego dnia są skłonni na rękach nosić piłkarzy, następnego ich nienawidzą, a tureckie kluby nie zawsze wywiązują się ze swoich zobowiązań. Arkadiusz Głowacki podkreślał jednak, że nie tylko tam zdarzają się takie rzeczy.„Obawy można mieć zawsze wyjeżdżając w każdy rejon świata” – mówił. „Chciałbym, aby wszystko z mojej strony pod względem piłkarskim było jak należy. Tak naprawdę skupiam się tylko na tym, aby być w dobrej dyspozycji i dawać nowemu klubowi to, co dawałem tutaj Wiśle – czyli po prostu być sobą i dawać z siebie co najlepsze. Tak naprawdę nie miałem okazji spotkać się z trenerem. Lecę do Turcji 25 czerwca i tak naprawdę od tego momentu zacznę poznawać klub” – dodał zawodnik. „Będę chciał się uczyć tureckiego. Jeśli już tam będę, to wydaje mi się, że trzeba włożyć trochę wysiłku i porozumiewać się w języku tureckim” – mówił dziennikarzom.

Konferencję prasową Arkadiusz Głowacki zakończył słowami: „Ja mam taką cichą nadzieję, że jeszcze kiedyś tu wrócę, nie wiem, w jakiej roli. Być może już nie piłkarza, ale mam nadzieję, że będzie mi dane wrócić tutaj do Wisły”.

Ania M.
Biuro Prasowe Wisły Kraków SA
Źródło: wisla.krakow.pl

Arkadiusz Głowacki wrócił do Wisły (video)

24 maja 2012

Po dwóch latach spędzonych w tureckim Trabzonsporze Arkadiusz Głowacki, już oficjalnie, wraca do Wisły. O powrocie Arka mówiło się od kilku tygodni. Właśnie podpisano z nim nową, 2-letnią umowę i jest to pierwszy kontrakt parafowany przez "Białą Gwiazdę" przed nowym sezonem.

Arek, witaj w domu (video) >>

W Trabzonsporze "Głowa" wziął udział w 33 meczach ligowych i wywalczył awans do Ligi Mistrzów. W niej Arek wystąpił we wszystkich sześciu meczach fazy grupowej: z Interem Mediolan, Lille i CSKA Moskwa.

Nim przeniósł się do Turcji Arek aż 10 lat spędził przy Reymonta 22, często pełniąc funkcję kapitana zespołu. Na razie jednak nie wyrywa się do przejęcia prestiżowej opaski: - Wisła ma świetnego kapitana i nie widzę najmniejszych powodów, żeby coś zmieniać w tym względzie. Radek Sobolewski może spać spokojnie, bo nie będę mu siłą wyrywał kapitańskiej opaski - mówił niedawno w "Gazecie Krakowskiej".

Piłkarzami Trabzonsporu są dwaj inni byli piłkarze Wisły - Paweł i Piotr Brożkowie. W ich przypadku również mówi się o powrocie do Krakowa, jednak sprawa jest znacznie bardziej skomplikowana. Choćby dlatego, że bracia mają wciąż ważny kontrakt z tureckim klubem.

Źródło: wislakrakow.com

Głowacki: Wisła to mój klub

31-07-2012

Czy spełniły się marzenia obrońcy Wisły? Czy Wisła w tym sezonie ma szansę walczyć o odzyskanie mistrzostwa Polski? Dlaczego „Głowa” zdecydował się wrócić do Krakowa? Na te i inne pytania znajdziecie odpowiedź poniżej.

Jak wspominasz swój pobyt w Turcji? Czy był to udany czas, czy zmarnowana szansa ?

Pobyt w Turcji wspominam bardzo miło, miałem możliwość spełnienia swojego marzenia i zagrałem w Lidze Mistrzów.

Zdobyłeś jakiegoś przyjaciela w Turcji poza Pawłem i Piotrem Brożkami?

Miałem wielu kolegów w drużynie, przyjaźniłem się jednak tylko z Polakami grającymi w Trabzonsporze.

Czy będąc w Turcji nadal kibicowałeś Wiśle?

Byliśmy cały czas na bieżąco, co w dzisiejszych czasach przecież nie jest zbyt trudne. Dzięki stronie internetowej Wisły oraz telewizji wiedzieliśmy o wszystkim co dzieje się, zarówno w krakowskim klubie, jak i w całej Ekstraklasie.

Jak oceniasz szanse Patryka Małeckiego w Turcji?

Uważam z całą pewnością, że na pewno tam sobie poradzi.

Czy pobyt w Turcji nauczył Cię czegoś nowego, innego spojrzenia na piłkę nożną?

W Turcji na pewno inaczej gra się w piłkę. Gra jest mniej siłowa, za to bardziej techniczna. Jeśli jednak chodzi o organizację gry, to ta stoi na wyższym poziomie w Polsce.

Najlepsze i najgorsze wspomnienie z gry w Turcji?

Te najlepsze to na pewno spotkania w Lidze Mistrzów oraz spotkania z drużynami ze Stambułu. Podczas tych meczów atmosfera jest niesamowita, a co za tym idzie trudno zapomnieć o takich spotkaniach. Najgorsze? To na pewno kontuzje, z którymi jednak udało mi się poradzić.

Dlaczego zdecydowałeś się wrócić do ekstraklasy?

Chciałem po prostu wrócić do domu, do swojego klubu. Z tej decyzji najbardziej cieszy się moja rodzina.

Czy numer 6 jaki nosisz na koszulkach ma jakieś symboliczne dla Ciebie znaczenie?

Przez dziesięć lat przyzwyczaiłem się do tego numeru. Teraz także pojawiła się możliwość zagrania z tym numerem, oczywiście dzięki uprzejmości Gordana Bunozy, dlatego postanowiłem z niej skorzystać.

Co zmieniło się w Wiśle po Twoim powrocie z Turcji? Jak oceniasz ten zespół i sztab szkoleniowy?

Trudno jest tak po prostu porównać te drużyny. Na pewno jest tutaj kilku zawodników o wysokich umiejętnościach indywidualnych.

Czy młodzi zawodnicy słuchają Cię i wyciągają wnioski z tego, co im przekazujesz na treningach?

Na szczęście dzisiejsza młodzież wie jak się zachowywać, a jeśli chodzi o uwagi typowo piłkarskie, to oczywiście, że starają się czerpać jak najlepsze wzorce.

Co sądzisz o umiejętnościach nowych, młodych graczy?

W tym wieku każdy piłkarz powinien się jeszcze dużo uczyć, oni także.

Czy stęskniłeś się za kibicami przy Reymonta 22?

Odpowiedź może być tylko jedna: oczywiście, że tak!

Czy Wisła ma szanse w tym sezonie walczyć o mistrzostwo Polski?

Tak i jest to cel każdego z nas.

Myślisz jeszcze o reprezentacji Polski i o tym, że możesz walczyć o awans na Mistrzostwa Świata, które rozegrane zostaną w 2014 roku w Brazylii?

Prawdopodobnie tak się nie stanie. Mój czas w reprezentacji już minął.

Chcesz skończyć karierę w Wiśle?

Wszystko wskazuje na to, że tak będzie. Podpisałem dwuletni kontrakt. Chcę przez ten okres dać Wiśle wszystko co najlepsze, a nie odcinać tylko kupony.

Biuro Prasowe Wisły Kraków SA
Źródło: wisla.krakow.pl

"W końcu wybija ta osiemnasta i trzeba będzie robić swoje"

Wpisany przez DK

piątek, 17 lipca 2015 01:00

Wywiad z Arkadiuszem Głowackim.

Ciężko być kapitanem Wisły? Dzisiaj, teraz, mając w pamięci te wszystkie sukcesy, które osiągałeś?

Nie jest to takie trudne jakby się mogło wydawać, z tego względu, że jest to chyba już siódmy, ósmy sezon, w którym jestem kapitanem. Najtrudniejsze były początki, bo nie ukrywam, że nigdy nie nosiłem się z zamiarem noszenia tej opaski, zawsze wolałem być w cieniu i niekoniecznie brać odpowiedzialność w pierwszym szeregu na siebie. Zawsze jednak podkreślam, że to życie pisze scenariusze i trzeba się dostosować.


Pierwszy raz zostałeś kapitanem po „tragedii ateńskiej”…

A tak. Nie pamiętałem nawet tego.


Widzisz jakieś analogie tu i teraz?

Nie , zdecydowanie nie. Zupełnie inna historia. Wtedy byliśmy klubem, który pukał do Europy, nie byliśmy gorsi w tym meczu i nie brakło nam wiele aby zagrać w Lidze Mistrzów. Teraz sytuacja jest zgoła odmienna, walczymy razem z klubem o przetrwanie i staramy się robić to godnie. Niedawno powiedziałem, że coś się ruszyło, przychodzą do nas ludzie, którzy mają podnieść jakość tej drużyny, ona jest też przebudowywana. Kolejny etap pewnie dosięgnie mnie i kilku zasłużonych zawodników, ale nie ma się na co obrażać. Cieszy mnie entuzjazm kibiców, którzy śledzą poczynania Wisły na rynku transferowym i widzą zmiany. Podchodzę do tego sezonu pełen nadziei ale i obaw, aby wszystko się udało. Chcemy aby było dobrze od razu, ale może trzeba będzie poczekać.


Jak ocenisz nowe nabytki zespołu?

Bardzo pozytywnie. To zawodnicy ambitni, którzy dobrze grają w piłkę. Wydaje się, że po odejściu kilku zawodników, były pewne obawy, że będzie ich ciężko zastąpić, ale myślę, że jakościowo może być podobnie, a w przyszłości ci piłkarze dadzą nam jeszcze więcej radości, niż ci, którzy odeszli.


Dla tych graczy to też możliwość rozwoju, grają przecież w Wiśle…

Myślę, że każdy z zawodników, który tu przychodzi zdaje sobie sprawę z trudności, które trapią ten klub. Życie jednak też pokazuje, że Wisła bez względu na problemy, które przechodzi nieustannie jest marką. Ciągle przyciąga zawodników, nieważne w jakim momencie dziejowym się znajduje.


Musisz rozmawiać ze swoimi kolegami, motywować ich w jakiś szczególny sposób ze względu na te problemy?

Nie ma takiej potrzeby. Oczywiście jest kilka takich momentów w sezonie, kiedy trzeba porozmawiać o tych problemach, nie tylko w szatni, ale i z prezesami, czy z ludźmi, którzy odpowiadają za pewne sprawy w klubie. O „kasie” rozmawia się jednak tylko wtedy, kiedy naprawdę trzeba poruszyć ten temat. Później interesuje nas tylko boisko. W każdym meczu walczymy o zwycięstwo i nie interesuje nas czy te przelewy zostały zrobione, czy nie. Nie wyobrażam sobie, że ktoś przekraczając linię boiska myśli o zaległościach. Po prostu…


Miałeś ofertę z Lechii Gdańsk. Jak bardzo była ona poważna?

Była propozycja, bardzo ciekawa, ale do niczego nie doszło. Jestem tu.


Grasz w Wiśle trzynaście lat, odnosiłeś wielkie sukcesy. Teraz jest trochę inaczej. Nie zazdrościsz na przykład „Baszczowi” czy „Kosie” ich wakacji?

Nie, nie (śmiech). Czasem-chociaż pewnie mi tego nie powiedzą-odnoszę wrażenie, że to oni mi zazdroszczą, ale to tak pół żartem pół serio. Każdy zawodnik, który kończy grać, na początku się tym zachłystuje. Wiadomo, brak obowiązków, luz, ale trwa to miesiąc, dwa. Potem brakuje adrenaliny, codziennego rytmu, treningów, zmęczenia, atmosfery. Dlatego tak wielu piłkarzy po karierze sobie nie radzi. Łatwiej jest być piłkarzem, niż nim nie być.


Jak wrażenia po prezentacji w Galerii Bronowice?

Podobało mi się. Wspomniałem o tym entuzjazmie, mnóstwo dzieci, młodzieży. Do tej pory odbywało się to trochę na „smutno”, tutaj był entuzjazm, była radość i niech ta pozytywna atmosfera się wszystkim udziela.


Wspomniałeś o młodzieży. Zdajecie sobie sprawę-a Ty w szczególności-, że dla wielu ludzi, zwłaszcza młodszych jesteście autorytetami?

Staramy się zachowywać jak należy, nie zawsze wychodzi. Dla wielu z nich z pewnością jesteśmy drogowskazem. Pokazujemy, że trzeba walczyć, starać się, stawiać sobie w życiu cele. Każdy, albo prawie każdy z nich chciał być piłkarzem, ale tylko nielicznym się uda. Inni będą robić coś innego. To jest nasza misja, ale zdajemy sobie sprawę z tego w wieku już dojrzałym, czyli na przykład moim. Z takimi dzieciakami trzeba zostać, porozmawiać, przybić piątkę.


Kiedyś Wasze wyniki tworzyły niesamowity efekt. Teraz-wierząc, że rezultaty będą nadal korzystne- to Wy jako piłkarze, swoimi osobami będziecie musieli przyciągnąć ludzi na trybuny. To dla Was nowa sytuacja?

Wiadomo-zawsze mogło być lepiej. Ja jednak uważam, że nikt od odpowiedzialności nie uciekał. Były organizowane spotkania, były wyjazdy, zawsze byliśmy otwarci na fanów. Ale może być lepiej i wierzę, że będzie.


Wróćmy do piłki. Za Wami okres przygotowawczy pod opieką Kazimierza Moskala. Sam w jednym z wywiadów powiedziałeś, że to wszystko zaczyna fajnie wyglądać. Dużo daje Wam osoba trenera Moskala?

Trener czerpię garściami z tej krakowskiej piłki. Myślę, że nie odejdzie od tego stylu bez względu na wyniki i będzie uparcie dążyć aby ten styl doskonalić. To jest tożsamość Wisły, którą wszyscy pamiętamy i myślę, że idziemy w dobrym kierunku.


Dobrze układa się Wasza gra w defensywie, szwankuje ofensywa. Sezon zaczniecie bez klasycznych skrzydłowych. Czy może być to Wasz problem?

Może, ale też nie musi. Jeśli weźmiemy pod uwagę grę naszych bocznych obrońców, którzy często grają jak skrzydłowi, może być to nasz atut. Cieszy mnie, że Paweł odzyskał swój błysk. To jest dla niego bardzo ważne, znam go tyle lat i wiem, że ten błysk przekłada się na wyniki. Jestem optymistą przed kolejnymi meczami.


Jak Twoje zdrowie? Miałeś ostatnio problemy.

Przytrafił mi się drobny uraz łydki, ale już wszystko w porządku, mam nadzieje, że to się nie powtórzy. Ostatni sezon udało mi się rozegrać bez urazów i oby było tak dalej.


Zagrasz z Górnikiem?

Nie wiem, ale czuje, że zagram. Jestem gotowy.


Nowy sezon to nowe wyzwanie. Nie możesz się doczekać meczu?

Nie podchodzę tak do tego. Ta chwila musi nadejść i ja muszę być na nią gotowy i przygotowany do swoich zadań. W końcu wybija ta osiemnasta i trzeba będzie robić swoje.


Chciałbyś być kiedyś trenerem?

Jestem zbyt wygodnym człowiekiem, a praca trenera to najgorszy zawód świata. Ale nigdy nic nie wiadomo.


„Historia wypisana bliznami”. Tak o Tobie można przeczytać. Męczyły Cię te kontuzje?

Nie. Bardziej męczyło mnie te ciągle gadanie, niż same urazy. One wszak w sporcie kontaktowym są czymś normalnym. Ale wraz z wiekiem nabiera się pewnej mądrości. Kiedyś miałem ciągle rozbitą głowę, ale teraz już wiem jak się ustawiać. Chociaż kto wie, może jutro znowu mi się to przydarzy.


Wnioski z przeszłości zostały wyciągnięte?

Pomogło kilka dobrych rad Radka Kałużnego (śmiech). Nie myślę o swoich urazach i to jest najważniejsze.


W następnej kolejce gramy derby. Ten mecz jest już w tyle głowy?

Tak. Zwłaszcza ci, którzy w nich grali czują to trochę bardziej. Przy Kałuży gra nam się ciężko, ale będziemy dobrze mentalnie przygotowani do tego meczu.


Jakie cele stawia sobie drużyna na ten sezon?

Nie chcę mówić o celach. Na razie wyjdźmy spod kreski, zagrajmy w ósemce, a potem co Bóg da.


Źródło: skwk.pl

Galeria zdjęć

Reprezentacyjna galeria